Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sami „bezpartyjni” kandydaci

Grzegorz Skowron
Tydzień w krakowskiej polityce. Mamy wysyp niezależnych kandydatów na prezydenta miasta. Jak tak dalej pójdzie, wszyscy stający do walki o prezydenturę w Krakowie będą apolityczni. Przynajmniej teoretycznie.

Zacznijmy od najważniejszego kandydata, czyli urzędującego prezydenta Jacka Majchrowskiego. Przecież on sam wielokrotnie podkreślał swoją niezależność polityczną, a wystawiający go komitet był obywatelski, a nie partyjny. To, że za nim stoi SLD, to już zupełnie inne sprawa, ale oficjalnie sprawujący władzę w Krakowie od 12 lat jest bezpartyjny i niezależny.

Za takich chcą teraz uchodzić Łukasz Gibała i Sławomir Ptaszkiewicz. Ale i oni mają za sobą partyjną przeszłość. Obaj należeli do Platformy Obywatelskiej, Gibała zostawił ją dla partii Janusza Palikota, a Sławomir Ptaszkiewicz był bliski sprzymierzenia się z ugrupowaniem Jarosława Gowina. Może i warto wierzyć ich deklaracjom o niezależności i odpartyjnieniu, ale przykład prof. Majchrowskiego świadczy, że do końca nie da się odciąć od politycznych korzeni.

Świeżym nabytkiem na krakowskiej scenie politycznej jest Tomasz Leśniak, kolejny niezależny kandydat na prezydenta miasta. Lider grupy sprzeciwiającej się organizacji igrzysk przez stolicę Małopolski, odniósł nawet sukces, bo przecież w referendum krakowanie opowiedzieli się przeciw tej imprezie. Ale trudno go będzie przekuć na sukces w postaci wygrania wyborów na prezydenta Krakowa.

Gdybym miał wróżyć wyniki pierwszej tury listopadowych wyborów, nie dałbym Tomaszowi Leśniakowi więcej głosów niż w referendum oddali przeciwnicy igrzysk.

Nawet dwie największe partie próbują szukać kandydatów, którzy nie są ich członkami. Platforma miała takiego zaprezentować na początku roku, potem termin przesuwano, a dziś mowa jest o jesieni. W pesymistycznym scenariuszu może się okazać, że PO nie zdąży wybrać swojego kandydata na prezydenta przed terminem ich rejestracji przed wyborami.

Tak naprawdę wszystko wskazuje na to, iż kierownictwo PO w Krakowie i Małopolsce liczy na cud albo poddało się już w walce o prezydenturę. Z kolei PiS czeka na rozwój wypadków na ogólnopolskiej scenie politycznej, bo od ewentualnego zjednoczenia prawicy przeciwko rządowi Donalda Tuska zależy, czy Jarosław Gowin otrzyma poparcie PiS. Wtedy i ta partia będzie mogła twierdzić, że jej kandydat jest ponadpartyjny. Gdyby tak się stało, to właśnie Gowin będzie rywalem Maj­chrowskiego w drugiej turze.

Po co więc niezależni kandydaci w ogóle stają na starcie? Rzeczywiście wierzą, że mogą wygrać?

Przypomina mi się sytuacja z pierwszych bezpośrednich wyborów prezydenta miasta Krakowa. W drugiej turze niezależni kandydaci poparli Jacka Majchrowskie­go, a po jego zwycięstwie część z nich znalazła zatrudnienie w Urzędzie Miasta.

Może więc mamy do czynienia z jednym poważnym kandydatem na prezydenta (Maj­chrowski), dwoma aspirującymi do drugiej tury (PiS i PO) oraz pocztem kandydatów na wiceprezydenta (niezależni).

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski