Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd milczy, a robaki ciągle się rozmnażają [WIDEO]

Marzena Rogozik
Marzena Rogozik
Z mieszkania kobiety gruzowisko wciąż nie zostało usunięte, choć od makabrycznego odkrycia minęło już pięć miesięcy
Z mieszkania kobiety gruzowisko wciąż nie zostało usunięte, choć od makabrycznego odkrycia minęło już pięć miesięcy fot. Adam Wojnar
Kraków. 110 rodzin od czterech miesięcy sąsiaduje z wylęgarnią zarazków, ponieważ sąd nie znalazł czasu na rozpatrzenie wniosku, który umożliwi dezynsekcję lokalu.

Mieszkanie w bloku przy ul. Wężyka, w którym pięć miesięcy temu komornik znalazł osiem martwych i jedenaście ledwo żywych kotów perskich wciąż nie zostało posprzątane ze śmieci, zwierzęcych odchodów i namnażających się zarazków.

Autor: Marzena Rogozik

110 rodzin musi sąsiadować z pełnym rupieci i duszącego fetoru lokalem, bo Sąd Rejonowy dla Krakowa - Nowej Huty przez niemal cztery miesiące nie znalazł czasu, by rozpatrzyć wniosek wspólnoty mieszkaniowej, która chciała uzyskać zarząd nad nieruchomością, by zgodnie z prawem posprzątać mieszkanie.

Zapytaliśmy w sądzie, co jest powodem zwłoki w wydawaniu decyzji, gdy w grę wchodzi zdrowie mieszkańców. Jednak od ubiegłej środy my również nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Marcin Jamrozik, radca prawny poproszony o pomoc przez wspólnotę mieszkaniową powiedział nam, że przyczyną opóźnienia sądu był prawdopodobnie... sezon urlopowy. Ustalił też, że sprawa może jeszcze potrwać. Przed wydaniem decyzji sąd zamierza bowiem zapytać właścicielkę mieszkania o... zgodę na jego posprzątanie. Taka jest procedura. A pismo zostanie oczywiście wysłane na adres przy ul. Wężyka. Nie wiadomo tylko, czy zmieści się w już przepełnionej skrzynce pocztowej.

- Przecież to jakiś absurd. Zwróciliśmy się do sądu, bo właścicielka tam nie mieszka. Po co więc sąd kieruje korespondencję na ten adres - oburza się Roman Kempiński, członek zarządu wspólnoty mieszkaniowej.

O budynku przy ul. Wężyka 15a zrobiło się głośno, gdy 29 kwietnia tego roku komornik sądowy wszedł do mieszkania ok. 50-letniej kobiety, która od miesięcy nie płaciła czynszu, a żaden z sąsiadów nie wiedział, gdzie się podziewa.

Z mieszkania bił tak odurzający fetor, że część przybyłych na miejsce funkcjonariuszy nie była w stanie wejść do środka. Każdy znajdujący się w mieszkaniu przedmiot pokrywała gruba warstw brudu, odchodów, a pod sufitem latały olbrzymie muchy.

WIDEO: Była policjantka zagłodziła na śmierć osiem kotów. Miała w domu umieralnię
Autor: Marzena Rogozik, Adam Wojnar

Jeszcze tego samego dnia członkowie wspólnoty mieszkaniowej wezwali firmę, która przeprowadziła dezynsekcję mieszkania. Jej pracownicy podkreślili jednak, że na tym zabiegu nie można poprzestać, a lokal bezwzględnie wymaga dalszego oczyszczania. - Poinformowali nas, że z mieszkania należy usunąć wszystkie przedmioty i jeszcze trzykrotnie zrobić dezynsekcję - wspomina Roman Kempiński.

Już prawie cztery miesiące prośba mieszkańców czeka na rozpatrzenie. Bez zgody sądu nie da się posprzątać mieszkania

W budżecie wspólnoty przy ul. Wężyka 15a zarezerwowano 10 tys. zł na wyczyszczenie mieszkania byłej właścicielki kotów. - Znaleźliśmy również pomieszczenie, do którego trafiłyby przedmioty z tego lokalu - podkreśla Roman Kempiński, przedstawiciel wspólnoty mieszkaniowej.

Mieszkańcy byli przekonani, że sąd w dwa tygodnie wyda decyzję umożliwiającą posprzątanie wylęgarni zarazków. - We wniosku wyraźnie podkreśliliśmy, że sprawa jest pilna i prosimy o jak najszybsze jej rozpatrzenie - twierdzi Roman Kempiński.

Tymczasem sąd zwleka z decyzją już cztery miesiące. A mieszkańcy wolą nie myśleć, co dzieje się w szczelnie zamkniętym i oklejonym taśmą mieszkaniu.

- W lecie czuć było wydobywający się stamtąd fetor, a kilka osób zgłosiło mi, że w ich mieszkaniach pojawiły się robaki. Pewnie przedostały się kanałami wentylacyjnymi - mówi Roman Kempiński, który mieszka tuż nad feralnym lokalem.

Sam wielokrotnie dopytywał w administracji budynku, na jakim etapie jest sprawa, ale ciągle słyszał, że nie wiadomo, co dzieje się z wnioskiem. Dziwi się, że przy tak rażącej zwłoce sąd nie został ponaglony.

Radca prawny z ramienia administracji bloku, który 6 czerwca tego roku złożył w sądzie wniosek o ustalenie wspólnoty mieszkaniowej zarządcą mieszkania byłej właścicielki kotów, nie chciał z nami rozmawiać, zasłaniając się... tajemnicą zawodową. Porozmawialiśmy z innym radcą, który na prośbę wspólnoty miał sprawdzić, dlaczego decyzja jeszcze nie została wydana.

Sąd nierychliwy

- Prawdopodobnie przyczyną takiego opóźnienia w rozpatrywaniu sprawy był sezon urlopowy, co nie zmienia faktu, że nie powinno to tak wyglądać - próbuje tłumaczyć sąd radca prawny Marcin Jamrozik.

Marka Steinhoffa-Traczewskiego, asystenta ds. prawa gospodarczego z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego nie dziwi tak długa zwłoka w odpowiedzi. - Nasz krakowski sąd, niestety, do szybkich nie należy - komentuje ekspert. Przyznaje również, że zawarcie w treści pisma prośby o szybkie rozpatrzenie wniosku nie ma wpływu na czas zajęcia się nim przez sąd.

- Gdy sprawa się przedłuża zawsze można złożyć skargę na bezczynność organu - radzi Marek Steinhoff-Traczewski. - Wtedy jednak sąd wyższej instancji pisze do sądu niższej instancji i zobowiązuje go do przyspieszenia procesu. A to często jeszcze bardziej wydłuża całe postępowanie.

Można było szybciej?

Istnieje wprawdzie możliwość szybszego uporania się z problemem, ale jest obarczona ryzykiem. Administracja budynku ma prawo bez zgody sądu posprzątać lokal, a w przypadku ewentualnych skarg właścicielki mieszkania musi udowodnić, że działała w stanie wyższej konieczności, wchodząc do jej mieszkania.

- Jeśli członkowie wspólnoty mieszkaniowej udowodniliby, że to co znajduje się w mieszkaniu zagrażało zdrowiu lub życiu ludzi i nie mogli czekać na zgodę sądu, to w ramach dozwolonej samopomocy mogli wejść do mieszkania i je wyczyścić. Oczywiście w asyście policji - tłumaczy Marek Steinhoff-Traczewski.

Przedstawiciele administracji budynku i wspólnoty mieszkaniowej nie chcą jednak samowolnie wchodzić do mieszkania byłej hodowczyni „persów” bez dokumentu wydanego przez sąd. Obawiają się, że mogą być posądzeni o bezprawne wtargnięcie do lokalu czy kradzież mienia, dlatego wybrali formalną drogę załatwienia problemu.

Kupiec przejmie problem

Tymczasem administratorka budynku z Rejonu Obsługi Mieszkańców „Prokocim” poinformowała nas, że właśnie został wyznaczony termin sprzedaży mieszkania byłej właścicielki kotów, ponieważ od dawna nie płaci ona czynszu. Licytacja nieruchomości odbędzie się na początku grudnia, a cena wywoławcza od jakiej będzie można kupić mieszkanie to niewiele ponad 100 tys. złotych.

Wszystko wskazuje więc na to, że mieszkanie do grudnia nie zostanie wysprzątane. - Nie dostaliśmy informacji, co zrobić z rzeczami, które znajdują się w środku - stwierdza Małgorzata Miara wiceprezes Rejonu Obsługi Mieszkańców „Prokocim”. - Jako administracja nie mamy uprawnień do tego, by decydować, co wyrzucić, a co zostawić - zaznacza i dodaje, że jeśli znajdzie się kupiec to prawdopodobnie on będzie musiał uporać się z tym problemem.

Co jednak, kiedy chętnych na zakup nie będzie? Wtedy mieszkańcy zostaną zmuszeni przez kolejne miesiące żyć w sąsiedztwie pełnego odchodów i śmieci mieszkania.

Niestety, to nie pierwszy przypadek, gdy urzędnicy, którzy mogliby zareagować wcześniej, nie robią tego. Jeszcze przed tragicznym odkryciem kociej umieralni mieszkańcy i wspólnota mieszkaniowa bloku przy ul. Wężyka wielokrotnie interweniowali w sprawie okropnego smrodu, jaki wydobywał się z mieszkania hodowczyni kotów. Słali skargi do różnych instytucji publicznych, ale urzędnicy tłumaczyli zawsze, że bez zgody właścicielki nie mogą wejść do mieszkania. Aż do czasu tragedii.

Koty są w dobrych rękach

Po blisko pół roku mieszkańcy bloku przy ul. Wężyka wciąż nie uporali się z problemem.

Znacznie więcej szczęścia miały perskie koty, które ocalały i trafiły do schroniska Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Z mieszkania byłej hodowczyni kotów inspektorzy KTO zabrali 11 kotów: siedem samic i cztery samce.

W schronisku dostały antybiotyki i witaminy. Zostały odpchlone, odrobaczone i zaszczepione. Mimo tego jedna kotka nie przeżyła katuszy i głodówki jaką właścicielka zafundowała jej, zamykając ją w mieszkaniu na wiele miesięcy.

Jak się dowiedzieliśmy pozostałe 10 kotów zostało adoptowanych i trafiło w dobre ręce.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski