Serena zrewanżowała się tym samym rywalce za sensacyjną porażkę w grupie. Kilka dni wcześniej 23-letnia Rumunka niespodziewanie rozgromiła starszą o dziesięć lat rywalkę 6:0, 6:2. Dla Amerykanki był to pierwszy przypadek od 16 lat, gdy wygrała tylko dwa gemy w całym meczu.
W niedzielę wszystko wróciło do normy. - Serena to inna bajka. Gdy jest zdrowa i gra dobrze, nikt nie jest w stanie jej pokonać - powtarza w takich chwilach Mats Wilander, były nr 1 męskiego tenisa, dziś ekspert Eurosportu. I właśnie tak się to skończyło. Choć początek finału mógł sugerować, że Williams znów może mieć problemy.
Wyrównana walka toczyła się jednak tylko do stanu 2:2 w pierwszym secie. Później wyższość liderki rankingu WTA nie podlegała dyskusji, a w drugiej partii dosłownie zmiażdżyła Halep. Dość powiedzieć, że wywalczenie dwóch przełamań i objęcie prowadzenia 3:0 zajęło jej tylko dziesięć minut, a w kolejnych trzech Rumunka nie miała dużo więcej do powiedzenia. Amerykanka wygrała ostatecznie 6:3, 6:0.
- W pierwszym secie ona grała równie dobrze jak w naszym poprzednim meczu. Stałam po drugiej stronie kortu i nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać. Potem powiedziałam jednak sobie, że nie mam nic do stracenia. Muszę trochę wyluzować, jeśli chcę zacząć lepiej grać i wygrać. A bardzo chciałam wygrać - przyznała po ostatniej piłce Williams. - To był dla mnie niesamowity tydzień.
Dopiero co wznowiłam treningi po turnieju w Pekinie, podczas którego miałam kłopoty z kolanem. Nie byłam pewna, czy w ogóle będę w stanie zagrać w Singapurze - dodała Amerykanka, dla której było to trzecie z rzędu i piąte w karierze zwycięstwo w kończącej sezon imprezie, uważanej za nieoficjalne mistrzostwa świata. Zrównała się w liczbie zwycięstw ze Steffi Graf. Więcej (osiem) ma na koncie tylko Martina Navratilova.
- Sereno, gratulacje. Jesteś najlepsza - stwierdziła Halep. Mimo porażki Rumunka mogła mieć powody do zadowolenia. To były dopiero jej pierwsze mistrzostwa WTA i od razu dotarła do finału jako pierwsza tenisistka ze swojego kraju. W grupie była lepsza od Williams, Serbki Any Ivanović i Kanadyjki Eugenie Bouchard. W półfinale pokonała 6:2, 6:2 Agnieszkę Radwańską [Serena z kolei 2:6, 6:3, 7:6 (8-6) Dunkę Karolinę Woźniacką].
- To nie był mój dzień, a ona była bezbłędna - chwaliła rywalkę Polka. - Grała bardzo solidnie, wszystko przebijała na moją stronę, trafiała w linię i posyłała piłki w głąb kortu. Bardzo dobrze serwowała - wyliczała.
- Kolejny przykład tego, jak nieprzewidywalny jest kobiecy tenis i nie mam na myśli tylko Sereny - podsumował Wojciech Fibak. - Przed turniejem najsłabsze wśród uczestniczek wydawały się Bouchard i właśnie Halep. Rumunka dotarła w tym roku do finału Roland Garros, ale nigdy dobrze nie grała w hali.
Ostatnie sześć miesięcy w jej wykonaniu było słabe. Myślę, że gdyby ktoś powiedział Agnieszce przed turniejem, że zagra w półfinale, a jej rywalką będzie Halep, to by uznała to za wymarzony scenariusz. A jednak nie potrafiła wykorzystać tej szansy. Ten turniej jest odzwierciedleniem całego sezonu Radwańskiej. Z jednej strony nadal jest jedną z najlepszych tenisistek na świecie, wielką gwiazdą. Nie rozczarowuje, ale również nie zachwyca.
Polka - przypomnijmy - wygrała w nim m.in. prestiżowy turniej w Montrealu, doszła do finału w Indian Wells i po raz pierwszy do półfinału Australian Open. Inne występy - zwłaszcza w pozostałych trzech Wielkich Szlemach - pozostawiły jednak niedosyt. Zdaniem Fibaka jest jednak za wcześnie, by mówić o kryzysie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?