Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schorowana kobieta blisko 10 godzin czekała na transport medyczny do szpitala

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Schorowana kobieta blisko 10 godzin czekała na transport medyczny do szpitala. - To skandal - nie kryje oburzenia Anna Pojałowska, która opiekowała się 85-letnią panią Stellą. Spółka, odpowiedzialna za transport, zapewnia, że robi wszystko, aby realizacja usług była dla jej pacjentów jak najmniej uciążliwa.

Pani Stella - 85-letnia, schorowana kobieta - żyła sama w mieszkaniu w jednym z bloków niedaleko Uniwersytetu Pedagogicznego. W czynie społecznym opiekowała się nią Anna Pojałowska, radna dzielnicowa z Krowodrzy. Od kilku lat przychodziła do kobiety, by doglądać, w jakim jest stanie.

- Gdy przyszłam 4 kwietnia, w mieszkaniu unosił się smród spalenizny. Pani Stella paliła, prawdopodobnie od jednego z papierosów zapaliła się pościel. Kobieta się poparzyła. Miała rany na ciele, z których lała się krew - relacjonuje radna, na dowód czego pokazuje zdjęcia poplamionej pościeli. Radna, zaniepokojona tym widokiem, poszła do jednego z zakładów opieki zdrowotnej, gdzie wysłuchała ją lekarka pierwszego kontaktu.

- Powiedziałam, jak wygląda sytuacja, że z ran leje się krew, że kobieta ma poparzenia ciała - tłumaczy. Jak twierdzi, do 85-latki wysłano pielęgniarki środowiskowe, a lekarka wypisała dla starszej kobiety skierowanie do szpitala oraz zlecenie na transport sanitarny do lecznicy.

Jako cel przewozu została wskazana: „konieczność podjęcia natychmiastowego leczenia w zakładzie opieki zdrowotnej”. W rozpoznaniu wpisano m.in. „oparzenie termiczne i chemiczne tułowia”. Pojałowska relacjonuje, że rany na ciele kobiety zostały zaopatrzone przez pielęgniarki.

Długie czekanie

Radna zadzwoniła po transport pani Stelli do szpitala. - Pierwszy raz o godz. 10.19. Usłyszałam, że czas oczekiwania na transport wynosi do czterech godzin - wspomina Pojałowska. Z jej relacji wynika, że kolejny telefon wykonała o godz. 14.13.

- Usłyszałam, że jeszcze nie minęły cztery godziny i mamy czekać. Później zadzwoniłam o godz. 15.58, powiedziano mi, że jest opóźnienie. Kolejny telefon był o 17.28. Usłyszałam, że jeśli zależy nam na czasie, to mogę wezwać pogotowie ratunkowe - opowiada radna.

Nie zrobiła tego, bo jej zdaniem pogotowie wzywa się w momencie, gdy jest zagrożenie życia. - Ratownicy jeżdżą do wypadków komunikacyjnych, udarów, zawałów. A przecież tutaj chodziło o transport schorowanej kobiety do szpitala. A gdyby w momencie przewożenia pani Stelli do szpitala karetką ktoś potrzebował natychmiastowej pomocy ratowników czy lekarza? - pyta Pojałowska. Z jej relacji wynika, że kolejny telefon wykonała o 18.30.

- Usłyszałam, że transport wyjechał. O 19.31 znów zadzwoniłam. Odebrał już ktoś inny i przekazał mi, że właśnie wysłał transport. Czy to oznacza, że wcześniej zostałam okłamana? - pyta radna.

Ostatecznie, jak twierdzi Pojałowska, transport przyjechał po godz. 20, czyli po prawie 10 godzinach oczekiwania. - Potraktowano schorowaną, cierpiącą, starszą osobę jak szmacianą kukłę - nie kryje oburzenia.

Z prośbą o wyjaśnienia zwróciliśmy się do spółki OPC, która realizowała transport. Każdego dnia dysponuje ona 11 zespołami transportu medycznego. Taborem zarządza Całodobowa Centrala Alarmowa. To właśnie tam dzwoniła radna. Przedstawiciel spółki tłumaczy, że transportowanie pacjentów odbywa się według powstającego z wyprzedzeniem harmonogramu, który „pozwala na zabezpieczenie jedynie pojedynczych, wolnych terminów dla pacjentów, oczekujących przewiezienia w dniu zgłoszenia”.

- Z naszych szacunków wynika, iż w normalnych warunkach średni czas oczekiwania na taki transport wynosi ok. 4 godzin, dlatego też zazwyczaj taka informacja jest wstępnie przekazywana osobie, zamawiającej transport - tłumaczy Wojciech Pabian, wiceprezes spółki.

Dodaje, że w przypadku transportu, zamówionego dla pani Stelli, „taki czas został wstępnie określony, jednak z zastrzeżeniem, iż ze względu na dużą ilość zleceń w tym dniu, może on ulec wydłużeniu”. Dodaje, że w trakcie realizacji zaplanowanego na 4 kwietnia grafiku, doszło do niemożliwych do przewidzenia wcześniej okoliczności, związanych m.in. z „wydłużonym do 4 godzin czasem oczekiwania jednego z zespołów na przyjęcie pacjenta w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym”. Z kolei inny zespół natrafił na „wypadek komunikacyjny”.

- Z uwagi na konieczność udzielenia pomocy osobom poszkodowanym, zespół ten został czasowo wyłączony z harmonogramu realizacji transportów - pisze Pabian. Efekt był taki, że pozostałe zespoły musiały przejąć część transportów.

- Należy tu podkreślić, że transport w ramach POZ (Podstawowej Opieki Zdrowotnej, przyp. red.) nie może mieć charakteru interwencyjnego, a jest określony przez NFZ jako planowy i dlatego też nie ma żadnych przepisów, określających maksymalny czas na wykonanie takiej usługi - twierdzi Pabian.

- Przykro nam, że podczas kontaktu telefonicznego z dyspozytorem naszej firmy, pacjentka nie otrzymała rzetelnej informacji o wydłużającym się czasie oczekiwania i realnej, przewidywanej godzinie przyjazdu zespołu - dodaje.

Aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości, dyspozytorzy, dyżurujący w firmie, zostali pouczeni „o konieczności przekazywania pacjentom zgodnych ze stanem faktycznym, bieżących informacji, związanych z opóźnieniami w realizacji transportów”. Skontaktowaliśmy się bezpośrednio z lekarką, która wypisała zlecenie na transport. Chcieliśmy ją poprosić, by oceniła tę sytuację, ale powołała się na tajemnicę lekarską.

Nie chciała do DPS-u

Gdy pracowaliśmy nad tekstem, radna relacjonowała nam, jaki jest stan pani Stelli, przebywającej w szpitalu. „Od przyjęcia jest karmiona strzykawką i całkowicie bez kontaktu” - czytamy. Kolejna informacja jest bardzo smutna: pani Stella zmarła.

Chcieliśmy się dowiedzieć, czy była pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie. Jak przekazał nam jego dyrektor, Witold Kramarz, pani Stella do 2017 r. otrzymywała od MOPS „pomoc adekwatną do rozeznanych potrzeb”. W 2017 r. zrezygnowała z otrzymywania świadczeń.

Pani Stella otrzymała decyzję administracyjną o skierowaniu do DPS-u. „Została poinformowana, że przewidywany termin zamieszkania w placówce to IV kwartał 2017 r.” - czytamy.

Ale złożyła pismo, rezygnujące z decyzji o umieszczeniu jej w DPS. Uzasadniała to względami osobistymi. Pojałowska twierdzi, że 85-latkę odwiedzała lekarka rodzinna. - Pani Stella nie miała w Krakowie żadnej rodziny - twierdzi.

POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

"Zaklinam was, wytrwajcie. Nie jesteście sami." Artyści i dziennikarze wspierają nauczycieli

Źródło: TVN24/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Schorowana kobieta blisko 10 godzin czekała na transport medyczny do szpitala - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski