Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ścigani: polscy urzędnicy tropią przedsiębiorców w całej Unii

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Grzegorz Blak zapowiada doniesienie do prokuratury przeciwko „kłamstwom na temat polskich firm”. Z kolegami ze Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP zamierza walczyć przed unijnymi trybunałami.
Grzegorz Blak zapowiada doniesienie do prokuratury przeciwko „kłamstwom na temat polskich firm”. Z kolegami ze Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP zamierza walczyć przed unijnymi trybunałami. Fot. Andrzej Banaś
Kontrowersje. Czy półnędzarze zarabiający 2 tys. zł miesięcznie będą w ogóle w stanie cokolwiek państwu zapłacić?

Krakowski przedsiębiorca Grzegorz Blak, po wielu latach płacenia składek i podatków na Litwie, dowiedział się nagle, że… nigdy tam nie działał. Pokazuje akta firmy i setki zdjęć pracowników roznoszących ulotki na ulicach Kowna i Wilna. - Ponoć to fikcja - stwierdza.

Spytali urzędniczkę z litewskiego ZUS, czy kiedykolwiek przyszło jej do głowy nękać własnych lub np. niemieckich przedsiębiorców tak jak polskich. Odpowiedziała zirytowana: - Oczywiście, że nie. Polaków nękamy na wyraźne żądanie Polski.

W interpelacji do Elżbiety Rafalskiej, szefowej resortu rodziny, pracy i polityki społecznej, krakowska posłanka PiS Barbara Bubula pisze, że w podobnej sytuacji znalazło się już kilkadziesiąt tysięcy polskich przedsiębiorców i ich pracowników, nie tylko z Litwy, ale i Słowacji, Czech, Niemiec, Węgier i Wielkiej Brytanii. I ciągle ich przybywa.

WIDEO: ZUS ostrzega przed oszustami

W całej tej wojnie chodzi o obowiązkową składkę na ubezpieczenie społeczne przedsiębiorców. W Polsce wynosi 1,1 tys. zł miesięcznie. To dużo dla samozatrudnionych zarabiających grosze. Jak zauważa Barbara Bubula, z „życiowej konieczności” są oni „zmuszeni szukać rozwiązań pozwalających zmniejszyć wydatki”. Wielu z nich zawarło umowy o pracę z firmami w innych krajach unijnych - dało im to możliwość dorobienia i opłacania składek za granicą zamiast w ZUS.

Polski ubezpieczyciel uznał, że tak być nie może i zaczął ich sprawdzać. Napuścił zagraniczne instytucje kontrolne na pracujących za granicą przedsiębiorców, by udowodnić, że ich zatrudnienie jest fikcyjne - i w związku z tym powinni być objęci ubezpieczeniem w Polsce. - Przy okazji Polakom dorabia się gęby oszustów. Ku uciesze konkurencji - ubolewa Grzegorz Blak. Dodaje, że żaden inny krajowy ubezpieczyciel nie wpadł na pomysł ścigania po całej Europie własnych obywateli, zwłaszcza ubogich przedsiębiorców, którzy próbują sobie radzić, nie wyciągając do państwa rąk po zasiłki czy dotacje.

Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Marcin Zieleniecki wyjaśnia, że ZUS musi się trzymać polskich przepisów, a te są jakie są. Wprawdzie zgodnie z prawem unijnym przedsiębiorca zatrudniony na etacie np. na Litwie powinien płacić obowiązkowe składki na Litwie, a nie w Polsce, ale „warunkiem jest faktyczne wykonywanie pracy na terytorium innego państwa, nie zaś samo zawarcie umowy o pracę z firmą zagraniczną”. - Z tego powodu ZUS stara się każdorazowo ustalić, czy praca jest faktycznie wykonywana - tłumaczy wiceminister.

W przedsięwzięcie zaangażowana jest armia urzędników w Polsce i za granicą. W sprawie „polskiej fikcji” organizuje się konsultacje. Krążą tony pism.

- Czy uzyskane od przedsiębiorców składki pokryją koszty pracy tylu urzędników? Czy półnędzarze zarabiający 2 tys. zł miesięcznie będą w ogóle w stanie cokolwiek zapłacić, czy też cała operacja zakończy się zniszczeniem firm i wysłaniem wielu tysięcy ludzi na zasiłki? - pyta Grzegorz Blak.

***

Do Sauliusa Jakimciusa, szefa urzędu ds. zasiłków zagranicznych litewskiego ZUS zwanego w skrócie SODRA, wpłynęło sensacyjnie brzmiące pismo sygnowane przez Ginterasa Cepasa, głównego państwowego inspektora pracy Republiki Litewskiej. Po skontrolowaniu pięciu działających na Litwie polskich firm Cepas stwierdził, co następuje.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Mikrofirmy proszą rząd, by powstrzymał ZUS
Słowacja i Anglia nie uwolnią od ZUS

Główna inspektor pracy w Wilnie Rita Cernauskiene, która weryfikowała działalność firmy UAB Almand, ustaliła na podstawie dokumentów i wyjaśnień pracodawcy, że pracownicy roznoszą ulotki w największych miastach Litwy. Z harmonogramu pracy wynikało, że mają oni pracować w Kownie 4 grudnia od godz. 9.00 do godz. 18.00. Cernauskiene próbowała się dowiedzieć, gdzie można ich zastać, chciała ich bowiem przepytać na okoliczność wykonywanych zadań. Przedstawiciel firmy poinformował, że właśnie skończyli robotę i wsiedli do autokaru zaparkowanego na parkingu przy dworcu w Kownie.

„Zaniechał jednak podania dokładnej ulicy oraz numeru autobusu” - napisała Cernauskiene. Kontrolowany zapewnił, że zorganizuje spotkanie inspektorów z pracownikami w następnym miesiącu.

„Wnioskuje się, że pracownicy byli nieobecni w Kownie w dniu 4 grudnia, ponieważ w przeciwnym razie przedstawiciele pracodawcy byliby w stanie stworzyć warunki do ich przepytania” - wywnioskowała Cernauskiene.

Jej koleżanka, inspektor Jolita Garbinciene, kontrolowała firmę UAB Ceramicoil. Rozmawiała telefonicznie z jej dyrektorem Aleksandrem Skoczniem, który poinformował ją o zmianie adresu biura w Wilnie. Urzędniczka wysłała na nowy adres „wezwanie do stawienia się 1 grudnia do oddziału PUP w Wilnie w celu złożenia wyjaśnień dotyczących wykonywania pracy na Litwie”. Listonosz nie zastał jednak przedstawicieli firmy pod adresem biura, a listu z awizo nikt nie podjął.

3 grudnia kontrolerzy PUP udali się do biura spółki i ustalili, że „na 4 piętrze, na drzwiach pod nr 400 i 401 widnieje tabliczka firm: UAB Imperianas, UAB Ceramicoil oraz UAB Darbo ekspresas, jednakże drzwi były zamknięte”.

Pytamy urzędującą w pokoju obok (402) Danguole Leonaviciene z agendy Litewskich Związków Zawodowych Nauczycieli, czy widziała tam ostatnio Polaków. Mówi, że nie. Dysponuje jednak umową z 2012 r., na podstawie której UAB Ceramicoil dzierżawi biuro w pokoju 400. - Czynsz płaci regularnie i bez opóźnień - podkreśla. Z kolei w pokoju nr 411 urzęduje księgowa, która do niedawna prowadziła buchalterię UAB Ceramicoil.

Aleksander Skoczeń kładzie na stół dokumentację swej wileńskiej firmy z ostatnich siedmiu lat: pełna księgowość, listy płac, rachunki, przelewy podatków i składek na ubezpieczenie, protokoły kontroli wykonanych przez litewskie instytucje, karty przebiegu auta służbowego (zarejestrowanego w Wilnie), rachunki za wynajem biura i z hoteli, gdzie kwaterował pracowników… Wszystkie te dokumenty przedstawił litewskim kontrolerom.

Główna inspektor Diana Leitate sprawdzała inną firmę zatrudniającą Polaków - UAB Darbo ekspresas. Jej biuro znalazła w tym samym budynku, co UAB Ceramicoil, „jednakże drzwi były zamknięte”. Kontrolerka wysłała mejlem „Wezwanie do przedstawienia dokumentów niezbędnych do przeprowadzenia kontroli”. W ustalonym terminie dokumenty zostały przesłane przez Mariję Lipnevic prowadzącą księgowość Darbo ekspresas. Dostarczyła ona do PUP m.in.: „ewidencję czasu pracy, harmonogramy pracy, rozliczenia wynagrodzeń, dokumenty potwierdzające wydatkowanie, umowy o pracę z pracownikami, regulaminy pracy”.

Z umów wynikało, że zatrudnieni w Darbo przedsiębiorcy z Polski pracują na Litwie po 16 godzin miesięcznie „na stanowisku menedżerów ds. reklamy i marketingu”. W każdym miesiącu przyjeżdżają dwa razy, na 8 godzin.

Podobnie wyglądała kontrola w firmie UAB Martenas, której współwłaścicielem jest Grzegorz Blak. Na żądanie PUP krakowianin przedstawił umowy o pracę, harmonogramy, ewidencję i dokumentację księgową prowadzoną przez wilniankę Ceslavę Zacharevic. „Wszyscy pracownicy mieszkają w Polsce” - odnotował inspektor R. Keralius. Księgowa wyjaśniła, że Polacy przyjeżdżają autokarem i pracują w miejscu wskazanym przed szefa.

„Na żądanie, by G. Blak zorganizował 4 grudnia spotkanie urzędników PUP ze swymi pracownikami, ten odpowiedział, że to niemożliwe, bo pracownicy nie pracują akurat w Wilnie, lecz świadczą selektywnie usługi reklamowe mieszkańcom Kowna” - napisał inspektor Keralius.

Na podstawie tych ustaleń Ginteras Cepas, szef litewskiej inspekcji pracy, napisał do dyrektora Jakimciusa z centrali SODRA, że inspektorzy PUP „nie są w stanie dokonać sprawdzenia miejsc pracy pracowników kontrolowanych firm”, bo przy każdej próbie kontroli okazuje się, że „w danym miesiącu pracownicy ci już pracowali lub są na urlopie”.

„Tego typu powtarzające się schematy pozwalają na wnioskowanie, że pracownicy są formalnie objęci ubezpieczeniem społecznym ma Litwie”, ale „nie wykonują tu żadnych funkcji (ich działalność jest fikcyjna)” - stwierdził Cepas. W jego opinii zatrudniające Polaków spółki „nie prowadzą w rzeczywistości żadnej działalności w Republice Litewskiej”.

Przedstawiciele napiętnowanych firm domagają się od roku pełnej dokumentacji „kontroli, jaka miała być rzekomo przeprowadzona w ich firmach”, jednak bez efektu. Na żądanie Grzegorza Blaka inspektor Diana Leitate odpowiada jedynie, że prowadzącej kontrolę w jego firmie urzędniczce „nie udało się skontaktować z pracownikami oraz dokonać sprawdzenia miejsca pracy”. - Na podstawie dokumentów przedstawionych przez firmę podczas kontroli nie ustalono żadnych wykroczeń, stąd nie zostały zastosowane administracyjne środki zaradcze - dopowiada Diana Leitate.

Kontrolowani spytali urzędniczkę SODRA, czy kiedykolwiek przyszło jej do głowy nękać podobnymi kontrolami własnych lub np. niemieckich przedsiębiorców albo wyciągać na podstawie owych kontroli tak daleko idące wnioski. Odparła, że „sprawa jest polityczna”. I „poza protokołem”, wkurzona, rzuciła:

- Oczywiście, że nikogo nie kontrolujemy pod tym kątem. Jaki miałoby to sens? Tysiące firm działa pod adresem domowym lub wirtualnym. Jeśli tylko płacą należne składki i podatki, a w dokumentach wszystko się zgadza, nikt się ich nie czepia! Bo i po co.

- To dlaczego czepiacie się Polaków, a ściślej firm zatrudniających polskich przedsiębiorców? - pytamy.

- Na wyraźne żądanie strony polskiej.

Dorwać kioskarza i kosmetyczkę

Dlaczego urzędnicy zagranicznych instytucji z uporem maniaka próbują udowodnić, że polscy pracownicy to oszuści, a zatrudniające ich firmy „nie prowadzą rzeczywistej działalności”?

By to zrozumieć, trzeba wyjaśnić, po co w ogóle Polacy zatrudniają się na Litwie, Słowacji, w Czechach, Wielkiej Brytanii, Niemczech i innych państwach unijnych. Pisze o tym w interpelacji do Elżbiety Rafalskiej, szefowej resortu rodziny, pracy i polityki społecznej, krakowska posłanka PiS Barbara Bubula. Podkreśla, że nie chodzi tu o polskich przedsiębiorców w ogóle, a jedynie tych, którzy „osiągają ze swojej działalności gospodarczej niewielkie dochody, zazwyczaj rzędu kilku, najwyżej dwudziestu kilku tysięcy złotych rocznie, czyli średnio od kilkuset do najwyżej dwóch tysięcy złotych miesięcznie przed opodatkowaniem i ozusowaniem”.

- Jest to bardzo liczna grupa, a należą do niej: taksówkarze, kioskarze, fryzjerzy, kosmetyczki, szewcy i inni przedsiębiorcy wykonujący drobne usługi dla ludności - wyjaśnia Barbara Bubula. W ostatnich latach około miliona Polaków zostało zwolnionych z pracy i skazanych na samozatrudnienie. Ludzie ci w przeważającej masie zarabiają śmiesznie mało. Mimo to, zgodnie z polskim prawem, wszyscy bez wyjątku muszą płacić obowiązkowe składki do ZUS - obecnie jest to minimum 1121,52 zł, a od nowego roku będzie 1,2 tys. zł. Wysokość zarobku (lub jego całkowity brak) nie ma tu żadnego znaczenia.

- W efekcie oddają państwu ponad połowę swego dochodu, a czasem nawet cały dochód z działalności, co pozbawia ich środków zapewniających minimum egzystencji - podkreśla posłanka PiS.

I tu dochodzimy do sedna. Barbara Bubula zauważa w swej interpelacji, że „z życiowej konieczności” owi najubożsi przedsiębiorcy (w większości samozatrudnieni) zmuszeni są szukać „rozwiązań pozwalających na ograniczenie lub zmniejszenie wydatków na ZUS”. W związku z tym od 2009 roku kilkadziesiąt tysięcy z nich zawarło umowy o pracę z firmami w innych krajach unijnych. Oprócz dodatkowych dochodów dało im to możliwość opłacenia obowiązkowych składek ubezpieczeniowych za granicą - zamiast ZUS.

Prawo unijne mówi wyraźnie, że jak ktoś jest przedsiębiorcą i jednocześnie wykonuje pracę najemną (na umowie o pracę) w innym kraju, to podlega obowiązkowemu ubezpieczeniu społecznemu jedynie w tym kraju, w którym wykonuje pracę najemną. Chodzi o to, by ludzie nie płacili składek do dwóch kas jednocześnie. Owi polscy „taksówkarze, kioskarze, fryzjerzy, kosmetyczki, szewcy i inni przedsiębiorcy” zauważyli, że jeśli zatrudnią się nawet na ułamek etatu w innym państwie unijnym, to będą mogli płacić składki tam, co zwolni ich z konieczności opłacania wysokich składek na nasz ZUS. Pojawiło się wiele firm oferujących drobnym przedsiębiorcom taką pracę.

- Czy aby nie fikcyjną? - pytam Mirosława Żurowskiego, który prowadzi taką działalność na Litwie i Słowacji.

Pokazuje kilkadziesiąt zdjęć swoich pracowników - podczas pracy na Litwie.

- Nigdy nie przypuszczałem, że słowackie i litewskie odpowiedniki ZUS będą tak kłamać na temat Polaków, by osiągnąć z góry uzgodniony cel - odpowiada.

- Uzgodniony z kim?

- Z polskim ZUS-em.

Płać ZUS

Na podstawie wniosków wyciąganych przez zagraniczne inspekcje ZUS przyjmuje, że polscy przedsiębiorcy zatrudnieni za granicą w „fikcyjnych spółkach” zawsze podlegali polskiemu prawu i powinni opłacać składki w Polsce. „Z tego powodu domaga się od przedsiębiorców „zaległych” składek za kilka lat wstecz, doliczając karne odsetki. Często są to kwoty sięgające 40, 50, a nawet 70 tysięcy złotych, co dla przedsiębiorców o niskich dochodach jest kwotą niemożliwą do uregulowania” - alarmuje w interpelacji Barbara Bubula.

Aleksander Skoczeń, dyrektor wileńskiej firmy UAB Ceramcoil, która - według szefa litewskiego PUP „nie prowadzi żadnej działalności na Litwie” - zapowiada złożenie do prokuratury doniesienia na urzędników SODRA. - Bezczelnie kłamią i pisemnie potwierdzają nieprawdę, przeprowadzając kontrole ewidentnie na zamówienie polskiego ZUS, w celu osiągnięcia korzyści budżetowych - mówi.

Wraz z innymi członkami Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP przypuszcza, że „wszystko robione jest po to, by z jednej strony zagraniczny fiskus i ubezpieczyciel zachował podatki i składki wpłacone przez lata przez polskich przedsiębiorców, a z drugiej - ci sami przedsiębiorcy zapłacili teraz „zaległe” składki za ten sam okres wygłodniałemu polskiemu ZUS”.

ZUS już kilka lat temu zorientował się, że część przedsiębiorców zatrudnia się za granicą, by płacić tam niższe składki - i próbował to ukrócić. Zarzucał w tym celu „podejrzanych” setkami szczegółowych pytań, by dowieść, że ich praca jest fikcyjna.

- Jeśli ktoś nie udowodnił, że nie jest wielbłądem, ZUS uznawał go za wielbłąda i kazał płacić składki wstecz z karnymi odsetkami - wspomina Grzegorz Blak.

„Przywróceni do ZUS” składali odwołania do sądów. - Ale w uzasadnieniu wyroków pierwszej instancji widzimy skserowane argumenty ZUS. Nawet te same błędy stylistyczne i literówki! - pokazuje Żurowski.

Według przedsiębiorców, dopiero w drugiej instancji, w trzyosobowym składzie, sędziowie uważnie czytają akta i ważą argumenty stron. I tak sąd apelacyjny uchylił dwa lata temu decyzję ZUS o przeniesieniu do polskiego systemu ubezpieczeń przedsiębiorcy zatrudnionego na Słowacji.

ZUS twierdził, że słowacka firma, z którą umowę zawarł przedsiębiorca, to fikcja. Pracownik przedstawił kwartalne raporty z wykonanej pracy, dokumentację przebiegu zatrudnienia, rachunki z hotelu… Nie pomogło. Sąd Apelacyjny kazał ocenić te dowody jeszcze raz. Zwrócił przy tym uwagę, że w świetle przepisów, w tym wyroku Sądu Najwyższego z 2013 r., polski ubezpieczyciel nie ma prawa sprawdzać, czy dany Polak jest zatrudniony za granicą faktycznie czy nie. Mogą to robić wyłącznie uprawnione instytucje w danym kraju, np. tamtejsza inspekcja pracy. ZUS zażalił się na ten wyrok do Sądu Najwyższego, ale w czerwcu 2016 r. przegrał.

- Ponieważ Sąd Najwyższy zakazał ZUS-owi prowadzenia własnych śledztw, ZUS dogaduje się z zagranicznymi instytucjami. Używa prostego argumentu: że Polacy będą naciągać tamtejsze ubezpieczalnie na darmowe leczenie, renty itp. Skutkuje - twierdzą działacze SPP RP. Przedstawiają dowody na to, że polscy urzędnicy wysokiego szczebla organizują w tej sprawie spotkania z przedstawicielami innych państw. W pismach wysyłanych za granicę ZUS wyraźnie sugeruje swym odpowiednikom, co trzeba zrobić, by wyrzucić polskich obywateli z tamtejszego systemu: udowodnić fikcyjne zatrudnienie.

- Chodzi o to, by polscy przedsiębiorcy płacili na ZUS - wyjaśnia Blak.

Zagraniczne ubezpieczalnie masowo wyrzucają Polaków, ale nie zwracają opłaconych składek. Tymczasem ZUS żąda od każdego delikwenta zapłacenia „zaległych” składek z odsetkami.

- Jesteśmy skazani na nierówną walkę z napuszczonymi na nas obcymi instytucjami, w zagranicznych sądach. Tracimy czas i pieniądze, których przecież nie mamy. Jako polscy obywatele nie możemy przy tym liczyć na pomoc własnego państwa i jego instytucji. Wręcz przeciwnie! - ubolewa Żurowski.

Pytanie o sens

Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Marcin Zieleniecki wyjaśnia, że ZUS musi się trzymać polskich przepisów, a te są jakie są: wszystkie osoby prowadzące działalność gospodarczą mają obowiązek opłacania składek na ZUS. Wprawdzie zgodnie z prawem unijnym przedsiębiorca zatrudniony na etacie np. na Litwie powinien płacić obowiązkowe składki na Litwie, a nie w Polsce, ale „warunkiem zastosowania tego przepisu jest faktyczne wykonywanie danej pracy na terytorium innego państwa członkowskiego, nie zaś samo zawarcie przez nią umowy o pracę z firmą zagraniczną”.

- Z tego też powodu ZUS stara się każdorazowo ustalić, czy praca jest faktycznie wykonywana. Robi to na podstawie dokumentów oraz posiadanych informacji, w tym otrzymanych z instytucji zagranicznych. Jeżeli okaże się, że praca najemna nie jest faktycznie wykonywana w innym kraju lub jest wykonywana w zakresie marginalnym, nalicza składki - tłumaczy wiceminister.

W całe to gigantyczne przedsięwzięcie zaangażowana jest armia urzędników w Polsce, a teraz również jeszcze większa rzesza zagranicznych kontrolerów postawionych na nogi przez polskie instytucje. W sprawie „polskiej fikcji” organizuje się spotkania, konsultacje i konferencje. Krążą tony pism.

- Czy uzyskane siłą od drobnych przedsiębiorców składki i kary pokryją koszty mozolnej pracy całej armii urzędników? Czy półnędzarze zarabiający po 2 tys. zł, oszczędzający dzięki zagranicznemu zatrudnieniu 500 zł miesięcznie, będą w ogóle w stanie cokolwiek zapłacić, czy też cała operacja zakończy się po prostu zniszczeniem kilkudziesięciu tysięcy firm i wysłaniem ludzi na zasiłki? - pyta Grzegorz Blak.

Czy dla najwyżej kilkudziesięciu milionów złotych, będących kroplą w morzu potrzeb Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, warto ryzykować problemy ekonomiczne i społeczne?

- Takie traktowanie znacznie utrudnia, a często uniemożliwia prowadzenie przedsiębiorstwa, powoduje dalszy wzrost zadłużenia, stres, depresje, ucieczki za granicę, a nawet samobójstwa - zauważa Barbara Bubula.

***

Przedsiębiorcy o niskich dochodach rejestrują się w innych krajach z uwagi na lepsze warunki. Np. w Wielkiej Brytanii wynagrodzenie na rękę w wysokości 4 tys. zł kosztuje pracodawcę 4,1 tys. zł, a nie ponad 6,8 tys. zł jak w Polsce. MINIMALNA emerytura to 2,2 tys. zł po 10 latach płacenia składek rzędu 300 zł miesięcznie. W Polsce PRZECIĘTNA emerytura przedsiębiorcy wynosi 1,7 tys. zł - po 40 latach opłacania składek w wysokości 1,1 tys. zł.

Płatnicy ZUS zrzucają się na przywileje górników i mundurowych. Policjant wciąż może przejść na emeryturę w wieku 35 lat, górnik przed czterdziestką. Średnie świadczenie górnika wynosi 4 tys. zł.

Gdyby wszyscy pracujący za granicą polscy przedsiębiorcy wrócili nagle do systemu ZUS i płacili składki w obecnej wysokości, Fundusz Ubezpieczeń Społecznych zyskałby maksimum 600 mln zł rocznie. Same tylko dopłaty do górniczych emerytur kosztują 9 mld zł.

Rząd chce obniżyć najuboższym przedsiębiorcom obowiązkowe składki na ZUS - do ok. 500 zł. Ale najwcześniej od 2018 r.

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski