Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samotny mężczyzna i efekt motyla

Mateusz Borkowski
Mariusz Kwiecień jako tytułowy Król Roger nie miał sobie równych
Mariusz Kwiecień jako tytułowy Król Roger nie miał sobie równych Fot. Anna Kaczmarz
Wszystkie stany muzyki. Z nie do końca zrozumiałych powodów niektórzy boją się konfrontacji z muzyką Karola Szymanowskiego. Mówią o niej, że trudna i wymagająca, zapominając jednak o jej niezaprzeczalnym pięknie.

Bo czy słuchając otwierającego operę „Król Roger” wystylizowanego na archaiczne, prawosławne śpiewy chóru „Hagios” albo pieśni Roksany z uwodzicielską wokalizą, można oprzeć się urokowi tej muzyki? Poza bogactwem kolorystycznym i wyrazowym, które niesie ze sobą pełna przepychu partytura, wielopłaszczyznowy „Król Roger” to wymarzone dzieło do interpretacji dla każdego dobrego reżysera.

Dziwi więc, że najsłynniejsza na świecie polska opera wystawiana jest w Krakowie dopiero po raz trzeci. W powojennej Polsce „Króla Rogera” zaprezentowano krakowskiej publiczności po raz pierwszy dopiero w 1976 roku podczas eksperymentalnego przedstawienia w hallu Akademii Górniczo-Hutniczej (reż. M. Prus, kierownictwo muz. R. Satanowski). Druga prezentacja odbyła się w 1982 roku w kościele oo. Bernardynów (reż. W. Ziętarski, kierownictwo muz. E. Michnik).

Na najnowszą inscenizację trzeba było więc trochę poczekać. Jej autorem jest doskonale znany krakowskiej publiczności reżyser Michał Znaniecki, który z dziełem Szymanowskiego mierzył się wielokrotnie i to na światowych scenach, m.in. w Bilbao. Tak jak i tam, w rolę tytułowego Króla wcielił się „etatowy” Roger, czyli Mariusz Kwiecień.

Mamy niebywałe szczęście, że ten najsłynniejszy w świecie polski baryton przynajmniej raz w roku znajduje czas na występy na deskach Opery Krakowskiej. W produkcji pod kierownictwem muzycznym Łukasza Borowicza Kwiecień nie miał sobie równych, zarówno pod względem aktorskim, jak i wokalnym. Jeśli chwilami nie można było zrozumieć,co śpiewają niektórzy soliści (przydałyby się jednak napisy), to Kwiecień prezentował od początku do końca perfekcyjną dykcję. Jego Roger to mężczyzna, który ma rodzinę, władzę i pieniądze, a mimo to jest człowiekiem samotnym.

Skrywane głęboko żądze i prawdziwe „ja” budzi w nim dopiero Pasterz (w tej roli hipnotyczny, choć śpiewający ściśniętym głosem Pavlo Tolstoy). Jest lustrem, które pozwala mu spojrzeć prosto w oczy swojej wypieranej dotąd homoseksualnej naturze. Urokowi Pasterza ulega również znudzona żona Króla, Roksana (dobra wokalnie Katarzyna Oleś-Blacha). Kiedy małżonkowie spotykają się po latach, dociera do nich, że Pasterz zniszczył nie tylko ich związek, ale zburzył cały świat, w którym dotąd żyli. Czasu nie da się już cofnąć. Finałowym wyjściem jakie podsuwa Znaniecki jest więc śmierć.

Do innych ciekawych pomysłów reżysera zaliczyć należy wprowadzenie postaci synka oraz przeniesienie akcji w III akcie o 30 lat do przodu, w postapokaliptyczną pustynną scenerię. Inne rozwiązania albo pozostały w sferze deklaracji, albo były dla mnie niezrozumiałe, tak jak tancerze transwestyci w akcie II, będący multiplikacją postaci Roksany oraz psujące finałową scenę zdjęcia, pojawiające się powoli na ekranie.

Najsilniejsze dramaturgicznie okazały się pierwsze dwa akty, ze stopniową gradacją napięć (świetna scena pocałunku) i ciekawymi kostiumami w akcie I (autorstwa Znanieckiego). Dobrze wypadł chór przygotowany przez Zygmunta Magierę. Duże brawa należą się też reżyserowi światła Bogumiłowi Palewiczowi, a także scenografowi Luigiemu Scoglii za posągi i obeliski w gmachu wiedzy. „Król Roger” Znanieckiego to spektakl mocny i udany, choć niepozbawiony mankament ów. Na pewno jest o czym rozmawiać i o co się spierać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski