Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Same nieszczęścia beniaminkia

(ALG)
Proszowianka na inaugurację IV ligi przegrała w Skawinie z Wiślanami Jaśkowice 2-4.

Nie tak wyobrażali sobie zapewne piłkarze i kibice Proszowianki pierwszy mecz po awansie do IV ligi. Na boisku w Skawinie proszowianie stracili trzy punkty, cztery gole i czterech zawodników. Co najgorsze, w tym gronie są obaj bramkarze.
Trener Mateusz Miś zdecydował się postawić w bramce na Sławomira Jeziorka.

Liczył, że jako zawodnik z większym zasięgiem ramion będzie bardziej przydatny w walce o górne piłki. Pewnym zaskoczeniem mogło być ustawienie z lewej strony obrony 17-latka Michała Bździuły, ale ten zawodnik dobrze grał w sparingach i zasłużył na szansę. W ataku wystąpił ostatecznie Piotr Dębski. Na pozostałych pozycjach zagrali pewniacy.

Z kolei w ekipie gospodarzy dwa proszowickie akcenty. Grający trener Wojciech Ankowski (59 meczów i 25 goli dla trzecioligowej Proszowianki) zaczął na ławce rezerwowych. Od pierwszych minut na boisku pojawił się natomiast Piotr Chlipała (w Proszowiance 16 meczów i 2 gole w sezonie 2002/03). Zabrakło w składzie Wiślan tym razem Krzysztofa Radwańskiego (83 mecze i 3 gole w Proszowiance), który odpoczywa na wakacjach.

Proszowianie zaczęli mecz nerwowo. Widać było, że nie czuli się najlepiej na boisku znacznie mniejszym niż to w Proszowicach. Zdarzały im się kilka razy proste błędy przy wyprowadzeniu piłki. Jedna taka strata skończyła się golem dla gospodarzy. Trener Miś uważał co prawda, że akcja powinna być wcześniej przerwana, ale sędzia był innego zdania. - Zawodnik podający (Wcisło – przyp. ALG) wygarnął piłkę poza linii końcowej. Tak ja to widziałem, choć arbiter boczny przekonywał, że piłka trzymała się linii. Nie mamy niestety kamer, żeby obejrzeć powtórki - mówił.

To jednak nie był koniec niepowodzeń. Już po 13 minutach boisko musiał opuścić stoper Tomasz Biela. – Przy kopnięciu piłki poczułem ukłucie. Potem próbowałem jeszcze biegać, ale już nie byłem w stanie – mówił piłkarz. Chwilę potem kolejna wymuszona zmiana. Tym razem boisko z urazem pachwiny opuścił bramkarz Sławomir Jeziorek. Była dopiero 28 minuta.
Gdy nic nie zapowiadało, że losy meczu mogą się odmienić, goście otrząsnęli się z początkowej tremy i zaczęli grać lepiej.

Efekty przyszły szybko. Najpierw Mariusz Głąbicki z bliska posłał piłkę do siatki po wrzutce z rzutu wolnego. Piłkę z bramki wybił wprawdzie Marcin Morawski, ale sędzia boczny Łukasz Mnich pokazał, że ta przekroczyła linię bramkową. Tuż przed końcem I połowy znakomita kontrę Proszowianki zwieńczył Piotr Dębski.

Wszytko układało się dla beniaminka znakomicie do 53 minuty. Wtedy jednak jeden z rywali otrzymał podanie za linię obrony. Obrońcy nie zdołali przeciąć jej lotu, a interweniujący poza polem karnym Dominik Zawartka usiłował ratować sytuację nogami. Sztuka nie do końca się udała. – Piłka odbiła się od boiska w taki sposób, że mogłem ją wybić tylko kolanem. I tak zrobiłem, ale wtedy trafiła mnie w rękę – opowiadał po wyjściu z szatni zmartwiony golkiper.

Co prawda zdaniem trenera Misia bramkarz zasłużył na żółtą kartkę (- Bramkarza asekurowało dwóch naszych obrońców...), ale sędzia Rafał Ziach nie miał wątpliwości i ukarał Zawartkę czerwoną kartką. W podjęciu tej decyzji mógł mieć znaczenie fakt, że przed przerwą też doszło do nieco podobnej sytuacji. Wtedy gospodarze domagali się rzutu karnego za faul bramkarza na ich napastniku. Wtedy jeszcze sędzia podjął decyzję korzystną dla gości.

W proszowickiej bramce z konieczności musiał stanąć Tomasz Przeniosło. - Grałem do tej pory na każdej pozycji oprócz bramki. Dzisiaj i tego się doczekałem. Czasem, gdy na treningu nie ma bramkarza, to sobie wchodzę do bramki. Dlatego padło na mnie – mówił po spotkaniu kapitan Proszowianki, który debiut między słupkami zaliczył w swoim 194 meczu ligowym.
Gościom udało się wytrzymać ataki Wiślan przez niespełna 20 minut. – Może gdyby do sytuacji z czerwoną kartką doszło na 10 minut przed końcem, dalibyśmy radę się obronić. Ale to było zbyt długo, by bronić się w dziesiątkę i bez bramkarza – oceniał Kamil Mach.
Wyrównał znany z gry w trzecioligowej Proszowiance (16 meczów, 2 gole) Piotr Chlipała. Na prowadzenie wyprowadził Wiślan Marcin Morawski. – W obu przypadkach zabrakło nam krycia przy stałych fragmentach gry – oceniał Tomasz Przeniosło. Jednak choć robił co mógł, został pokonany jeszcze raz, w samej końcówce. - Odbiłem pierwszy strzał w bok, ale znów brakło asekuracji – dodał.

Jakby tych niepowodzeń było mało boisko z kontuzją musiał opuścić Maciej Przeniosło. – Czeka mnie co najmniej dwa tygodnie przerwy – oceniał na gorąco. Tymczasem już w środę Proszowianka gra mecz pucharowy, a w niedzielę ligowy z rezerwami Cracovii. Najważniejsze pytanie brzmi: kto zagra w proszowickiej bramce. Jeżeli kontuzja Sławomira Jeziorka okaże się poważna, pozostaje do wyboru junior Kamil Blitek lub... Tomasz Przeniosło.

Zdaniem trenerów
Wojciech Ankowski: - Przestrzegałem chłopaków przed tym, że przyjeżdża beniaminek, który z hukiem wszedł do tej ligi. Na pewno będą chcieli atakować i wygrać.

Mieliśmy lepszy początek, ale z czasem Proszowianka może nie przejęła inicjatywy, ale na pewno ułożyła sobie grę. Potrafiła przy tym wykorzystać nasze błędy. Drugi gol świadczy o tym, że to nie jest przypadkowy zespół, tylko potrafiący grać w piłkę.
Po czerwonej kartce dla bramkarza Proszowianki udało nam się przyspieszyć, dokręcić rywalowi mocniej śrubę i efektem tego były bramki.

Nazwałbym je wyszarpanymi z gardła, bo to był efekt naszej determinacji, a nie jakichś pięknych akcji.
Sentyment do Proszowianki oczywiście pozostał i będę jej kibicował w następnych meczach. Z tego co wiem w klubie ostatnio dzieje się coraz lepiej. Myślę, że miasto zasługuje na dobry zespół.

Mateusz Miś: - Muszę podziękować chłopakom za walkę, którą dzisiaj podjęli. Mówiłem, że tu będzie bitwa i była. Niestety wszystkie ofiary tej bitwy są po naszej stronie.

Przez dłuższy czas mieliśmy mecz pod kontrolą i myślałem, że wygramy. Niestety trzy kontuzje plus czerwona kartka dla Dominika, który wszedł za kontuzjowanego bramkarza wszytko zmieniły. Przez 35 minut graliśmy w dziesięciu, bez bramkarza i rywale to wykorzystali. Dużo strzelali, zamknęli nas w polu karnym. Wiślanie to dobra drużyna i nie zmarnowała swojej szansy.

Najgorsze jest to, że zawodnicy kontuzjowani mogą wypaść z gry na dłużej. Zostaliśmy bez bramkarza. Będziemy musieli się martwić w tygodniu jak to wszystko poukładać. Bardzo żałuję, że doszło do takiej sytuacji przed meczem z Cracovią, który ma być inauguracją IV ligi na naszym stadionie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski