Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Madejski, bramkarz Cracovii: Nie spodziewałem się, że marzenia spełnią się tak szybko

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Sebastian Madejski w efektownej interwencji podczas meczu z Radomiakiem
Sebastian Madejski w efektownej interwencji podczas meczu z Radomiakiem Maciek Kwiatkowski/PAP
Sebastian Madejski, bramkarz Cracovii, zagrał dwa mecze w ekstraklasie. Ostatnio w Radomiu zachował czyste konto, „Pasy” wygrały bowiem 1:0.

Jest takie powiedzenie, że dobry bramkarz ma szczęście. Mecz w Radomiu spełniał te dwa warunki.

Spełniał. Po po poprzednim meczu ze Stalą Mielec chciałem zagrać takie spotkanie, w którym będę mógł się trochę wykazać. Pierwsza połowa była naprawdę ciężka, nie wiem, co nad nami czuwało (trzy strzały rywali w poprzeczkę i jeden w słupek – przyp.), było to niesamowite, bo chyba nigdy w swojej przygodzie z piłką nożną nie miałem takiego meczu. W II połowie udało się coś obronić więc jestem mega zadowolony z tego rezultatu.

W samej końcówce meczu popisał się pan interwencją w stylu bramkarza piłki ręcznej, choć sędziowie i tak zagwizdali spalonego.

Też miałem dużo szczęścia przy tej interwencji, byłem w powietrzu i piłka spadła idealnie pod moją nogę. Mecz był pełen szczęścia, ale pracowaliśmy ciężko i zostaliśmy za to nagrodzeni.

Drżał pan o wynik do końca, 1:0 to była nikła przewaga?

Tak, ale mam wrażenie, że takie mecze w których 1:0 trzyma się przez dłuższy czas bardziej motywują, bo drużyna jeszcze bardziej skupia się na defensywie. To, że się broniliśmy, bardziej pomagało mi w koncentracji. Piłka cały czas latała przez pole karne, trzeba było przesuwać się, dyrygować obroną. Chciałem zagrać taki mecz w ekstraklasie.

Dla pana to jest ekscytujący czas – debiut w ekstraklasie w Mielcu, teraz drugi mecz. Od zawsze zapewne marzył pan o tym, by grać na najwyższym poziomie rozgrywkowym?

Tak, marzenia były. Zakładałem sobie taki plan, nie spodziewałem się, że będzie to tak szybko. Pracowałem mocno w okresie przygotowawczym i chciałem pokazać, że zasługuję na tę szansę. Dostałem ją bardzo szybko, cieszę się, że trenerzy mi zaufali.

Był pan w niepewności do ostatniej chwili, czy ostatnie sparingi i ostatni tydzień przed sezonem pokazywały, że to pan może być tym numerem 1?

Ostatni sparing pokazał, że trenerzy biorą moją kandydaturę poważnie, czy to będę ja, czy Lukas Hrosso, bo ostatni mecz zagraliśmy po połowie. Wyszedłem w pierwszym składzie i zapaliła mi się delikatna lampka, aczkolwiek nie byłem przekonany w stu procentach, bo wiedziałem, że Lukas jest dużo bardziej doświadczonym zawodnikiem. Grał ostatnie mecze w ubiegłym sezonie więc byłem raczej przygotowany na to, że zacznę na ławce rezerwowych, ale udało się.

Do Cracovii trafił pan w zeszłym sezonie i musiał pan terminować w drugiej drużynie i ocierać się o pierwszy skład. Nie był pan jednak w kadrze na żaden mecz w ekstraklasie.

Miałem taki plan, że po kontuzji, którą złapałem grając jeszcze w Motorze Lublin, chciałem się odbudować. Cracovia wyszła z pomocną dłonią do mnie i dała mi szansę na to, żeby złapać oddech i formę. I efekty tego są widoczne.

A gdy usłyszał pan, że zespół rezerw zostanie zlikwidowany, to zapaliła się panu lampka, że jednak przejście do Cracovii to nie był do końca dobry ruch, bo nie mógł mieć pan gwarancji, że będzie grał w I składzie, a rezerw nie ma?

Drugi zespół to było coś, co dawało dużo, gdybym siedział na ławce w I drużynie, także trzeciemu bramkarzowi. Nie ukrywam, że zacząłem szukać innych wariantów, bo wiedziałem, że jest Karol Niemczycki, Lukas, Adam Wilk. Nie wiedziałem, jakie będą roszady. Do obozu były tematy z zewnątrz, że może gdzieś indziej spróbuję.

Ale przecież w maju było wiadomo, że Niemczycki odchodzi.

Tak, tylko nie było wiadomo, czy ktoś nie przyjdzie w jego miejsce. Nie było takich informacji, szukałem opcji zastępczej, ale potoczyło się to wszystko tak, że sobie tego nawet nie wyobrażałem.

Jest pan wychowankiem Podbeskidzia Bielsko-Biała. Jako 16-latek był pan już w kadrze I zespołu, gdy występował on w ekstraklasie. Ale wtedy miał pan małe szanse na debiut.

Tak, wydaje mi się, że pierwszy mecz był z Cracovią. Byłem w kadrze, ale konkurencja była duża. Wtedy pierwszym bramkarzem był Richard Zajac. Miałem bardzo dobrych kolegów do treningu, wiele się nauczyłem w tamtym okresie – od niego, był potem Michal Pesković, Wojtek Kaczmarek, Emilijus Zubas. Przewinęło się kilku, od których mogłem zaczerpnąć coś pozytywnego.

Jest pan trochę takim piłkarskim obieżyświatem, był pan na wypożyczeniu w Legionovii, potem przeszedł pan do Wisły Puławy, Olimpii Elbląg, Motoru Lublin. Szukał pan swojego miejsca.

Tak, mam nadzieję, że uda się gdzieś osiąść na troszeczkę dłużej niż dwa lata. Bo tak wcześniej było w moim przypadku. Chciałbym być bliżej domu. Bielsko-Biała to moje miejsce, ale w Krakowie też czuję się bardzo dobrze, ale im bliżej domu to dla mnie i małżonki lepiej.

W Motorze rodził się ciekawy projekt, były ambicje. Dlaczego pan w nim nie został?

Była dziwna sytuacja, że niby się dogadaliśmy na przedłużenie kontraktu, ale koniec końców nic z tego nie wyszło. Było dużo zawirowań, zmiana w strukturach zarządzania, zmiana trenera. Nikt nie wiedział, co ma robić. Bardzo wielu zawodników zrezygnowało ze współpracy. Starano się obniżać kontrakty. Bez klubu byłem chyba dwa miesiące, czekałem na ofertę. Były takie, by przyjechać na testy, ale miałem wtedy kontuzję kolana i nie było możliwości, by się pokazać. Zadzwoniła Cracovia i przyjechałem, będąc już zdrowy. Pokazałem się, trenerzy zaufali i jestem.

Z Peskoviciem rozmawiał pan przed transferem do Cracovii. W końcu spędził tu kilka lat?

Nie udało mi się. Nie miałem z nim aż takiego bliskiego kontaktu.

A zna pan Mariusza Sachę, innego piłkarza z Bielska-Białej, który też grał w Cracovii?

Podglądałem go jako chłopak podający piłki… Dzieli nas 10 lat różnicy wieku.

Miał pan na pewno wyobrażenie o ekstraklasie, marzył pan o debiucie i to się stało rzeczywistością. Czy ekstraklasa jawiła się panu jako coś trudniejszego, czy jednak po debiucie może pan stwierdzić, że można sobie spokojnie dać radę?

Nie do końca, bo jest duży przeskok jeśli chodzi o umiejętności zawodników i myślenie. Gra jest szybsza niż w drugiej lidze, podania są dokładniejsze, strzały bardziej celne, ale gra jest bardziej przewidywalna, jest dużo mniej przypadku.

W Mielcu puścił pan dwie bramki w ciągu jednej połowy, to mogło poddenerwować debiutanta.

Zdecydowanie tak. Zacząłem szukać jakiejś pewnej interwencji, a nie do końca to zadziałało tak, jak bym chciał, Stal Mielec mogła zamknąć mecz po wrzutce. Potem powiedziałem sobie, żeby robić to, co do mnie należy, nie muszę szukać interwencji, bo mogłem spowodować głupim wyjściem, to, że drużyna straciłaby bramkę.

Z kolei ostatnie czyste konto na pewno pana podbudowuje?

Zdecydowanie tak. Mecz się fajnie ułożył, szczęście dopisywało i mam nadzieję, że będzie dopisywać w kolejnych meczach.

Ma pan ulubionego bramkarza, wzór, który chciałby pan naśladować?

Zawsze powtarzam, że jest to Marc-Andre ter Stegen. Jego styl najbardziej mi odpowiada.

Myśli pan o wyjeździe z Polski w przyszłości do bardziej renomowanej ligi?

Na razie nie wybiegam aż tak daleko w przód, chcę zagrać jak najwięcej meczów w ekstraklasie. A jeżeli kiedyś wyniknie taka
sytuacja, to czemu nie. Jakoś bym sobie poradził. Na razie mam kontrakt z Cracovią do czerwca 2024 r.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sebastian Madejski, bramkarz Cracovii: Nie spodziewałem się, że marzenia spełnią się tak szybko - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski