MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sędziowie polubili Wisłę

Redakcja
Ci, którzy przesądzili o sukcesie Wisły Kraków w Łodzi, od prawej: Dudu Biton, Michael Lamey i Kew Jaliens Fot. Krzysztof Porębski
Ci, którzy przesądzili o sukcesie Wisły Kraków w Łodzi, od prawej: Dudu Biton, Michael Lamey i Kew Jaliens Fot. Krzysztof Porębski
Piłkarze Wisły wygrali trzeci kolejny mecz w ciągu 9 dni. Wczoraj byli w Łodzi lepszym zespołem, ale w pamięci pozostanie fakt, że zwycięstwo odnieśli dzięki sędziemu Robertowi Małkowi, który nie uznał ŁKS-owi prawidłowo zdobytej bramki na 2-2.

Ci, którzy przesądzili o sukcesie Wisły Kraków w Łodzi, od prawej: Dudu Biton, Michael Lamey i Kew Jaliens Fot. Krzysztof Porębski

Znowu arbiter pomógł wygrać piłkarzom "Białej Gwiazdy". Tym razem nie uznał prawidłowo zdobytej wyrównującej bramki dla ŁKS-u w Łodzi.

W ostatnim czasie wiślacy mają więc szczęście do decyzji arbitrów. Tydzień temu wygrali z Jagiellonią Białystok w meczu, w którym błędy na ich korzyść popełniał Adam Lyczmański z Bydgoszczy. Wczoraj arbiter wypaczył wynik spotkania w Łodzi.

ŁKS ŁÓDŹ - WISŁA KRAKÓW 1-2 (1-1)

1-0 Szałachowski 8, 1-1 Lamey 30, 1-2 Biton 51.

SĘDZIOWALI: Robert Małek z Zabrza oraz Marcin Lis z Katowic i Krzysztof Myrmus ze Skoczowa. ŻÓŁTE KARTKI: Klepczarek (85) - Boguski (85). CZERWONA KARTKA: Golański (90+3, niesportowe zachowanie). WIDZÓW: 3887.

ŁKS (1-4-4-1-1)

Velimirović 5

Golański 0

Łabędzki 5

Klepczarek 4

(89 Smoliński)

M. Kaczmarek 6

T. Nowak 4

(61 Romańczuk)

Kascelan 5

Łukasiewicz 5

Szałachowski 6

(75 Bykowski)

Mięciel 5

Saganowski 5

WISŁA (1-4-3-3)

Pareiko 7

Lamey 6

Jaliens 6

Chavez 7

Paljić 5

Wilk 5

Nunez 5

(88 C. Diaz)

Garguła 5

(90+4 Czekaj)

Iliev 5

(70 Boguski)

Biton 6

Kirm 5

- Nie widziałem tej sytuacji - powiedział po meczu trener Michał Probierz. Dopytywany dodał: - W poniedziałek przeczytam w gazecie, że nie strzeliliśmy drugiej bramki.

Decyzja sędziego Małka zepsuła więc spotkanie, które stało na niezłym poziomie. Wiślacy przystąpili do niego opromienieni zwycięstwem z angielskim Fulhamem Londyn. W porównaniu z tamtym spotkaniem w wyjściowym składzie "Białej Gwiazdy" nastąpiła jedna zmiana - na lewej obronie za Juniora Diaza zagrał Dragan Paljić. Zespół ŁKS-u był natomiast podbudowany wyjazdową wygraną w derbach Łodzi z Widzewem. Odkąd ŁKS objął trener Michał Probierz, prowadzony przez niego zespół zaczął kolekcjonować punkty. Zapowiadało się więc interesujące widowisko, tym bardziej, że było ono pojedynkiem kolegów po fachu, bowiem szkoleniowiec wiślaków Robert Maaskant ma bardzo dobre relacje z trenerem Probierzem.

W przypadku Wisły była obawa o to, czy zespół utrzyma odpowiednią formę po czwartkowej walce z Fulhamem. Okazało się, że nie było z tym źle. Mistrzom Polski nie zabrakło też motywacji w meczu rozgrywanym w zupełnie innej scenerii niż niedawne spotkanie w Lidze Europy. Tym razem trafili na ligową rzeczywistość jeszcze z czasów PRL-u. Tak bowiem nadal prezentuje się stadion w Łodzi. Na nim na początku lepiej czuli się miejscowi. W pierwszych minutach ze strony Wisły jedynym zagrożeniem było uderzenie z rzutu wolnego z dystansu w wykonaniu Łukasza Garguły. Po nim piłka minimalnie przeleciała nad poprzeczką. Chwilę później gospodarze przeprowadzili kontrę, po której objęli prowadzenie. Gola zdobył Sebastian Szałachowski. To rozdrażniło wiślaków. Bliski wyrównania był Andraż Kirm, ale spudłował w dogodnej sytuacji. W kolejnych minutach mecz był nadal zacięty. Trener Probierz nerwowo chodził wzdłuż linii bocznej, ciągle gestykulował, pokrzykiwał do swoich piłkarzy, czasem pouczał sędziego. Trener Maaskant spokojnie stał przy ławce rezerwowych, nieraz tylko kręcił głową na zagrania swoich piłkarzy. Po pół godzinie wreszcie mógł być zadowolony, bowiem jego podopieczni dobrze rozegrali stały fragment gry. W końcowej fazie akcji Kew Jaliens podał do Michaela Lameya, który zdobył wyrównującego gola. Bramkę wypracowali więc mocno krytykowani ostatnio Holendrzy. Wczoraj błysnęli w ataku. Gol dla Wisły sprawił, że gra zaczęła się na nowo. Niedługo później wiślacy mieli szansę na przełamanie. Najpierw jednak po strzale Ivicy Ilieva piłkę wybił Pavle Velimirović, a Dudu Biton dobił niecelnie. Po drugiej stronie boiska uderzenie Szałachowskiego obronił Sergei Pareiko.
Po przerwie zespół "Białej Gwiazdy" ruszył do ofensywy. Bliski zdobycia drugiej bramki był Lamey, ale nie trafił w bramkę. Gola przyniosła następna akcja. Tym razem w roli głównej wystąpił Biton, który strzela bramki niemal w każdym meczu. To było jego 9. trafienie w lidze w tym sezonie. Tym razem izraelski napastnik wykorzystał błąd Tomasza Nowaka, który podał mu piłkę, Biton ograł jeszcze Piotra Klepczarka i pokonał Velimirovicia. Kolejną bramkę mógł zdobyć Iliev, ale uderzył w boczną siatkę. ŁKS próbował odwrócić losy meczu, a Wisła grała bardziej poukładaną piłkę i wychodziła z opresji w defensywie. Wreszcie doszło do wydarzenia, o którym będzie najgłośniej po tym meczu. Najpierw Lamey nabił piłkę o Jaliensa, ta trafiła do Marka Saganowskiego, który odegrał do Marcina Kaczmarka, a ten pokonał Pareikę. Gospodarze cieszyli się, że wyrównali, ale sędzia ku ich zdumieniu odgwizdał spalonego, którego nie było. Po tym zdarzeniu zrobiło się bardzo nerwowo. Wisła się broniła, a ŁKS nacierał. W jednej sytuacji krakowski zespół uratował Pareiko, kapitalnie broniąc strzał Saganowskiego i dobitkę Macieja Bykowskiego. W końcówce przestrzelił Biton, który uderzył tuż obok słupka. W doliczonym czasie czerwoną kartkę zobaczył Paweł Golański za kopnięcie leżącego Andraża Kirma. W takich okolicznościach Wisła wracała do Krakowa z trzema punktami. Łodzianie byli przekonani, że autokar "Białej Gwiazdy" wywiózł o dwa punkty za dużo. Na ławce rezerwowych mecz przesiedział Cwetan Genkow, który znów jest kontuzjowany.

Piotr Tymczak, Łódź

Jak padły bramki

1-0 Marcin Kaczmarek dośrodkował piłkę, Marek Saganowski wycofał ją do Sebastiana Szałachowskiego, który od razu strzelił sprytnie wolejem z pola karnego i futbolówka wpadła przy dalszym słupku.

1-1 Łukasz Garguła dośrodkował z rzutu rożnego, piłkę głową trącił Michael Lamey, później dotarła do Kewa Jaliensa, który dograł ją znów do Lameya, a ten z bliska wpakował ją do siatki.

1-2 Tomasz Nowak zagrał piłkę do tyłu, przejął ją Dudu Biton, który ograł Piotra Klepczarka, a później nie dał szans bramkarzowi ŁKS-u.

ZDANIEM TRENERÓW

Robert Maaskant (Wisła Kraków):

- Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwy mecz dla nas. Wiśle nigdy nie grało się z ŁKS-em łatwo, zwłaszcza tym razem, zaczynając mecz od 0-1. Już niemal od początku wiedzieliśmy, że będziemy musieli gonić wynik. Stworzyliśmy sobie kilka szans, ale jedyne, czego nam brakowało, to strzelenia gola. Kiedy w końcu zdobyliśmy bramki, to przy wyniku 2-1 powinniśmy podwyższyć wynik, żeby sobie ułatwić grę. ŁKS pokazał fantastyczny charakter. Sprawił, że końcówka meczu była dla nas trudna i szczęśliwie nie straciliśmy punktów. Są one dla nas bardzo ważne. Na koniec sezonu nikt nie będzie pamiętał tego meczu. Jeśli chce się być mistrzem, to trzeba takie punkty zdobywać. To pierwsze nasze zwycięstwo po wygranym meczu w europejskich pucharach. Mam nadzieję, że niedługo do składu wrócą ci, którzy są teraz kontuzjowani. To sprawi, że będzie się nam grało łatwiej. Kilka tygodni temu zdecydowałem, że nie będę więcej wypowiadał się na temat sędziów. Popełniają błędy, tak jak my. Czasami jest spalony, czasami nie, czasami ktoś dotknie piłki ręką, czasem nie. Sędziowie mają trudną pracę, ale ją szanuję. Moim zdaniem korzystne byłoby dla piłki nożnej wprowadzenie powtórek wideo. Jeśli spojrzy się na przykład na hokej, to jest tam wiele sytuacji, w których mogą pomóc. Gra byłaby bardziej fair, gdyby można było skorzystać z powtórek.

Michał Probierz (ŁKS Łódź):

- Jak się popełnia z takim zespołem jak Wisła tyle błędów, to trudno wygrać spotkanie. Rozpoczęliśmy bardzo dobrze, zdobyliśmy bramkę. Nawet powiedziałem do mojego asystenta: "Kurde, trochę za szybko", bo zdawaliśmy sobie sprawę, że obudzimy Wisłę i to się potwierdziło. Szkoda, że straciliśmy bramkę w taki prosty sposób, bo do tego momentu nic nie zapowiadało, że Wisła jest w stanie nam zagrozić. Po stracie gola mieliśmy trochę problemów. Nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce. Dobrze, że dotrwaliśmy do przerwy. W drugiej połowie moi zawodnicy też pokazali dużo charakteru. Szkoda, że nie udało się nam zremisować. Przegraliśmy to spotkanie, ale trzeba porażki przyjmować z godnością i wyciągnąć wnioski. Trzeba pamiętać, że graliśmy z aktualnym mistrzem Polski i nie było widać wielkiej różnicy. Nawet momentami potrafiliśmy narzucić swój styl gry. Mieliśmy sytuacje, których nie wykorzystaliśmy. Z samej gry momentami jestem zadowolony, ale nie z wyniku, bo przegraliśmy u siebie. Nawet remis byłby dla nas bardzo cenny. (TYM)

Powiedzieli po meczu

Paweł Golański, obrońca ŁKS:

- To jest po prostu kpina! Kirm mnie trzymał za nogę, nie mogłem wznowić gry. Odepchnąłem go, nie było żadnego uderzenia, niech pan sędzia Małek sobie spojrzy na powtórkę w telewizji. Od razu daje mi czerwoną kartkę. To, co się stało tego dnia na stadionie ŁKS to jest skandal. Nie wiem, jak z tym walczyć. Staraliśmy się z całych sił, było to dla nas arcyważne spotkanie. Mogę otwarcie powiedzieć, że byliśmy drużyną zdecydowanie lepszą od Wisły. Niestety, nie było nam dane zdobyć tego dnia chociaż jednego punktu. To już nie chodzi tylko o samą anulowaną bramkę. To, że Wisła jest mistrzem Polski nie znaczy, że mamy dać się zwariować i za wszelką cenę im pomagać. Naprawdę zostawiliśmy na murawie sto procent serducha. Aż przykro teraz wejść do szatni i spojrzeć sobie w oczy.

Dudu Biton, napastnik Wisły:

- To był bardzo trudny mecz, na bardzo trudnym terenie. Sądzę, że jeszcze wiele drużyn tutaj, w Łodzi, straci punkty. Zrobiliśmy to, co do nas należało, trzy punkty są w tej sytuacji najważniejsze. Wiedzieliśmy, że ŁKS będzie grał bardzo agresywnie. Murawa też nie była najlepsza. Z kolei łódzcy kibice wytwarzają bardzo sprzyjającą gospodarzom atmosferę. W końcówce rywale bardzo na nas naciskali, zrobiło się bardzo groźnie. Dobrze, że wywozimy stąd trzy punkty, bo to bardzo ważne zwycięstwo. Jestem napastnikiem - czasem zdarza mi się spudłować, ale też czasem udaje się trafić do siatki. Na pewno w mojej karierze zmarnuję jeszcze bardzo wiele sytuacji, ale cieszę się, że przynajmniej jednego gola udało się tym razem strzelić. A przede wszystkim, że ten gol dał nam wygraną. Zdobywanie bramek nigdy mi się nie znudzi. Jestem przekonany, że jeżeli będziemy nadal tak grać, skończymy sezon na pierwszym miejscu. Nie wiem, czy gol dla ŁKS powinien był zostać uznany. Tacy już są sędziowie - czasem się mylą. Raz na twoją korzyść, innym razem na korzyść twoich rywali. Jeśli tym razem pomylili się z korzyścią dla nas - już tego nie zmienimy. Jestem pewien, że ten arbiter nie chciał popełnić błędu. Musiał jednak podjąć decyzję w ułamku sekundy. Skoro pomylił się tym razem na naszą korzyść, pozostaje nam się tylko cieszyć. Not. JUK

Trzeba coś udowodnić

Wisła wygrała z ŁKS-em po błędzie sędziego, który nie uznał prawidłowo zdobytej bramki dla łodzian. Do sytuacji doszło po błędzie w obronie, gdy Michael Lamey nabił piłką Kewa Jaliensa. Gdyby arbiter uznał gola, na Holendrów znów spadłaby krytyka, mimo że wcześniej mieli udział w bramce zdobytej przez Wisłę. Wszyscy zapamiętają jednak po tym meczu fatalną decyzję sędziego Roberta Małka.

Krakowianom nie pozostaje nic innego, jak udowodnienie w kolejnych spotkaniach, że ich ostatnie wyniki to nie przypadek. W tym tygodniu będą mieli do tego dwie okazje; zagrają z Limanovią w Pucharze Polski i w lidze z Podbeskidziem.

Piotr Tymczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski