Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Santana "Santana III"

Redakcja
W 1971 roku, za sprawą niesionej z Europy mody na cięższe, czyli bardziej hardrockowe granie, Carlos Santana postanowił poszerzyć swój zespóło drugiego, mającego grać głównie riffy gitarzystę. Wybór padł na młodego wirtuoza - Neala Schona.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (39)

O talencie tego (wówczas) 17-latka, najlepiej świadczyć może fakt, że dokładnie w tym samym czasie otrzymał od Erica Claptona propozycję przejścia do osłabionej tragiczną śmiercią Duane'a Allmana grupy Derek And The Dominoes. Schon, po krótkim namyśle, wybrał jednak Santanę. A co ważne, zaczął z nią grać tuż przed nagraniem jej trzeciej płyty. Ta została wydana we wrześniu 71 roku pod niezwykle wyrafinowanym tytułem - "Santana III".

Czas słuchania. "Santanę III" zaczyna wspaniale wynurzający się z ciszy stukami instrumentów perkusyjnych temat "Batuka". Afrykański upał, tajemniczy rytm, groza i dwie świetne gitary uzupełnione pysznym solem Hammonda. Gdy po trzech minutach wszystko na moment się rozlewa, znów wyraźnie wyeksponowane konga w rewelacyjny sposób wprowadzają nas w pachnący sambą temat "No One To Depend On". Pojawiają się ciepły śpiew i wspaniale dublujące się gitary. W pewnym momencie Carlos daje superpopis, który zmienia całość w szaloną fiestę. W trójce, w cudownie rozmarzonym "Taboo", robi się wręcz zmysłowo. Coś nas kołysze, podkręca, a nawet podnieca. Ależ czarują gitary! Potem, po pierwszej sekundzie ciszy (bo utwory w większości są połączone ze sobą), zaczyna się "Toussaint L'Overture", czyli kolejne brawurowe popisy Gregga Rolie (instrumenty klawiszowe) i Carlosa Santany. Po tym sześciominutowym szaleństwie od razu mamy kolejne. To trzyipółminutowe wzdęte (bo z instrumentami dętymi) "Everybody's Everything". Mnóstwo potrzebnego hałasu. Potrzebnego, bo gdy cichnie, z jakąś absolutnie cudowną rozkoszą dajemy się uwieść rozkołysanej i rozmarzonej "Guajirze". Ten utwór, na mojej prywatnej liście nieśmiertelników Santany, wyprzedza nawet "Sambę dla Ciebie", "Europę" i "Księżycowy kwiat". Carlos zagrał w nim swoje solo życia! I to bez najmniejszej przesady. W tym temacie są jeszcze: latający fortepian oraz hipnotyzujące solo José Chepitó Areasa na trąbce skrzydłówce. Po tym arcydziele, wszystko nawet bardzo dobre, może być tylko dobre. Tak więc do końca kolejno jeszcze potrząsają nami: instrumentalne "Jungle Strut" (rytm, rytm, rytm i sola, sola, sola); śpiewane, jakoś chwilami lekko kojarzące się z szybko graną balladą "Everything's Doming Our Way" i finałowe, godne karnawału w Rio - "Para Los Rumberos".

Jerzy Skarżyński, Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski