Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sądny dzień dla oskarżonych za śmierć w hali targowej

Teresa Semik
Nic nie wskazywało, że hala runie - mówią obrońcy, domagając się uniewinnienia projektantów, użytkowników hali i rzeczoznawców
Nic nie wskazywało, że hala runie - mówią obrońcy, domagając się uniewinnienia projektantów, użytkowników hali i rzeczoznawców Fot. Karina Trojok
10 lat temu, pod zawalonym dachem zginęło 65 uczestników wystawy gołębi. Dziś sąd opublikuje wyrok w sprawie katastrofy. Prokurator żąda 10 lat więzienia dla projektanta i po 6 lat dla wykonawców, użytkowników i rzeczoznawców.

Proces przeciwko 12 oskarżonym, których katowicka prokuratura postawiła przed sądem za zawalenie się hali Międzynarodowych Targów Katowickich w 2006 roku, był trudny i skomplikowany nie tylko ze względu na rozmiar tragedii. Sąd, ogłaszając dziś wyrok, musi powiedzieć, co było przyczyną tej największej katastrofy budowlanej w powojennej Polsce, ale też kto zawinił i w jakim stopniu. Tymczasem biegli z Politechniki Krakowskiej w opinii napisali: „Pytanie, kto zawinił i ponosi za całą tę sytuację odpowiedzialność, jest kłopotliwe”.

Naukowcy wskazali na błędy i wady konstrukcyjne, które zadecydowały o katastrofie, ale dodali, że widzą wyraźne sprzeczności między obliczeniami wytrzymałości konstrukcji hali a tym, co się z tą halą faktycznie działo. Mimo drastycznych przeciążeń większości podzespołów konstrukcyjnych, hala przetrzymała powtarzające się średnio co dwa lata duże przeciążenia z powodu zalegającego na dachu śniegu.

Konstrukcja ta była w znacznym stopniu prototypowa, nowej generacji. I ten prototypowy charakter był pewnym zaskoczeniem dla wszystkich zespołów biegłych, którzy wypowiadali się o przyczynach katastrofy budowlanej. Hala nie ma w Polsce pierwowzoru, nie jest opisana w normach krajowych i dostępnej krajowej literaturze. Nie było wiadomo, jak zachowa się w trakcie eksploatacji.

Prokurator twierdzi, że zabrakło mi wyobraźni, bo musiałem wiedzieć, że hala jest w złym stanie, a jej konstrukcja wręcz niebezpieczna dla życia i zdrowia ludzi. A ja w tej hali, do czasu katastrofy, miałem swoje biuro w czasie każdej imprezy targowej. Także podczas międzynarodowej wystawy gołębi pocztowych w styczniu 2006 roku - mówi oskarżony Ryszard Z., były członek Zarządu MTK. - Gdyby wyjazd służbowy do Hiszpanii odbył się w planowanym terminie, pracowałbym nadal w tym biurze w chwili zawalenia się dachu. Jaka wówczas byłaby moja sytuacja procesowa? Byłbym oskarżonym, jak teraz, a może ofiarą, pokrzywdzonym?

67-letni Ryszard Z. to z wykształcenia nauczyciel, były dziennikarz prasy śląskiej. Stanął przed sądem pod zarzutem niedopełnienia obowiązków. Wiedząc o kłopotach z dachem hali, nie zamknął jej. Bezpodstawnie sądził, że hala się nie zawali i nawet nie dopilnował, by ją odśnieżono. Tak mówi prokurator. W mowie końcowej Ryszard Z. wykazał, że wyasygnował pieniądze na odśnieżanie, a sprawy techniczne nie były w zakresie jego obowiązków, bo zajmował się w spółce organizowaniem imprez targowych. Od dbania o obiekty był dział techniczny. -Wielu specjalistów z zakresu budownictwa zajmowało się tą halą, ale żaden z nich nie miał odwagi, albo interesu, by wpisać do książki tego obiektu, że w stanie, w jakim go zaprojektowano i zbudowano, nie nadaje się do eksploatacji - dodał Ryszard Z.

Podobnie mówi szef zarządu MTK, Bruce R., lat 53, obywatel Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii. Zajmował się w spółce finansami i strategią, bo od usuwania śniegu z dachu byli inni. - Mam pięcioro dzieci, żonę, matkę, siostry i mogę sobie wyobrazić ból po stracie bliskich - przekonywał Bruce R. - Do dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego zawalił się 6-letni budynek, który kupiliśmy zaledwie 4 lata wcześniej. Nikt mnie nie poinformował o obawach, co do bezpieczeństwa hali.

Z kierownictwa spółki MTK oskarżonym jest także były jej dyrektor techniczny, 44-letni Adam H.: - Miejsce, w którym pracowałem, zostało zmiażdżone potężną konstrukcją. Nikt nigdy nie mówił, że to może się zawalić.

Mecenas Grzegorz Słyszyk przekonywał sąd, że użytkownicy ze spółki MTK pozostawali w granicach swojej nieświadomości, podejmowali standardowe działania i pytali o szczegóły projektantów, nadzór budowlany. - Użytkownik miał prawo domniemywać, że budynek, którego projekt budowlany został zaakceptowany, a potem dopuszczony do użytku, jest bezpieczny - dodał adwokat.

Z 12 osób objętych aktem oskarżenia wyroku dziś wysłucha przed sądem 9 oskarżonych. Pozostałe osoby to: Piotr I., pracownik techniczny spółki MTK, który dobrowolnie poddał się karze już w 2009 roku. Był zobowiązany do otwarcia drzwi ewakuacyjnych w hali wystawienniczej. Z powodu tych zamkniętych drzwi nikt nie ucierpiał. Został skazany na 1,5 roku w zawieszeniu na dwa lata.

Sprawa 79-letniego inżyniera Szczepana K., który współprojektował halę i złożył swój podpis pod tym dokumentem, została wyłączona do odrębnego rozpoznania z powodu choroby. Jak ustaliła prokuratura, autorami projektu wykonawczego konstrukcji stalowo-żelbetowej hali są: Jacek J. (bez uprawnień budowlanych) i właśnie inż. Szczepan K. (z uprawnieniami budowlanymi). Kolejny oskarżony, inżynier Andrzej W., zmarł w trakcie procesu. On z kolei, jako niezależny rzeczoznawca budowlany, sprawdzał ten projekt i - zdaniem prokuratora- powinien wychwycić i naprawić błędy projektowe.

Na sali sądowej nie wyczuwało się skruchy, choć słychać było żal. Projektant, Jacek J., lat 58, twierdzi, że dokonał dobrych obliczeń, a biegli naukowcy nie przedstawili dostatecznych dowodów, gdzie popełnił błąd. Obiekt był źle użytkowany, bo zalegało na nim zbyt dużo śniegu, a przyczyn katastrofy doszukuje się w rozpełzaniu gruntu wskutek szkód górniczych. Prokurator oskarżył go m.in. o „umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej, gdyż popełnił rażące błędy projektowe”. Te błędy skutkowały awariami dachu.

W styczniu 2000 r. dach ugiął się po raz pierwszy, w trakcie budowy. Wykonawcy z mysłowickiego Przemysłobudu kontynuowali inwestycję, nie zweryfikowali projektu, nie rozpoznali zagrożenia i za to dziś trzy osoby są na ławie oskarżonych. - Ciężko żyć z tragedią, ale jako generalny wykonawca działaliśmy w dobrej wierze i w zaufaniu do osób, z którymi współpracowaliśmy - wyjaśniał inżynier budownictwa, 50-letni Arkadiusz J. - Podstawą naszego działania był projekt hali, wykonany i zatwierdzony przez organy nadzoru budowlanego. A przecież projektowała go nie tylko jedna osoba, lecz całe zespoły.

Wśród oskarżonych jest 65-letni Grzegorz S., inżynier budownictwa, rzeczoznawca, który też nie poznał się na tej hali. W 2002 roku, po drugiej awarii dachu, wydał ekspertyzę, z której nie wynikały prawdziwe przyczyny ugięcia konstrukcji. Zdaniem prokuratora, utwierdziło to MTK w przekonaniu, że awaria była zdarzeniem incydentalnym.

Jedyna kobieta, Maria K., to były powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie. Stoi przed sądem za niedopełnienie obowiązków kontroli utrzymania hali MTK. O stanie zagrożenia wiedziała od awarii dachu w 2002 roku, zdaniem prokuratora. Sama przekonuje, że nie było informacji o deformacjach i odkształceniach, które mogłyby wskazywać na katastrofę budowlaną.

Prokurator uważa jednak, że była możliwość zapobieżenia tej katastrofie, gdyby wszyscy działali z należytą starannością i zgodnie z prawem.

Zespół biegłych Politechniki Krakowskiej, którym kierował prof. Marian Gwóźdź, wskazał na trzy błędy projektowe hali. Na podstawie opinii naukowców, prokurator zapisał w akcie oskarżenia, że przyczyną zawalenia się dachu hali MTK była „niedostateczna nośność konstrukcji stalowej zrealizowanej według projektu wykonawczego obarczonego błędami”, a mianowicie:

- błędnej prognozie obciążenia dachu śniegiem i przyjęcie współczynnika kształtu dachu o wartości 0,8, choć ten współczynnik powinien być dwukrotnie wyższy,

- błędnym rozwiązaniu technicznym konstrukcji stalowych podpór ramowych, ukształtowanych z czterech gałęzi podatnych na rozerwanie, bez powiązania ich głowicą i bez wykratowania ścian płaskich prętami ukośnymi, tzw. krzyżulcami,

- wadliwym rozwiązaniu technicznym konstrukcji oparcia stalowej „quasi-struktury” prętowej niższej części dachu na pasach dolnych dźwigarów kratowych tzw. świetlika. Elementy mocujące nie były w stanie przenieść występujących sił poziomych.

Z wnioskami biegłych z Krakowa zgodzili się naukowcy, którzy przygotowywali opinię na zlecenie Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego, z Politechniki Wrocławskiej, Politechniki Śląskiej oraz Politechniki Warszawskiej.

Choć katowicka prokuratura wskazywała, że dach runął pod wpływem grubej warstwy śniegu i lodu, to końcowe wystąpienia biegłych nie były już tak jednoznaczne. Nierównomierne odśnieżanie powodowało zmianę statyki, a poza tym było wręcz zagrożeniem dla życia ekipy odśnieżającej. Dach mógł się zawalić w każdej chwili, nawet pod wpływem podmuchu wiatru.

Naukowcy z Krakowa w ogóle podważyli konieczność odśnieżania dachów. Należy tak go zaprojektować, aby nie trzeba było odśnieżać. Obrońcy i oskarżeni kwestionowali wypowiedzi biegłych z powodu ich chwiejności. Naukowcy zbyt często zmieniali zdanie na temat tego, co wydarzyło się w tej hali, ale konsekwentnie utrzymywali, że nie nadawała się do eksploatacji. - Dach udźwignąłby 160 czołgów T-34, tak został zaprojektowany. Wytrzymywał ciężar osiem razy większy, niż przewidywała wówczas norma - mówił mecenas Jerzy Feliks, obrońca projektanta.

Jakikolwiek wyrok zapadnie dziś w sprawie tej tragedii, pewnie będzie apelacja.

Hala o konstrukcji stalowej i wymiarach: 97 x 102 m, maksymalnej wysokości 13,2 m, zbudowana na przełomie lat 1999-2000 za 10 mln zł. Jej konstrukcja ugięła się po raz pierwszy w styczniu 2000 r., potem w styczniu 2002 r. i tuż przed katastrofą, na przełomie 2005 i 2006 r.

Na dachu nie mogło być więcej śniegu niż 29 cm. Gdy runął, było 60-70 cm śniegu i 20 cm lodu. W styczniu 2002 r. było tego śniegu nawet 3 m. I dach to wytrzymał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski