Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sandecji potrzebne są wzmocnienia

Rozmawiał Daniel Weimer
Robert Kasperczyk udanie zadebiutował jako trener Sandecji. Związał się z nią kontraktem do końca roku.
Robert Kasperczyk udanie zadebiutował jako trener Sandecji. Związał się z nią kontraktem do końca roku. fot. archiwum MKS Sandecja Nowy Sącz
Rozmowa. ROBERT KASPERCZYK, trener piłkarzy nowosądeckiego I-ligowca mówi o nadziejach związanych z nowym miejscem pracy

– Przed kilkoma dniami został Pan trenerem Sandecji Nowy Sącz. Nie jest to dla Pana pierwszy zawodowy kontakt z tutejszym futbolem. Z dobrym skutkiem prowadził Pan przecież zespół Limanovii.

–Czy z dobrym? Można na ten temat dyskutować. Staram się zawsze być samokrytyczny wobec wykonywanych przez siebie powinności. Gdyby praca z zespołem z Limanowej była rzeczywiście obfitująca w sukcesy, to pewnie do dzisiaj byłbym jego trenerem. Tymczasem zostałem z Limanovii zwolniony.

– Ma Pan o to żal do sponsora klubu Zbigniewa Szubryta?

– Ani w jednym calu.

– Pytam, bowiem własnie rozmawiałem z limanowskim biznesmenem, który wyrażał się o Panu w samych superlatywach. Określił Pana mianem dobrego człowieka.

– Naprawdę? To bardzo miłe. Ja także wyłącznie dobrze mogę o nim mówić. I nie jest to kurtuazja, ani próba zrewanżowania się za pozytywne słowo o mnie. Takich piłkarskich pasjonatów już się nie spotyka. To uczciwy, wymagający, ale też wyrozumiały pracodawca. Rozumiem, że po spadku jego ukochanej Limanovii z drugiej ligi jest mocno rozżalony i zastanawia się, czy nie zerwać z futbolem. Utrzymuję z nim kontakt telefoniczny i staram się go przekonać, żeby jeszcze przez choćby jeden sezon pozostał przy Limanovii. Ze swej strony zapewniam, że swoją pracę w tym klubie wspominam z wielkim sentymentem.

– Z Limanovii przeniósł się Pan do Sandecji. Okoliczności związania się z nią są wręcz nieprawdopodobne, trącące o rekord świata. Wszystko rozegrało się w ciągu zaledwie kilkunastu godzin.

– To prawda, sam nie bardzo uświadamiam sobie, że tak nagle stałem się pracownikiem reprezentacyjnego dla Nowego Sącza klubu. Byłem w Bielsku-Białej na meczu Podbeskidzia z Cracovią (Kasperczyk był kiedyś trenerem zespołu gospodarzy, wprowadzając go do ekstraklasy – przyp.), gdy zatelefonował do mnie prezes Sandecji Andrzej Danek z propozycją przejęcia pierwszoligowej drużyny zarządzanego przez niego klubu. Zatkało mnie.

Wkrótce przyszła pora na dużą radość. Od czterech miesięcy nie miałem profesjonalnego kontaktu z piłką nożną i szczerze mówiąc, bardzo mi tego brakowało. Umówiłem się zatem z prezesem na sobotę. W południe tego dnia podpisałem kontrakt wiążący mnie z Sandecją do końca tego roku, a o godzinie 16 usiadłem na ławce trenerskiej Sandecji w meczu z Dolcanem Ząbki.

– Meczu, który miał rozstrzygnąć, czy Sandecja uniknie spotkań barażowych o utrzymanie się w pierwszej lidze.

– Tak, w szatni wyraźnie dawało się wyczuć atmosferę napięcia. Chłopcy wiedzieli, że muszą ten mecz przynajmniej zremisować. Od stanu 1:1 chyba trochę podświadomie szanowali piłkę, nie chcąc narażać się na utratę gola. Udało się ten punkt „dowieźć” do końca spotkania. Dopiero wówczas piłkarze dowiedzieli się, że nawet gdyby przegrali i tak by nie spadli, bowiem zespół GKS Tychy wysoko poległ w spotkaniu z GKS Katowice.

– Trenerem Sandecji mógł Pan zostać już przed dwoma laty, gdy swoje usługi w charakterze działacza i Pana jako trenera zaoferował jej Ireneusz Adamus, były szkoleniowiec „Biało-czarnych”.

– Kilkakrotnie znajdowałem się blisko sądeckiego klubu, ale jakoś zawsze ktoś inny podejmował w nim pracę. Mój kontakt z Nowym Sączem ograniczał się zatem do przyjazdów na stadion przy ulicy Kilińskiego w roli szkoleniowca innych zespołów. Rzec można, że stałem się przekleństwem Sandecji. Z Górnikiem Wieliczka gościłem w Nowym, Sączu trzykrotnie i tyle razy wyjeżdżaliśmy stąd z kompletem punktów. Wygrałem też tutaj jako trener Podbeskidzia w sezonie, gdy wchodziliśmy do ekstraklasy. Teraz stanę po przeciwnej stronie barykady. Mam nadzieję, że będę przedłużał serię tych zwycięstw. Teraz już prowadząc Sandecję, ma się rozumieć.

– Po wspomnianym spotkaniu z Dolcanem powiedział Pan, że zespół „Biało–czarnych” wymaga wzmocnień personalnych.

– Bo wymaga. Tym bardziej, że zanosi się na to, iż w Piaście Gliwice wyląduje nasz utalentowany obrońca Przemysław Szarek. Oczywiście życzę mu wszystkiego najlepszego w ekstraklasie, ale chyba to normalne, że wolałbym, aby pozostał w Nowym Sączu. Propozycje z innych klubów maja także inni gracze. Powinniśmy więc rozpocząć od prób zatrzymania ich w Sandecji. Później przyjdzie czas na wzmocnienia z zewnątrz. Celem numer jeden w nowym sezonie będzie dźwignięcie pierwszego zespołu na razie w środkowe rejony tabeli. Zależy nam też na tym, żeby drużyna rezerwowa nadal grała w czwartej lidze. To świetny poligon doświadczalny dla piłkarzy, którzy akurat nie znaleźli się w kadrze na mecz pierwszej ligi.

– Jaki w życiu prywatnym jest Robert Kasperczyk?

– Normalnym, dobijającym do pięćdziesiątki facetem, któremu obce są pycha, buta i zarozumiałość. Mam żonę Ewę i dwa pieski. Uwielbiam muzykę w różnym wydaniu. W ostatnią niedzielę byłem na koncercie Midge’a Ure’a, frontmana kultowej grupy z lat 80. – Ultravox. Chętnie sięgam po książki. Życiową pasję już jednak na zawsze pozostanie piłka nożna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski