IV liga zachodnia - podsumowanie sezonu 2004/05
ARTUR ŁACIAK - współzwycięzca
rankingu "Dziennika"
Współzwycięzcę rankingu na najlepszych czwartoligowców, bramkarza Proszowianki Artura Łaciaka zastaliśmy w okolicach nadmorskiego Mielna, gdzie odpoczywa z rodziną.
- Powiedz, czy w trakcie trwania plebiscytu śledziłeś na bieżąco jego wyniki, czy traktujesz takie zabawy z przymrużeniem oka?
- Każdy zawodnik interesuje się ocenami, jakie otrzymuje po meczu. Może mówić, że nie przywiązuje do tego wagi, ale tak naprawdę jest inaczej. To jest ocena wysiłku, dokonań boiskowych i wiadomo, że każdy chciałby wypaść jak najlepiej. Nie ma chyba osoby, która nie chciałaby być doceniana za to, co robi. Wysoka nota na pewno daje dużo satysfakcji.
- A kogo uważasz za najlepszego gracza IV ligi w zakończonym sezonie?
- Ciężko oceniać mi piłkarzy z innych klubów. Większość z nich widziałem raz lub dwa w całym roku. Na pewno cenię Tomka Małotę, którego znam jeszcze z gry w Proszowiance. O wiele więcej mogę powiedzieć o swoich kolegach. W rundzie jesiennej najlepszym graczem w lidze był Łukasz Wołczyk. Cała nasza drużyna grała na niego, a on wywiązywał się ze swojej roli, zdobywając gole w każdym niemal meczu. To w największej mierze dzięki niemu byliśmy najlepsi na półmetku.
- Twój sukces indywidualny przesłonił chyba zawód, jaki sprawiliście na wiosnę. Apetyty były znacznie większe.
- Mam poczucie wielkiego rozczarowania. Inne były nasze ambicje przed tą rundą. Co do przyczyn tej słabej postawy, to mógłbym o nich mówić bardzo długo, ale w tej chwili nie chcę tego robić. Mogę tylko stwierdzić, że decydowały względy zarówno sportowe jak i pozasportowe.
- Szczególnie zawiedliście w meczu z Garbarnią, chyba najważniejszym dla tego, co stało się w końcówce sezonu. Jak w takim pojedynku mogło zabraknąć mobilizacji?
- Do dzisiaj ciężko mi zrozumieć, dlaczego w najważniejszym meczu zagraliśmy najsłabiej, apatycznie, bez zaangażowania. Nie wszystko tłumaczy fakt, że kilku z nas grało z urazami, na własną prośbę. Na pewno też nie można się usprawiedliwiać faktem, że w porze meczu odbywał się pogrzeb prezesa Leszka Kokosińskiego, choć ja osobiście ogromnie żałowałem, że nie mogłem brać w nim udziału. Mimo wszystko byłem przed meczem ogromnie zmobilizowany, ale po kilkunastu minutach, gdy widziałem, co się dzieje na boisku, dosłownie ręce mi opadły.
- Końcówkę rundy, podobnie jak wielu kolegów, miałeś straconą. Częściej oglądałeś mecze z ławki rezerwowych niż spomiędzy słupków.
- Już w pierwszym wiosennym spotkaniu z Trzebinią doznałem naciągnięcia przywodziciela. Dopóki jednak walczyliśmy o awans, zaciskałem zęby i grałem. Gdy straciliśmy nadzieję na wyprzedzenie Garbarni, postanowiłem trochę pofolgować. Potem przyszła przymusowa pauza za żółte kartki, wreszcie kontuzja palca. Niby błahostka, ale bronić się z tym nie da. Stąd moja nieobecność na boisku.
- Grasz w Proszowiance już 8 lat. Tylko Tomasz Jaskólski może się pochwalić dłuższym stażem. Czy w zbliżającym się sezonie nadal będziesz bronił bramki Proszowianki?
- W tej chwili trudno cokolwiek przesądzać. Mogę zapewnić, że w pierwszej kolejności będę rozważał propozycję Proszowianki, o ile oczywiście taka będzie. Nie wiem, jak rozwinie się sytuacja w klubie, czy działacze i trener będą mnie widzieć w składzie. Nie ukrywam, że mam propozycje z innych klubów i na pewno każdą dokładnie przemyślę. Póki co jednak za wcześnie na wiążące deklaracje.
Tekst i fot. (ALG)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?