Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sieciowa tuba przestaje nadawać za darmo

RAFAŁ STANOWSKI
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
YouTube do tej pory oferował bezpłatne korzystanie ze swoich zasobów. Dzięki temu stał się największą platformą do zamieszczania filmów w sieci.

Fot. Ingimage

INTERNET. Portal YouTube, na którym można oglądać filmy, wprowadził pierwsze opłaty. Czy to milowy krok?

Stworzony w lutym 2005 r. serwis miał jedną z najwyższych oglądalności. W marcu tego roku YouTube, wedle oficjalnych danych, odwiedziło miliard użytkowników.

Od 2006 r. portal należy do koncernu Google'a. Kilka miesięcy temu poinformowano, że wirtualna tuba stanie się płatna. Teraz zapowiedzi weszły w życie. Od kilku dni Google zdecydowało, że twórcy wirtualnych kanałów, istniejących na portalu YouTube, mogą wprowadzać opłaty. Na razie to 30 pozycji, które zawierają m.in. filmy i seriale.

Tym posunięciem nie jest zdziwiony Piotr Gnyp, analityk rynku internetowego, redaktor naczelny Blomedia.pl. - Plotki o płatnym YouTube słychać było już od dłuższego czasu i nie ma się czemu dziwić. Jest to przede wszystkim gigantyczna inwestycja generująca niemałe koszty - w końcu do płynnego działania potrzebna jest rozległa i kosztowna infrastruktura - komentuje.

Opłata wynosi - w zależności od kanału - od 0,99 do 7,99 dolarów miesięcznie. "New York Times", który opisał sprawę, zauważa, że jest to duża zmiana na internetowym rynku. "Dotychczas utrzymywał się on wyłącznie z reklam. Producenci materiałów wideo otrzymają teraz możliwość stosowania tych samych narzędzi finansowych co gazety".

- Wprowadzenie płatnych subskrypcji na YouTube to przede wszystkim wielka szansa dla twórców podejmujących niszowe, eksperckie tematy i niechcących iść na ustępstwa, które dopasują ich twórczość do gustów masowego odbiorcy - uważa Krzysztof Gonciarz, czołowy polski wideo bloger, autor książki "WebShows: sekrety wideo w Internecie".

- Czy inni gracze powinni się bać? Tymczasem nie. Oferta jest na razie uboga i oferuje niewiele programów - dodaje Gnyp.

Podkreśla, że szybko będzie się to zmieniać i Google pewnie odbierze poszczególne pozycje nie tylko konkurencyjnym usługom z wideo na żądanie, ale też tradycyjnym stacjom telewizyjnym.

- W końcu prawie każdy telewizor ma teraz wbudowaną aplikację do odtwarzania wideo z YouTube, zaś zasięg internetu bije na głowę ilość abonentów dowolnej kablówki - mówi Gnyp.

Gonciarz dodaje, że dotychczas na YouTube sensowne pieniądze dało się zarobić tylko na bardzo wąskim zakresie popularnych treści. - Teraz może się to zmienić. Jeśli model zadziała, zwiększą się budżety produkcji sieciowego wideo i cały przemysł wykona wielki krok naprzód, bo treść będzie wyższej jakości - uważa Gonciarz, który swoje filmy i wideo blogi umieszcza na portalu YouTube. Nie wyklucza, że on także skorzysta z nowej formy finansowania treści.

- Dla twórców to wielka próba: muszą umieć wzbudzić w widzach zaufanie, namówić ich do płacenia, i potem nie zawieść ich oczekiwań. Sito selekcji na pewno będzie bardzo ostre - twierdzi Gonciarz.

"New York Times" dodaje, że jest to wciąż forma testu. Większość zawartości portalu pozostanie bowiem bezpłatna. "To cenny eksperyment", zauważa na łamach "New York Times" Laura Martin, analityk rynku z Needham & Company.

 

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski