Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Saper Rudolf Dziadosz pomylił się tylko ten jeden raz

Aleksander Gąciarz
Grób Jerzego Biechońskiego w Proszowicach
Grób Jerzego Biechońskiego w Proszowicach FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ
Historia. 8 października 1944 roku w lesie pod Sancygniowem zginął Jerzy Biechoński, jedna z najbarwniejszych postaci lokalnego podziemia niepodległościowego II wojny światowej.

Do tragedii doszło podczas rozbrajania miny, którą partyzanci najprawdopodobniej znaleźli w lesie.

– Minę przynieśli do namiotu, w którym zebrała się cała grupa żołnierzy. Na prośbę Jurka większość z nich opuściła namiot. On sam jednak został w środku – opowiada kuzyn Biechońskiego, Włodzimierz Nowak.

Chwilę później okolicą wstrząsnęła eksplozja. Mina eksplodowała zabijając trzech partyzantów. Oprócz Biechoń­s­kiego zginął również Rudolf Dziadosz ps. „Zasaniec”, cichociemny, który kilka miesięcy wcześniej został zrzucony do Polski w ramach operacji Weller 18 i przydzielony do Okręgu Kraków jako oficer wyszkolenia w Inspektoracie Miechów, a następnie 106. Dywizji Piechoty AK.

Fakt, że Jerzy Biechoński pozostał w namiocie razem z rozbrajającym minę „Za­sańcem” niektórzy poczytywali jako wyraz jego nadmiernej pewności siebie. Głoszono nawet opinie, że on sam zabrał się do rozbrajania miny.

Tymczasem Włodzimierz Nowak przypomina, że Rudolf Dzia­dosz był znakomicie wyszkolonym saperem i posiadał wszelkie kwalifikacje, by rozbroić ładunek. Niestety, powiedzenie, że saper myli się tylko raz, sprawdziło się w tym akurat przypadku z tragicznym skutkiem.

Według relacji Bolesława Szwajcy, który jako szesnastoletni chłopak wozem konnym przewoził zwłoki Jerzego Biechońskiego do Proszowic, jego ciało było całe opalone. Pasmo białej skóry znajdowało się tylko w miejscu wojskowego pasa.

Jerzy Biechoński urodził się w Proszowicach w kwietniu 1918 roku, a więc w przededniu odzyskania niepodległości. Pochodził ze średniozamożnej rodziny, zamieszkującej w okolicach dzisiejszej ulicy Kościuszki.

Ojciec prowadził niewielki sklep, mama była krawcową. Miał brata (zmarł przed wojną) i trzy siostry.

Na trzy miesiące przed wybuchem II wojny światowej Biechoński ukończył Wydział Chemii w Państwowej Szkole Przemysłowej im. S. Staszica w Krakowie. Z zachowanego świadectwa można wnioskować, że był dobrym uczniem.

Miesiąc po skończeniu szkoły został powołany na obóz przysposobienia wojskowego pod Łomżą. Tam zastał go wybuch wojny i niedługo później dostał się do sowieckiej niewoli. Wraz z innymi Polakami został wywieziony do Kazachstanu, gdzie w skrajnie trudnych warunkach spędził zimę 1939/40.

Potem opowiadał, że drugiej takiej zimy na pewno by nie przeżył. Aby przetrwać, pozostawieni sami sobie w lesie Polacy musieli kopać ziemianki, w których się chronili. Na szczęście wiosną, najprawdopodobniej na zasadzie wymiany, grupa Polaków została przekazana Niemcom (wtedy jeszcze sojusznikom ZSRR) jako siła robocza.

Jerzy Biechoński został przydzielony do gospodarstwa rolnego w okolicach Hamburga. „Ja jak dotychczas jestem zdrów tylko że strasznie mi się przykszy za wszystkimi. Na razie nic mi tak bardzo nie potrzeba” – pisał w jednym z listów, które zachowały się do dzisiaj w rodzinnym archiwum Włodzimierza Nowaka.

Na początku 1941 roku Roman Nowak, ojciec Włodzimierza, wysłał do Niemiec list z zawiadomieniem, że ojciec Jerzego Biechońskiego jest ciężko chory. Nie wiadomo, jakich wpływów i argumentów użyła rodzina, ale Niemcy zgodzili się udzielić pracownikowi przymusowemu siedmiodniowej przepustki. Ten zaś nigdy już do Niemiec nie wrócił.

Przystąpił za to do Związku Walki Zbrojnej, przemianowanego później na Armię Krajową. Przyjął pseudonim ‚Kłos”. Po okresie szkoleń Jerzy Biechoński został szefem oddziałów dywersyjnych na terenie podobwodu Proszowice.

Brał udział w wielu akcjach na terenie miasta i najbliższej okolicy. Ze swoimi podwładnymi zabezpieczał m. in. zrzut w Wierzbnie, w ramach którego do okupowanej Polski trafił Leopold Okulicki. To kompania „Kłosa” dokonała zasadzki na uciekających z Proszowic Niemców, a następnie zajęła miasto w lipcu 1944 roku.

Najgłośniejszą i najbardziej tragiczną w skutkach akcją „Kłosa” i jego żołnierzy było zatrzymanie w styczniu 1944 roku w Łyszkowicach pociągu wiozącego transport wódki. Niemcy zemścili się, mordując kilka dni później 28 mężczyzn. Dla „Kłosa”, który działał na rozkaz swojego przełożonego Edmunda Sień­kowskiego, było to ogromnym przeżyciem.

Jerzy Biechoński był odznaczony Orderem Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych, Krzyżem Partyzanckim. Jest pochowany na cmentarzu w Proszowicach.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski