Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sezon na dożynki

Redakcja
To się nazywa wyczuciem chwili.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Zaczęły się wakacje, na drogi wyjechały karawany urlopowych samochodów, w każdej telewizji co rano pokazują soczysty urobek poprzedniej doby. Samochody owinięte wokół drzew, jakieś konstrukcje z blachy przypominające bardziej rzeźby nowoczesne niż auta. Liczby zabitych, przy których Afganistan wydaje się zacisznym zakątkiem. Rozpoczął się u nas sezon drogowych dożynek. Mamy o czym myśleć. Ogłoszono właśnie raport Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu. Marnie tam wyglądamy.
W dużych krajach zachodnioeuropejskich lata 2001 - 2008 wykorzystano na radykalną poprawę sytuacji na drogach. Brytyjczycy są najbezpieczniejsi. W ub. roku na milion mieszkańców w wypadkach zginęły tam 44 osoby, czyli o połowę mniej niż 8 lat temu. We Francji liczba ofiar osiągnęła 69, też 50 proc. tego, co w roku 2001. Nawet Włochów, uważanych przez nas za automobilowych wariatów, ginie znacznie mniej niż Polaków. My uparcie przodujemy w tabeli rzezi na drogach. W 2001 roku zginęło na nich 145, rok temu - 143 ludzi na milion. Rocznie znika nam z mapy miasteczko z prawie 5500 mieszkańców. Lepiej jest nawet w Bułgarii i Rumunii, przy których drogach nasze wertepy mogą uchodzić za autostrady.
Liczby są tragiczne i jednoznaczne. Własną teorię, dlaczego tak jest, ma każdy. Policja obwinia głupich, nieodpowiedzialnych kierowców. Ci twierdzą, że gdyby drogi były europejskie, statystyki również dorównywałyby średniej. Spece od dróg lamentują, że budowie autostrad przeszkadzają przepisy. Politycy, którzy ustawy produkują, unikają tematu. Przy większej katastrofie zasmuceni podróżują na miejsce, wyrażają współczucie i obiecują pomoc. Obietnic tych, tak jak i innych, nie dotrzymują.
Wszyscy mają swoje racje, ale nikt nie pali się do działania. Mamy dzisiaj dwa razy tyle samochodów niż dziesięć lat temu. Dwadzieścia milionów aut, w tym sporo wraków, porusza się po złych drogach. Za kółkiem siedzą ludzie, którzy pogardę dla prawa uważają za wolność. Każdy tzw. długi weekend to nie tylko kilkudziesięciu zabitych i kilkuset rannych, ale też kilka tysięcy pijanych kierowców. Tylu zatrzymuje policja, a ilu się przemknie w tłumie?
W PRL, kiedy rzeczywistość zastępowano propagandą, wymyślono hasła "kultura ruchu drogowego" i "dżentelmen jezdni". Uważano, że można pogodzić codzienne chamstwo z kulturą na drodze, że zajęcie miejsca za kierownicą cudownie odmienia człowieka. Z prostaka staje się dżentelmenem.
Niestety, jest zupełnie inaczej. Samochód wyostrza charakter człowieka, jego postawę cywilizacyjną i społeczną. Wychodzą cechy, których w innych okolicznościach nie widać. Kompleksy, problemy z sobą, agresja. Tak jest wszędzie, nie tylko w Polsce. Gdzie indziej jednak hamulcem jest presja otoczenia, obyczaj, a przede wszystkim prawo. U nas te hamulce działają słabo. Drogi są polem walki. Zwyciężają silniejsi. Nikt nie chce być frajerem. Śmierć frajerom. Niekiedy, niestety, dosłownie.
Jatka na drogach jest ostrym dzwonkiem alarmowym, że dzieje się z nami coś złego. Są też inne tego sygnały, ale drogowe tragedie najłatwiej zauważyć, bo chętnie są filmowane. Jesteśmy w nie najlepszym stanie psychicznym, gryzą nas napięcia, bezradność i stres skutkują agresją.
W Warszawie często widzę młodych ludzi, dobrze ubranych, w drogich samochodach, z twarzami stężałymi w grymasie złości. Robią karierę, ale żyją w świecie nieustannej walki, konieczności pokonania konkurenta za wszelką cenę. Więc walczą. Z dwustoma końmi pod maską to są bomby na kółkach.
Szybkość jest przyczyną wielu wypadków, ale jej brutalne stosowanie wynika z wielu złożonych spraw. Można ustawić fotoradar co kilometr, niewiele to pomoże. Z zaciśniętymi zębami będą się zabijać w przerwach między nimi. Nie skutkują groźby ani apele.
Trzeba sięgnąć do korzeni problemu, zacząć mówić o tym, jak żyjemy, dlaczego zatracamy się w wyścigu szczurów, z jakich powodów tak łatwo eksplodujemy agresją. Kilka lat temu modne było pytanie: "mieć czy być". Dzisiaj coraz więcej mamy, więc zasadna będzie kwestia, "mieć, żeby lepiej być". Czyli, jak właściwie żyjemy i czy tak żyć musimy.
Drogi trzeba budować, fotoradary w odpowiednich miejscach instalować, policjantów wysyłać w trasy. To zrobić najłatwiej, chociaż drogi wydają się wywoływać impotencję w każdej ekipie rządowej. Równolegle jednak trzeba zabrać się za coś bardziej skomplikowanego i znacznie trudniejszego. Za nas samych.
Mamy niszczący model życia. Za dużo w nim złości, nienawiści, łatwości robienia krzywdy innym. Uśmiech, przyjazne gesty, uprzejmość, uważane są za słabość. To bardzo utrudnia życie. Jeśli udałoby się to zmienić, łatwiej byłoby przerwać ponury festiwal drogowych dożynek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski