Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ścigani ENA

Redakcja
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
Niektórzy uciekli z kraju, by uniknąć więzienia. Mają zasądzone wyroki za przestępstwa o różnym kalibrze: pobicia, kradzieże, oszustwa, jazdę po pijanemu, ale też rozboje i zabójstwa. Niektórzy ukrywają się w obawie przed zemstą byłych wspólników. Jeszcze inni wyjechali na Zachód, by robić tam ciemne interesy.

Fot. Ingimage

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

- Oszukują i kradną, a ich ofiarami najczęściej są Polacy - mówi 27-letnia Joanna z Krakowa, która ostatnie osiem miesięcy spędziła w Manchesterze. Opowiada o znajomych, którzy zostali wystawieni do wiatru przez fikcyjną agencję pośrednictwa pracy, prowadzoną przez Ukraińca i Polaka. Pracę rzeczywiście załatwili, tyle że tylko na dwa tygodnie, a zarobek ledwie wystarczył na pokrycie kosztów pośrednictwa.

Podobną działalność prowadziła para z Ostrowca Świętokrzyskiego - Jarosław i Jolanta S. Pod przykrywką legalnej działalności pośredniczyli w wysyłaniu Polaków do pracy w Anglii. Reklamowali się w internecie i w darmowej prasie ogłoszeniowej: "Poszukujemy do pracy w fabrykach, hotelach, na lotnisku. Gwarantowane wynagrodzenie minimum 5.35 GBP/h oraz legalne kontrakty minimum 6 miesięcy". W ten sposób udało im się zwerbować kilkadziesiąt osób. Wysyłali ich do podlondyńskiego Slough, inkasowali pieniądze za załatwienie formalności i noclegu, a potem zostawiali samym sobie. Gdy oszukani po powrocie do kraju złożyli zawiadomienie w prokuraturze, okazało się, że Jarosław S. swego czasu poszukiwany był nawet 24 listami gończymi naraz. Miał na koncie m.in. wyłudzanie okupów za skradzione samochody, kradzieże i rozboje.

Dla pośredników i organizatorów sezonowej pracy - prawdziwą żyłą złota były przez wiele lat Włochy. Celem wyjazdów za chlebem do tego kraju był przede wszystkim sezonowy zbiór owoców i warzyw, ale też opieka nad osobami starszymi oraz sprzątanie. Chęć zarobienia pieniędzy - pośrednicy za godzinę pracy obiecywali np. po 7 euro - powodowała, że zdesperowani ludzie godzili się na nieludzkie warunki: noclegi w zdewastowanych oborach, bez wody i elektryczności. Kiedy okazywało się, że sami muszą płacić za takie lokum i nie dostawali ani grosza za 15 godzin pracy dziennie, to zastraszeni znosili swój los albo uciekali.

O niewolniczej pracy sezonowych robotników z Polski stało się głośno po likwidacji obozów pracy w okolicach Bari. Według informacji, jakie zebrano w śledztwie, we Włoszech mogło zniknąć bez śladu nawet około 100 Polaków. Niewykluczone, że zostali zamordowani lub zmarli z wycieńczenia. Robotnicy, którzy przeszli piekło obozów, opowiadali, że widzieli ludzi padających na polu. Zajmowali się nimi polscy i ukraińscy nadzorcy.

Jaka jest skuteczność ścigania przestępców na terenie Unii - pokazują liczby. Co roku polskie sądy wydają ok. 1,5 tys. Europejskich Nakazów Aresztowania, ponad 200 z nich jest realizowana. W naszej procedurze karnej ENA istnieje od 1 maja 2004 r., od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Oznacza to, że Polska może żądać od każdego kraju UE wydania osoby poszukiwanej listem gończym. I także każdy kraj UE może od nas wymagać wydania osoby tam ściganej - również Polaka.

Policjanci i prokuratorzy podkreślają przede wszystkim zalety tej instytucji. Mówią, że postępowania ekstradycyjne nie toczą się już miesiącami, a wykonanie nakazu aresztowania trwa najczęściej kilka tygodni, góra 3 miesiące. Wymieniają nazwiska groźnych gangsterów, m.in. Ryszarda N. ps. "Rzeźnik" i jego kolegów po fachu z grupy pruszkowskiej, zatrzymanych i przekazanych do Polski na podstawie europejskiego nakazu. Na tej podstawie zatrzymywano też mniej sławnych przestępców, podejrzanych o najcięższe zbrodnie - np. Roberta C., który po zabójstwie kolegi w okolicach Buska Zdroju wyjechał do Niemiec i pracował tam na budowie.
Zdarzają się jednak pomyłki. Para narzeczonych z Poznania spędziła dwie doby za kratkami jako podejrzana o uprowadzenie w Holandii. Porwaną miała być matka porywaczki. Kobieta przebywała w Holandii u swej siostry, ale po pewnym czasie poprosiła córkę, żeby ją stamtąd zabrała. Gdy tak się stało, jej siostra (z problemami psychiatrycznymi) zawiadomiła holenderską policję o uprowadzeniu, a tamtejszy sąd wydał ENA. Polscy policjanci zjawili się więc z tym nakazem w mieszkaniu kobiet. Nie pomogły zapewnienia starszej pani, że nikt jej nie porwał. Jej córka razem z narzeczonym trafili do policyjnego aresztu.

Podobna historia przytrafiła się Zbigniewowi M., który trafił do aresztu, ponieważ niemiecka prokuratura podejrzewała go o napad na jubilera. Później okazało się, że to pomyłka, a Zbigniew M. nigdy nie był w Niemczech. Poszukiwano go, bo przy jednym z uczestników napadu znaleziono jego paszport. M. tłumaczył, że zgłosił zaginięcie dokumentu w urzędzie, ale to nie pomogło. Do wyjaśnienia pomyłki spędził kilka tygodni w areszcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski