Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sadzawice pod Wawelem

Redakcja
W akcie lokacji Krakowa z 1257 roku jest wymienione tylko jedno zwierzę. Oczywiście ryba.

Rybacy Wisłę i jeziora w Krakowie arendujący (2)

Rybacy Wisłę i jeziora w Krakowie arendujący (2)

W akcie lokacji Krakowa z 1257 roku jest wymienione tylko jedno zwierzę. Oczywiście ryba.

Gęsta sieć hydrograficzna dawnego Krakowa stworzyła znakomite, jedyne w swoim rodzaju warunki dla hodowli i łowienia ryb. Liczne stawy powstałe najczęściej ze starorzeczy Wisły i Rudawy, nurty Wisły i Prądnika, były obfite w piękną i zdrową rybę, stanowiącą przysmak na królewskim, mieszczańskim i biskupim stole. Przysmak to jedno - prawo to drugie, a średniowieczne prawo nakazywało ścisłego przestrzegania postów, zwłaszcza bezmięsnych. W takim wypadku ryba była nie tylko smaczna, ale i wskazana. Stąd też popyt na nie był daleko większy niż dzisiaj, większe też spożycie na jednego mieszkańca. Jest rzeczą ciekawą, choć rzadko podnoszoną, że w akcie lokacji Krakowa z 1257 r., poważnym dokumencie prawnym o trudnym do przecenienia znaczeniu dla miasta, jeden raz wzmiankowane jest zwierzę. Jakie? Ryba oczywiście! Nadawca aktu, książę Bolesław Wstydliwy ogłosił bowiem, że: _nadajemy miastu prawo używania rzeki Wisły z oboma brzegami od granic Zwierzyńca aż do granic klasztoru w Mogile w ten sposób, że w niej wolno będzie swobodnie łowić ryby. _Trudno się dziwić, że z prawa tego korzystano chętnie, a pośrednim jego skutkiem było wykształcenie się odrębnej, rybackiej specjalności zawodowej. Krakowscy rybacy nie do końca jednak byli krakowscy, bowiem najczęściej mieszkali pod murami miejskimi, bezpośrednio nad zbiornikami wodnymi, gdzie wykonywali swój zawód. W pierwszym rzędzie zamieszkiwali oni zwartą grupą na brzegu Wisły pod Wawelem. Tu było najbezpieczniej, bowiem stoki wzgórza królewskiego zapewniały bezpieczeństwo w razie powodzi. Nie bez przyczyny teren ten, rozciągający się dzisiaj pomiędzy stadionem KS Nadwiślan a paskudnym parkingiem przy ul. Powiśle, zwano Rybakami. Nie należał on jednak do miasta, lecz do króla i dlatego z czasem wykształcił się tutaj własny samorząd podległy jurysdykcji wielkorządcy krakowskiego. Władze Krakowa nie były z tego powodu zadowolone, gdyż powołując się na literę dokumentu lokacyjnego uważały, że krakowscy rybacy winny podlegać radzie miasta. Wywierano też z tego powodu presję na rybaków, aby wpisali się do prawa miejskiego. Ci stawiali twardy opór, twierdząc, _że nie mają w mieście żadnej posesji, lecz na gruncie wielkorządowym, na którym ponoszą wszelkie ciężary. _Miasto jednak nie ustępowało, skoro rybacy składali na zamek skargi, że straż miejska zabiera im sieci, przeszkadza w połowach ryb na Wiśle i utrudnia handel nimi na krakowskim Rynku. Utrudnienia te jednak nie były chyba tak poważne, jak dramatycznie przedstawiali to rybacy, skoro wciąż ich działalność kwitła, a kondycja finansowa była przedmiotem zazdrości.
   Rybacy krakowscy nie tylko odławiali ryby z Wisły, ale sprowadzali je w celach handlowych ze Śląska, prowadzili też hodowle w stawach królewskich na Żabimkruku (teren dzisiejszych Plant w okolicy seminarium duchownego) i na wzgórzu wawelskim, gdzie znajdowała się niewielka sadzawka będąca magazynem dla przechowywania świeżych ryb na królewski stół. No właśnie. Ryba, jak mówi przysłowie, psuje się od głowy. Psuje się, dodajmy, niezwykle szybko, zepsuta zaś... lepiej nie mówić. Umiejętność utrzymania ryb w stanie świeżym aż do konsumpcji to cały system zabiegów w średniowiecznym mieście. Sprowadzał się on do tego, aby ryba jak najdłużej żyła. Karp złowiony w Wiśle pod Wawelem to niewielki problem, jeżeli był tego samego dnia sprzedany w jatkach rybnych na krakowskim Rynku. Jak jednak sprowadzić duże ilości żywej ryby ze stawów koło Oświęcimia i Zatoru? Dla tego celu służyły tzw. sadzawice, drewniane galary wiślane, zanurzone głęboko za sprawą niewielkich dziur, przez które woda wlewała się do wnętrza. Zakupione ryby holowano w nich pod Wawel, gdzie zacumowane służyły za magazyn ryb sukcesywnie oferowanych do sprzedaży. Jak duże ilości ryb sprowadzano w ten sposób do Krakowa, możemy określić jedynie orientacyjnie. Gdy w 1569 r. spuszczono staw zwany Bonerowskim w Czernichowie, wyciągnięto zeń: karpi - 70 kop, szczuk (szczupaków) - 88 kop, karasi - kop 5, okoni kop 2 1/2, ryb innych gatunków kop 15. Razem daje to 11 400 ryb i to tylko z jednego stawu! Inne dane pochodzące z XVII w. przyjmują za punkt wyjścia liczbę sprowadzanych ze Śląska sadzawic. Z 12 kupców rybnych na rynku krakowskim każdy posiadał od 20 do 100 sadzawic, do której wchodziło ok. 15 kop ryb (kopa to 60). Takich sadzawic w okresie wzmożonego ruchu cumowało ponoć pod Wawelem do 500 jednorazowo! Aż trudno dziś uwierzyć. Nie ma jednak róży bez kolców. Ogromna ilość zacumowanych sadzawic pełniła w okresie przyboru niezamierzoną funkcję tamy spiętrzającej wody Wisły i odbijającej ją na dębnicki brzeg. Najgroźniejszym efektem tego, obok podtapiania Dębnik, była ciągła tendencja Wisły do żłobienia sobie nowego koryta, odchodzącego od miasta w stronę południową. Trzeba przecież koniecznie pamiętać, że dla Krakowa najważniejszym wówczas korytem Wisły było to, które biegło dzisiejszymi Plantami Dietlowskimi. Tu znajdował się port rzeczny, stąd blisko było do Bramy Nowej (u wylotu ul. Siennej), tu znajdowały się rozmaite magazyny i urządzenia miejskie. Sadzawice odpychały Wisłę na południe, utrudniały jej biegowi zakręt na północ przed kościołem Na Skałce i przyczyniały się do kierowania wody w to koryto Wisły, które teraz jest jedynym. Jednym słowem Wisła uciekała od Krakowa, a winnymi tego byli, przynajmniej częściowo, krakowscy rybacy. Sprawa została ostatecznie załatwiona w 1706 r., kiedy budowano gwiaździste fortalicje wokół Wawelu. Część licznie tu rozłożonych domków rybackich zburzono, reszcie nakazano kategorycznie przenieść się na dębnicki brzeg. Wprawdzie jeszcze do 1914 r. udało się utrzymać pod Wawelem nielicznym rybakom, nigdy jednak nie odtworzyli oni tu osady rybackiej tchnącej swoistym, ludowym kolorytem. Znikły wyciągnięte na brzeg rybackie łodzie i suszące się sieci, a coraz mniej modra Wisła stała się daleko mniej przyjazna i dla ludzi, i dla ryb. (cdn.)
MichaŁ Niezabitowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski