Czemu, znając miejscowe realia, nie ma się co dziwić. Już samo to, że akt ów wszyscy są gotowi odnotować z emfazą, jakby nie chodziło o byle błahostkę, lecz co najmniej o informację o Polakach witających uchodźców z otwartymi ramionami, pokazuje jak na dłoni, w jakie bagno zabrnęły oba krakowskie kluby we wzajemnych relacjach. Dziś w zwyczajnym, aż chciałoby się powiedzieć chrześcijańskim geście – gość w dom, Bóg w dom to przecież polski wynalazek – zmuszeni jesteśmy dostrzegać historię doniosłą i spektakularną.
To prawda, że kropla drąży skałę, ale niestety nie jedna. Droga do wyjścia z ciemnego zaułka, w który Cracovię i Wisłę zagoniły kibolskie wojny, łatwa nie jest i nie będzie. Traktowanie oferty skorzystania z cateringu jako punktu zwrotnego w tej szorstkiej nieprzyjaźni zrzucam więc na karb upałów.
Ot, jakiś pracownik „Pasów” wykazał się po prostu refleksem i znajomością savoire-vivre’u – powinna należeć się premia. O normalności i przełamaniu lodów będzie można jednak mówić dopiero wtedy, gdy szefowie obu klubów siądą przy jednym stole, w jednej loży – nie wykluczam dań na ciepło – i pochylą się nie tylko nad standardami żywienia piłkarzy po derbach, ale porozmawiają o wspólnym problemie: jak sukcesywnie osłabiać wpływy stadionowej ekstremy. Ciągle silnej, ciągle dyktującej warunki, ciągle odciskającej swoje piętno na wizerunkach klubów.
Jednak póki co, jest jak jest. Zacząłem się więc zastanawiać, czy smakowałoby mi jedzenie serwowane chwilę po tym, jak gospodarze śpiewali pod moim adresem „nie ma litości, połamcie tym k... kości”? No, chyba, że się przesłyszałem i tekst brzmiał „dajcie im schabu bez kości”.
Wtedy przepraszam.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?