Dwa, trzy kubki nasion słonecznika dziennie. Plus wielki połeć słoniny oblężony od świtu do zmierzchu. Ornitologicznych rarytasów nie było, ale dokarmianie miało sens. Potem wszystko się popsuło. Pod koniec stycznia pomimo mrozu i śniegu, karmnik świecił pustkami. Ile nasion nasypało, tyle leżało. Od czasu do czasu jedna, dwie sikorki porywały nasiona i znikały. Po ziębach i dzwońcach nie było śladu.
Ptakoliczenie w ostatni weekend stycznia nie wyszło, bo mogłem zgłosić trzy bogatki. Totalna mizeria. Jak sądzę, wszystkiemu winne śnieżne burze i kilkudniowe wichury. Mokry śnieg oblepił gałęzie i zasypał podłoże. Reszty dopełnił mróz i wiatr. Ptaki nie mogły latać przy takiej aurze. Źródła pożywienia, zarówno te naturalne jak i mój karmnik, stały się niedostępne. Na kilkanaście najwyżej godzin, ale dla małych ptaków to zabójcza cezura. Ptaszek wielkości sikorki wytrzyma bez pożywienia zimną noc i kilka następnych godzin. Po południu, najdalej w nocy zaczynają ginąć. Dokładnie tak, jak rozładowanie baterii w czuwającym smartfonie.
Tym sposobem liczba rezydentów w moim karmniku zmalała o dziewięćdziesiąt procent. W przyrodzie niestety tak bywa. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. Na pocieszenie powtarzam sobie, że to tylko selekcja naturalna. Przeżyli najsilniejsi.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?