Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sekserzy

Redakcja
Ostre światło lamp, ciemne tło oraz rząd rąk w błyskawicznym tempie wyczyniających dziwne czynności z maleńkimi kurczętami. W świetle żarówek wirują drobiny puchu oraz kurzu powodując, że pejzaż hali wypełnionej masowym popiskiwaniem czyni wrażenie filmowego misterium.

Ginące zawody

   Laicy na dźwięk słowa "sekser" stają się czujni. Tymczasem skojarzenia erotyczne są nie na miejscu, chociaż w profesji określanej tym mianem, owszem - chodzi o rozróżnianie płci.
   - Bardzo przyjemne zajęcie - mówi Teresa Wilk z Łężkowic, jedna z ostatnich polskich sekserek. - Przeszłam kurs dwadzieścia pięć lat temu. Pojechałam na koszt zakładu, na dwa miesiące do Kołobrzegu, gdzie dyplom otrzymywali tylko najlepsi z najlepszych. Potem wróciłam do Krakowa i już w pierwszym miesiącu zarobiłam ogromne pieniądze. Szef firmy miał pobory dwukrotnie mniejsze ode mnie.

Kurka czy kogucik?

   Seksowanie polega na rozpoznawaniu płci jednodniowych piskląt i sortowaniu ich na kury i koguty. Przyszłe nioski pozostają przy życiu, żywot kogutków jest, niestety, krótki. Trafiają do terrariów ogrodów zoologicznych oraz na fermy lisów i tchórzofretek jako pasza.
   Na pozór robota seksera jest prosta niczym konstrukcja cepa. W obie ręce łapie się po pisklaku, po czym z tego, który właśnie jest seksowany, wyciska się smółkę (czyli pierwsze odchody stworzenia wydalone przy wykluciu), a następnie próbuje rozpoznać płeć w ten sposób, iż kciukiem i palcem wskazującym rozchyla się zwieracz. W tym miejscu albo jest wyrostek, właściwy dla kogucika, albo go nie ma, co znaczy, że w dłoni znajduje się kurka. Zasada jest prosta: koguty na prawo, kurki na lewo...
   Mirosława Murmyło, sekserka z Dyrd niedaleko Częstochowy, rozmawiała z nami, siedząc na... drzewie. Od paru lat ma własną fermę drobiu i właśnie zabrała się, z pomocą pilarzy, za robienie porządków z zielenią wokół gospodarstwa.
   - Pierwszy raz usłyszałam o tej profesji w technikum rolniczym, kiedy nauczyciel opowiedział nam, że instruktorzy przyjeżdżają do Poznania aż z Japonii - wspomina pani Mirka. - Kiedy dostałam etat w zakładzie wylęgowym, poprosiłam dyrektora, żeby wysłał mnie na kurs. I tak się zaczęło.
   W PRL sekserzy należeli do zawodu opłacanego lepiej niż kadra zarządzająca, dlatego też prezesi, dyrektorzy, księgowi i kierownicy gremialne wysyłali na kursy swoje żony. Ze skutkiem raczej mizernym. Sito kwalifikacyjne było ostre. Przed rozpoczęciem prawdziwego szkolenia odbywał się tzw. przedkurs, na którym sprawdzano predyspozycje psychofizyczne kandydatek i kandydatów. Trzeba było mieć doskonały wzrok, umiejętność koncentracji oraz perfekcyjne zdolności manualne. Najczęściej było tak, że z kilkudziesięcioosobowej grupy chętnych kwalifikowano 5 - 6 osób.
   Specyfika edukacji polegała na tym, że kształcenie teoretyczne trwało pięć minut, natomiast praktyczne - 60 dni. Sprawność uzyskiwało się średnio po obejrzeniu i przesortowaniu 10 tysięcy pisklaków.

Moralność recepcjonistek

   W latach 70., kiedy to Polska stała kurczakami, sekser seksował nawet i 150 tysięcy piskląt miesięcznie. Ale dziewczyny z pamiętnego "japońskiego kursu", z 1980 roku, który ukończyło 21 osób, żyły z sekserskiej pensji jak królowe niespełna rok. Potem wprowadzony został stan wojenny, wskutek czego Reagan zabronił wysyłać do Polski pasze dla kurcząt i drobiarstwo zaczęło podupadać. Większość sekserów i sekserek straciło etaty i zaczęło pracować na zlecenia, podróżując po całym kraju. Jeszcze przez okrągłe 5 lat ich umiejętności kontrolowane były okresowo przez ekspertów FAO, czyli struktury ONZ ds. wyżywienia i rolnictwa.
   W tamtych czasach, biorąc pokój w hotelu, należało podać obsłudze... wykonywany zawód.
   - A pani to się nie wstydzi przyznawać? - pytały zdumione recepcjonistki, biorąc sekserki za prostytutki! Albo też dodawały: - Ale u nas nie wolno przyjmować panów, z wyjątkiem mężów, którzy zresztą też muszą być zameldowani!
   Trzeba było tłumaczyć, że profesja, mimo swojej mylącej nazwy, jest jak najbardziej przyzwoita.
   Seksowanie to ciężka praca.
   - Człowiek po całym dniu był bardzo zmęczony - wspomina pani Teresa. - Trzeba było pracować w kurzu, bolały nas oczy i ramiona... Miałyśmy jednak satysfakcję z tego, co robimy.
   W nowym tysiącleciu zapotrzebowanie na seksowanie jest coraz mniejsze. Ani jeden współczesny potentat drobiarski nie zatrudnia już sekserów na etacie. Drobiarzom przyszła z pomocą genetyka, umożliwiająca hodowlę tzw. autoseksingową. Polega ona na tym, że już zaraz po wylęgu koguciki mają inną barwę niż kurki, więc rozróżnić może je każdy.
   - Zatrudniamy sekserki sporadycznie, jeśli taka potrzeba wynika ze zlecenia hodowcy, dla którego wykonujemy usługę -_ twierdzi Stanisław Kłak z Zakładu Wylęgu Drobiu "Bieżanów". - _O ile wiem, podobnie robi się w innych częściach kraju, zwłaszcza w przypadku tak zwanych stad zachowawczych.
   To właśnie zdaje się gwarantować, iż zapotrzebowanie na sekserów i sekserki chyba do końca nie wygaśnie. Firmy drobiarskie we Wrocławiu zatrudniły tego typu specjalistów z... Korei.
   - Nie planujemy organizowania szkoleń dla sekserów, między innymi dlatego, że nie ma kto za to płacić, zaś na indywidualną kieszeń kurs byłby zbyt drogi - twierdzi Leszek Kawski, dyrektor Krajowej Izby Drobiarstwa.
   Za pisklę trzeba zapłacić złotówkę, dla właściwej praktyki więc - okrągłe 10 tys. Poza tym instruktor też chce honorarium, hotel zapłatę za pokój i jeść również trzeba. A przy tym nikt nie wie na pewno, czy ma talent. Sekser nie należy do zawodów, przechodzących z ojca na syna i z matki na córkę...
ADAM MOLENDA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski