Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sauna, brzuszki i „kogutki”, czyli o trenerze Nawałce i jego Świcie

Tomasz Bochenek
Surowy wizjoner. Od razu było wiadomo, że będzie się wspinał po szczeblach kariery
Surowy wizjoner. Od razu było wiadomo, że będzie się wspinał po szczeblach kariery Wacław Klag
Krzeszowicki zespół zajmował ostatnie miejsce w III lidze, klub miał do zaoferowania niewiele ponad tysiąc złotych miesięcznej pensji. Mimo to Adam NAWAŁKA zdecydował się właśnie tam rozpocząć swą pracę trenerską. Miał 39 lat, ćwiczył razem z piłkarzami, ale szybko pokazał, że to on rządzi w szatni

Autokar z zawodnikami nie może jechać do tyłu. To przesąd trenera, już w Krzeszowicach tego pilnował - wspomina Piotr Chlipała, były piłkarz Świtu. - Kiedyś kierowca zawiózł nas na wyjazdowy mecz, zajechał pod klub. Chciał od razu wycofać autokar, żeby się ustawić. Trener wstał, zaprotestował: „Nie, nie, pan się zatrzyma, my wysiądziemy, pan wtedy wymanewruje, jak chce. Tak samo po meczu - ma pan być gotowy do jazdy”.

Adam Nawałka w Świcie pojawił się jesienią 1996 roku. Wiślak, reprezentant Polski, piłkarz przez duże P. Na dodatek swój, bo z Rudawy, leżącej parę kilometrów od Krzeszowic.

- Wiedzieliśmy, że ma trenerskie uprawnienia, że jest wolny, no i zaproponowaliśmy mu prowadzenie zespołu - wspomina Alfred Lipniak, wówczas i obecnie prezes Świtu. - Zgodził się na niskie pobory - nieco ponad tysiąc złotych miesięcznie, na umowę o pracę. Zastrzegł jednocześnie, że w każdej chwili może się zwolnić, bo czeka na inną ofertę.

Nawałka miał za sobą doświadczenia biznesowe - handlował m.in. trabantami z silnikiem volkswagena, ale jako trener dopiero zaczynał. W najsłabszej drużynie trzeciej ligi.

- Nazwisko, przeszłość robiły wrażenie. Od razu było widać, że wie, o co chodzi - twierdzi Janusz Pudełko, kapitan tamtej drużyny. - Szybko przekonaliśmy się też, że jest bardzo wymagający.

Tomasz Kępski, napastnik Świtu: - Pod względem treningów to był przeskok. Przed wyjściem na boisko rozgrzewaliśmy się w siłowni, tego wcześniej nie było. Trenowaliśmy długo, po trzy, nawet trzy i pół godziny. Odczuliśmy to potem, mieliśmy kryzys.

Kiedy piłkarze biegali po parku, po lesie, Nawałka jeździł obok nich na rowerze. Podczas innych form treningu - sam dawał przykład, prowokował zawodników do rywalizacji.

- Był wtedy jeszcze w „sztosie” - wspomina Pudełko. - Dobrze sam się o tym przekonałem, kiedy podczas gry na treningu łokciem rozbił mi wargę. Przypadkowo, w ferworze walki, ale on naprawdę nie odpuszczał.

W siłowni też. Patrząc na 40-letniego trenera, z wyrzeźbioną muskulaturą na brzuchu, wielu piłkarzy mogło wpaść w kompleksy.

- Zrobiliśmy zawody: brzuszki w zwisie na drabinkach. Chodziło to, by jak najwięcej razy dociągnąć nogi do rąk. Ja akurat dawałem sobie z tym radę znakomicie - opowiada Piotr Piątek, obrońca nawałkowego Świtu. - Nie pamiętam, ile tych brzuszków zrobiliśmy, dwadzieścia pięć?... W każdym razie trener chyba o dwa więcej ode mnie, po czym stwierdził: „Pietro, tyle wystarczy”.

Zasady panujące w szatni były jasne. Chlipała: - Miał już wtedy tę charyzmę. Jak zaczynał mówić, wszyscy milknęliśmy. Pudełko: - W czasie przedmeczowych odpraw musiała panować całkowita cisza, muchę było słychać. Nawałka komunikował, czego oczekuje od każdego z nas na boisku. Nie zawsze ten przekaz był jasny. Jak nie zrozumiałeś, prosiłeś o powtórzenie, denerwowało go to, ale mówił jeszcze raz.

Wprowadzone wtedy w Świcie zwyczaje można określić mianem profesjonalizacji. Nawałka postarał się o to, by raz w tygodniu zawodnicy chodzili do sauny, sam też z niej korzystał. - Nie można było nie przyjść; gdyby komuś się to zdarzyło, od razu byłby pod kreską - mówi Chlipała.

Szkoleniowiec, dbający nie tylko o swój wygląd, ale też zawsze jeżdżący czystym autem, zadbał i o to, by jego drużyna wyglądała przyzwoicie. - Zanim wziął się za robotę sportową, ogarnął niedociągnięcia z wielu lat - przekonuje Tomasz Kępski. - Załatwił torby, piłki, nowe stroje. Na treningi musieliśmy przyjeżdżać jednakowo ubrani, w dresach.

Piłkarze Świtu zaczęli grać w koszulkach reklamujących „Kawę z kogutkiem”. W ten sposób promował się nowy sponsor - firma Polcaf. - To Nawałka nadał mi ten kontakt - przyznaje prezes Lipniak.

- Pierwszy raz pojawiły się wtedy u nas „potówki” (koszulki zakładane pod stroje meczowe ). Trenerowi zależało też, żeby w jak najlepszym stanie był nasz warsztat pracy - dodaje Piotr Piątek. - Dlatego boisko, zniszczone po treningu, potem przez 15-20 minut udeptywaliśmy, aby walcowanie było potem łatwiejsze.

Od piłkarzy Nawałka wymagał zdrowego trybu życia, odpowiedniej ilości snu. Zaprowadził w Świcie nowe zwyczaje jedzeniowe.

- Po którymś z meczów kierownik drużyny zamówił dla nas obiad: kotlet, ziemniaki, zasmażana kapusta. Tradycyjne polskie jedzenie - wspomina Pudełko. - O schabowego i kapustę trener miał straszne pretensje. Skończyło się na marchewce i chyba jakiejś bitce. „Chłopaki mają się odżywiać, regenerować siły”. My na to, że po meczu najlepsze jest przecież piwo. Nawałka: „Po jednym pozwalam. Jak zobaczę któregoś z drugim, to nie daj Boże...”.

Gołosłowny nie był. Przyłapani na drugim, trzecim... musieli wpłacać 50-100 złotych do drużynowej kasy. A wyjście z klubu absolutnie nie zwalniało od przestrzegania zasad. Przekonało się o tym kilku piłkarzy Świtu z Krakowa, którzy po meczu wyszli na miasto. - Trener się o tym dowiedział, następnego dnia stwierdził: „Panowie, niestety na Rynku pojawiły się „kogutki”. Była afera - opowiada dziś ze śmiechem Piotr Piątek.

Także na zgrupowaniach Nawałka nie chciał wstydzić się za drużynę. Bałaganu w pokojach nie akceptował. - No i rzucał okiem do kosza, czy aby nie ma w nim jakichś kapselków - Piątek mruga okiem.

Były kary, ale nagrody też. Szkoleniowiec, który po meczach wystawiał zawodnikom oceny, postarał się o premię specjalną dla najlepszego w tym rankingu.

- Nagrodą była wycieczka do Paryża, trener Nawałka załatwił ją u sponsora. Pamiętam, bo to akurat ja wygrałem - wspomina Tomasz Kępski. - Nie skorzystaliśmy z żoną, była wtedy w ósmym miesiącu ciąży, ale zamiast wycieczki dostaliśmy pieniądze.

Adam Nawałka sukcesów jednak w Świcie nie odniósł. Rozgrywki w trzeciej lidze drużyna skończyła na ostatnim miejscu i spadła do czwartej. W Krzeszowicach liczono na awans w kolejnym sezonie. Nie udało się go wywalczyć. Nawałka odszedł zresztą kilka meczów przed końcem. - Ze względu na problemy z kręgosłupem. Ale może też przewidywał, że nie awansujemy - mówi prezes Lipniak.
Praca na chwilę okazała się dla przyszłego selekcjonera pracą na ponad półtora roku.

- Pierwsze skojarzenie? Dyscyplina i szacunek. Trening jest świętością, nie zabawą. A mecz? Trener mawiał, że to nie bitwa, ale wojna - wspomina Piotr Piątek.

- Klub zupełnie pozbawiony pieniędzy nie byłby w stanie zrealizować jego wizji pracy - uważa Piotr Chlipała. - Kłania się np. odnowa biologiczna. Ale czy to duże wymagania? Nie przesadzajmy.

On, sprowadzony do Świtu przez Nawałkę jako 18-latek, z całej drużyny wypłynął później na najszersze wody, grał w zespołach pierwszoligowych.

- Przychodząc z klubu B-klasowego (czyli będącego trzy ligi niżej ) zderzyłem się z rzeczywistością straszną, ale fajną. Byłem w czwartej lidze, a ktoś pokazał mi, na czym polega poważny futbol - mówi Chlipała. Dodaje: - Tak, trener bywał naprawdę surowy. Kiedy po sparingu wystawił mi jedynkę - taką notę, jakby nie było mnie na boisku - byłem totalnie przejęty. Podszedł po treningu; powiedział, że mam się nie załamywać, tylko pracować. A gdy przyszło do meczów ligowych, postawił na mnie od początku. Generalnie, nawet gdy miał duże pretensje, ostatecznie odbierałem pozytywny bodziec. Może dzięki temu udało mi się potem dotrzeć do pierwszej ligi?

Janusz Pudełko: - Za rozbitą wargę zrewanżowałem mu się mocnym faulem na którymś z późniejszych treningów. Też go zabolało, doskonale wiedział dlaczego. Nie miał pretensji, rachunki zostały wyrównane.

- Superczłowiek - podkreśla Tomasz Kępski. - Kiedy był jeszcze trenerem Górnika Zabrze, a ja prowadziłem drużynę Złomeksu Branice, zadzwoniłem do niego po poradę zawodową. Poświęcił mi godzinę, zaprosił na treningi do Zabrza. „Kempesik, dla ciebie zawsze mam czas” - to naprawdę miłe.

Jako trener Nawałka ostatni raz pojawił się w Krzeszowicach w maju 2013 roku, gdy przyjechał z Górnikiem na towarzyski mecz z okazji 90-lecia Świtu. Pół roku później został selekcjonerem reprezentacji Polski.

***
Kapitana drużyny Nawałka traktował poważnie, był dla niego łącznikiem z zespołem. Janusz Pudełko jako pierwszy dowiadywał się, których piłkarzy trener weźmie na mecz. - I ja mogłem powiedzieć swoje zdanie, choć znaczyło może z 10 procent - wspomina były gracz Świtu.

- Pamiętam spięcie między nami w szatni, kiedy powiedziałem, że na mecz ustalił złą taktykę. Wiedziałem, że ryzykuję, że mogę usiąść na ławce, ale byłem o tym przekonany. Znałem zespół rywali, wiedziałem, jaki ma mocny punkt. Usłyszałem: „Jano, wyjdźmy”. Po chwili rozmawialiśmy już normalnie, nie jak trener z zawodnikiem, a jak koledzy. Stwierdził: „Jesteś drużynie potrzebny”, poinstruował, co mam robić na boisku. Przyznał mi rację

Tajną bronią nawałkowego Świtu miała być piłka. Inne ekipy miały z nią do czynienia tylko podczas meczów w Krzeszowicach. Piłka firmy Umbro składała się z czterech płatów. Jak wspominają zawodnicy, lot miewała nietypowy, a po odbiciu się od ziemi nie zawsze obierała spodziewany kierunek. - Czasem minęła pierwsza połowa, zanim rywale zorientowali się, o co chodzi - uśmiecha się Tomasz Kępski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski