Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd sam się osądził i uznał, że nie zawinił

Zbigniew Bartuś
Dariusz Gdesz
Kontrowersje. Oświęcimianka pozwała Skarb Państwa o odszkodowanie za szkodę, jaką podczas dziwnego „kapturowego procesu” miał jej wyrządzić miejscowy sąd. Sprawą zajął się… tenże sąd.

Jakież było zdumienie pani Iwony, czterdziestoletniej mieszkanki Oświęcimia, gdy do jej drzwi zapukał komornik. Poinformował, że w miejscowym Sądzie Rejonowym miesiącami toczyło się przeciwko niej postępowanie i zapadł wyrok: przegrała z kretesem, nie odwołała się i musi płacić.

– Zdębiałam, bo nie miałam pojęcia o żadnym procesie. Nikt mnie o niczym nie poinformował – oburza się kobieta.

Okazało się, że pozew do sądu, a konkretnie Wydziału III Rodzinnego i Nieletnich, skierował jesienią 2010 roku jej były mąż. W imieniu dwóch córek zażądał podniesienia alimentów o 120 procent. We wniosku podał oświęcimski adres pozwanej, ale – co istotne – opatrzył go uwagą, iż wyszła ona powtórnie za mąż, mieszka na stałe w Portugalii i nie wiadomo, gdzie dokładnie. Sąd zapytał MSW o miejsce pobytu pani Iwony i uzyskał odpowiedź, że jest ona na stałe zameldowana w Oświęcimiu, a konkretnie – pod wskazanym w pozwie adresem.

Eksmałżonek nie przedstawił sądowi żadnego dowodu na to, że Iwony nie ma w Polsce, ani że nie podejmuje ona korespondencji w miejscu zameldowania wskazanym w pozwie i odpowiedzi MSW.

– A przecież ja tam wciąż mieszkałam! _– mówi kobieta. _

Mimo to sąd trzymał się wersji, że wyemigrowała i nie wysłał na jej oświęcimski adres żadnych pism związanych z postępowaniem. Zamiast tego wyznaczył kuratora, który miał reprezentować przed sądem interesy „pozwanej nieznanej z miejsca pobytu”. Kurator nie zgłosił ani jednego wniosku i nie pojawił się na żadnej rozprawie. W jedynym piśmie stwierdził, że pozostawia powództwo do decyzji sądu i wniósł o zasądzenie… wynagrodzenia dla samego siebie.

Dług za kapturowy proces
Po pół roku „rozpoznawania sprawy”, w kwietniu 2011 r., oświęcimski sąd wydał wyrok, w którym uwzględnił wszystkie żądania pozwu, czyli podniósł alimenty o 120 proc. (do 1500 zł miesięcznie) – i to nie od kwietnia 2011, tylko wstecz – od 1 września 2010. W ten sposób niczego nieświadoma Iwona została nagle obarczona wysokim długiem, w dodatku z rygorem natychmiastowej wykonalności. Sąd dorzucił jeszcze koszty tego kapturowego procesu.

Kurator znów nie kiwnął palcem, nie wystąpił nawet z wnioskiem o uzasadnienie wyroku. W ten sposób orzeczenie stało się prawomocne i – za sprawą eksmałżonka Iwony – trafiło do komornika. Dopiero on sprawdził, czy pod oświęcimskim adresem Iwony ktoś nie mieszka. Zastał tam… Iwonę, która w ten sposób dowiedziała się o sprawie. I swoim długu.

Z pomocą adwokata skierowała do krakowskiego Sądu Okręgowego wniosek o przywrócenie terminu apelacji. Opisała w nim kuriozalne okoliczności całej sprawy. Sędzia Jadwiga Osuchowa nie zostawiła na oświęcimskich kolegach suchej nitki i uchyliła alimentacyjny wyrok w całości. W uzasadnieniu zwróciła uwagę, że Sąd Rejonowy „nie podjął żadnego działania mającego na celu ustalenie, czy pozwana przebywa pod wskazanym w pozwie adresem” i bezzasadnie ustanowił dla niej kuratora, który również nie próbował ustalić adresu reprezentowanej osoby. Zdaniem Sądu Okręgowego, kobieta została w ten sposób „pozbawiona możliwości obrony swoich praw”, a skutkiem tego jest „nieważność całego postępowania”.

Nieważność nieważnością, ale młyny sprawiedliwości mełły wolno, a na karku pani Iwony siedział komornik – Tomasz Paszek. Wprawdzie po korzystnym dla oświęcimianki wyroku Sądu Okręgowego umorzył postępowania windykacyjne przeciwko niej, ale jednocześnie wyliczył sobie koszty egzekucji – w sumie prawie 4,1 tys. zł. I skasował je od dłużniczki. Czyli pani Iwony. Ponadto musiała ona zapłacić sądowi w Oświęcimiu 540 zł za kapturowe postępowanie. Co z tego, że było ono prowadzone z naruszeniem prawa i zostało „zniesione w całości”, skoro kosztów nikt Iwonie nie zwrócił?

Niech sąd zapłaci
Wkurzyłam się – przyznaje oświęcimianka. Podkreśla, że od rozwodu wzorowo, w terminie, płaci alimenty. Gdyby wiedziała o postępowaniu, zgodziłaby się na podwyższenie świadczeń i dobrowolnie, bez angażowania komornika (i związanych z tym kosztów), oddała córkom wszystko co do grosza.

– Nie tylko w mojej opinii oświęcimski sąd swym bezprawnym postępowaniem wyrządził mi materialną szkodę. Nie wspominam o przeżytym szoku, zszarganych nerwach, nieprzespanych nocach. Nie mówię o adwokatach, których musiałam nająć. Niech mi zwrócą chociaż koszty komornicze, bo obciążanie mnie nimi w tej sytuacji to jawny absurd i __rażąca niesprawiedliwość – przekonuje kobieta.
Postanowiła skorzystać z zapisów art. 417 Kodeksu cywilnego, zgodnie z którym za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechania przy wykonywaniu władzy publicznej odpowiada Skarb Państwa „lub inne osoba prawna wykonująca tę władzę z mocy prawa”. W sierpniu 2012 r. pozwała Skarb Państwa – Sąd Rejonowy w Oświęcimiu.

Sprawa ciągnęła się miesiącami, bo sędziowie pozwanego sądu złożyli wnioski o wyłączenie ich z orzekania w tej kwestii. Argumentowali, iż „stroną pozwaną jest Skarb Państwa – Sąd Rejonowy w Oświęcimiu i okoliczność ta mogłaby wywołać wątpliwości co do ich bezstronności i obiektywizmu, skoro są pracownikami strony pozwanej”. Niektórzy dodali, że „rozpoznanie sprawy będzie wiązać się z oceną prawidłowości czynności podejmowanych przez ich kolegów”.

Ostatecznie jednak Sąd Okręgowy w Krakowie wyłączył ze sprawy tylko trójkę sędziów, w tym prezes oświęcimskiej placówki Urszulę Piekarę oraz Łukasza Ćmielewskiego, który prowadził – unieważnione potem – postępowanie alimentacyjne bez udziału Iwony.

Krakowski sąd uznał, że nie ma żadnych przeszkód, by reszta sędziów z Oświęcimia orzekała w tej sprawie. W efekcie, 21 stycznia 2015 r., sędzia Mikołaj Karpow z Wydziału I Cywilnego oświęcimskiego sądu oddalił powództwo pani Iwony, obarczając ją kosztami postępowania: 600 zł na rzecz pozwanego (czyli Sądu Rejonowego...) oraz 617 zł dla eksmałżonka, który pełnił rolę tzw. interwenienta ubocznego.

Zdaniem sędziego Karpowa, kobieta nie wykazała „powstania szkody”, ani „związku przyczynowego” między rzekomą szkodą a zachowaniem sądu.

„Przede wszystkim trudno się doszukać w zachowaniu pozwanego Sądu Rejonowego w Oświęcimiu niezgodnego z prawem zaniechania” – napisał w uzasadnieniu sędzia Karpow. Według jego ustaleń, sąd zrobił wszystko jak należy. Przede wszystkim przy ustalaniu adresu Iwony oparł się na „jednoznacznych oświadczeniach” (córek i eksmęża), więc nie można uznać za błąd (sic!) tego, iż nie wysłał żadnych pism na oświęcimski adres kobiety, ani nie próbował sprawdzać, czy ktokolwiek tam przebywa i odbiera korespondencję.

Zdaniem sędziego Karpowa, taka nadgorliwość sądu mogłaby „skutkować przewlekłością postępowania”, w sytuacji, gdy „chodziło o dobro dzieci”. Owym dobrem kierował się również – zdaniem sędziego – kurator. Jeśli nawet była jakaś szkoda, to winien ją naprawić eksmałżonek z córkami, bo wprowadził Temidę w błąd.

–_ A __moje dobro? Moje prawa? _– pyta oświęcimianka. Zastanawia się, czy walczyć dalej, apelować. Twierdzi, że w Oświęcimiu „żaden adwokat nie chce zadzierać z sądem”…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sąd sam się osądził i uznał, że nie zawinił - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski