Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siedem minut

Redakcja
Uwielbiam soboty. Wstaję równie wcześnie jak codziennie, bo szkoda mi tego fajnego czasu. Można robić tyle innych rzeczy niż codziennie. Porąbać na przykład stertę drewna do komina lub skoczyć na targ w Konstancinie. Później kilka godzin czytania. Sobotnie gazety są mniej przegrzane niż zazwyczaj, a weekendowy "Financial Times” to uczta dla ducha. Mniej o biznesie, więcej o życiu. Niekiedy widzianym od bardzo dramatycznej strony.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

W ostatnim "FT” wielki artykuł o sprawie Dominique Strauss–Kahna. Powinien być pomocą naukową na naszych studiach dziennikarskich. Świetnie napisany (Anglicy i Amerykanie są mistrzami skondensowanego języka, bez jednego zbędnego słowa), imponująco udokumentowany. Dziennikarz Edward Epstein pracował kilka miesięcy, ale przeprowadził śledztwo, którego mogą mu pozazdrościć zawodowi prokuratorzy.

Strauss–Kahn, czyli DSK, jak go powszechnie nazywają, mógł zostać następnym prezydentem Francji. Urzędujący prezydent ma w tym kraju ogromną władzę i wielu ludzi zainteresowanych, żeby jej nie stracił. W przeciwieństwie do polskich żurnalistów śledczych, którzy wszystko wiedzą do końca, walą po oczach, wydają ostateczne wyroki, Epstein prezentuje tylko to, co ustalił. Gołe fakty, bez komentarza. Fascynująca lektura, zazdroszczę mu pióra i zdolności docierania do faktów.

Te fakty są nadzwyczaj zastanawiające. DSK, niewątpliwie nienasycony żarłok seksualny, ale 65–latek dosyć mizernej postury, w ciągu 7 minut obezwładnił potężnej konstrukcji sprzątaczkę (wzrost 178 cm) i dwukrotnie wykonał z nią miłość, nomen omen, francuską. Pozazdrościć jurności, swoją drogą. Tylko czy tyle można zrobić w kilka minut przy minimalnym choćby oporze osoby pokrzywdzonej?

Rzecz odbywała się w nowojorskim hotelu Sofitel francuskiej sieci Accor. Pokrzywdzona odwiedziła pokój obok, gdzieś dzwoniła, z kimś rozmawiała, zanim powiadomiła przełożonych. Ci długo dyskutowali, tu i ówdzie telefonowali, aż w końcu, po godzinie, zawiadomili policję. Zanim przyjechał radiowóz, hotelowe kamery zarejestrowały, jak dwaj mężczyźni w pokoju ochrony odtańczyli coś w rodzaju tańca zwycięstwa (trwał 3 minuty), serdecznie sobie czegoś gratulując.

Szef służby bezpieczeństwa sieci hotelowej Accor, były dowódca brygady zwalczającej gangi, w czasie nowojorskich wydarzeń przybył na mecz piłkarski w Paryżu. Miejsce miał w loży prezydenta Francji. W międzyczasie zaginął telefon komórkowy DSK. Wcześniej ostrzegano go, że jest podsłuchiwany. Wnioski ? Każdy wyciąga własne.

Dla mnie najciekawsze jest jednak nie to, co działo się po stronie francuskiej, ale reakcje amerykańskie. DSK zdjęto z samolotu, odsiedział kilka dni w areszcie, później zapłacił potężną kaucję i jego obrońcy wytargowali dlań areszt domowy. Było źle, ale mogło być znacznie gorzej. W areszcie śledczym czarni bracia mogliby zechcieć pomścić swoją siostrę. Później zaś z tygodnia na tydzień słabła pozycja prokuratury. W końcu wycofała akt oskarżenia i złożyła wniosek o uwolnienie b. szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego od odpowiedzialności. Strauss–Kahn wrócił do Francji. Prezydentem nie będzie. Na stanowisku pozostanie niemal na pewno dotychczasowy.

Czytając raport lakonicznie zatytułowany "Popołudnie na Manhattanie” przypomniałem sobie nasz słynny show telewizyjny ze scenami z Marriotta. Pokazywano człowieka, który szedł korytarzem hotelowym. Nikogo nie zabił, sprzątaczki nie dotknął, słowa nie powiedział. Cudem go nie zamknięto, ale chyba niewiele brakowało. Gdyby miał taką sprawę, jak Strauss–Kahn, spędziłby ze dwa lata w areszcie wydobywczym. Później – proces, też ze dwa lata. Być może zainteresowany zostałby uniewinniony, ale nie jestem pewien.

Nasze urzędy bronią do końca swoich wyobrażeń. Jeśli fakty im przeczą, tym gorzej dla faktów. Prawo nie służy dochodzeniu do prawdy, tylko potwierdzeniu, że ci, którzy się nim zajmują, zawsze mają rację. Strauss–Kahn miał szczęście, że przytrafiło mu się to w nowojorskim Sofitelu, a nie w warszawskim Marriotcie. U nas długo by siedział.

Jestem bardzo wrażliwy na profesjonalizm. Podziwiam i zazdroszczę zawodowcom, gdziekolwiek ich spotkam. Rzadko, coraz rzadziej miewam takie odczucia w Polsce. Bardzo tego żałuję. Nie wystarcza lektura w sobotnie popołudnie. Chciałoby się dotknąć czegoś więcej. I bliżej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski