Beskid Andrychów nie rezygnuje z walki o utrzymanie. Przy piłce Michał Kliber. Fot. Jerzy Zaborski
BESKID ANDRYCHÓW - POPRAD MUSZYNA 2:1 (1:0)
1:0 Adamus 37, 2:0 Chowaniec 60, 2:1 Zachariasz 77.
Sędziował Maciej Koster (Kraków). Żółte kartki: Kliber - R. Drobny. Widzów 250.
Beskid: Syty - Tarabuła, Kliber, Strojek, Rumiński - Kaczmarczyk, Chworostiany, Smoliński, Chowaniec - Adamus, Penkala (80 Galos).
Poprad: Borzęcki - Szczepanik, Polański, R. Drobny, Saratowicz - Janur (62 Podgórniak), Dąbek, Damasiewicz, T. Bomba (46 Plata) - M. Drobny (25 Szambelan, 55 Biernacki), Zachariasz.
Potyczkę przeciwko wiceliderowi andrychowianie rozpoczęli podobnie do weekendowej z Janiną, czyli od objęcia prowadzenia, na które zapracował Strojek. Najpierw uciekł prawą stroną, a potem tak dograł Adamusowi na 6. metr, że ten nie mógł spudłować.
Kibice - mając w pamięci sobotnią porażkę - gdy ich pupile roztrwonili dwubramkową zaliczkę, woleli dmuchać na zimne, czekając na dalszy rozwój wypadków. O ile w sobotę przeciwko Janinie andrychowianie przed przerwą mieli kilka okazji bramkowych, tak wiceliderowi w pierwszych fragmentach pozwolili się zdominować, ale to z kolei otwierało im szansę do kontr. Po jednej z nich, z wolnego zagrywał Kaczmarczyk, lecz Penkala uderzył zbyt lekko, by zaskoczyć Borzęckiego (11 min).
W 20 min doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Głowami zderzyli się Michał Kliber z Marcinem Drobnym. Ten pierwszy na tyle doszedł do siebie, że mógł dokończyć zawody, natomiast napastnik gości w końcu trafił do szpitala.
- To w jakiś sposób przyczyniło się do naszej porażki, bo Drobny w przodzie doskonale uzupełnia się z Zachariaszem - tłumaczył po spotkaniu Wiesław Bańkosz, trener muszynian. - Być może po przerwie, kiedy zdominowaliśmy sytuację na boisku, zabrakło nam właśnie "żądła".
W tym spotkaniu było też trafienie godne stadionów świata, a jego autorem był Dariusz Chowaniec z Beskidu. Z 35 metrów, nieco z boku, tak uderzył, że piłka wylądowała w przeciwnym "okienku", a Borzęcki nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję.
Goście złapali kontakt po rzucie rożnym, bo w zamieszaniu przed andrychowską bramką najwięcej zimnej krwi zachował Zachariasz, z bliska wpychając piłkę do siatki.
- Po porażce w Limanowej 1:2, tamtejsza społeczność, widząc nasz potencjał, życzyła nam powodzenia w zaległym meczu przeciwko muszynianom, bo oni chcą walczyć o najwyższe cele. Może nasze zwycięstwo pomoże w przyszłości Limanovii, ale graliśmy przede wszystkim dla siebie, bo musimy się utrzymać w gronie trzecioligowców - powiedział Jan Witkowski, kierownik drużyny Beskidu.
Jerzy Zaborski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?