Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siedem tysięcy gwiazd nad Bieszczadami

PIOTR SUBIK
Niebo nad Tarnawą Niżną w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Największym źródłem zanieczyszczenia światłem jest tu oświetlenie stacji kolejowej w Siankach na Ukrainie - wykonane za pomocą kilku lamp halogenowych świecących powyżej horyzontu. Fot. Marek Prucnal/Pavol Duris
Niebo nad Tarnawą Niżną w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Największym źródłem zanieczyszczenia światłem jest tu oświetlenie stacji kolejowej w Siankach na Ukrainie - wykonane za pomocą kilku lamp halogenowych świecących powyżej horyzontu. Fot. Marek Prucnal/Pavol Duris
Mekka miłośników astronomii na Podkarpaciu to od wielu lat Roztoki Górne. Ale patrzeć w gwiazdy można też z Połoniny Wetlińskiej czy opustoszałych wsi w dolinie górnego Sanu. Dlatego właśnie tam powołano do życia Park Gwiezdnego Nieba "Bieszczady".

Niebo nad Tarnawą Niżną w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Największym źródłem zanieczyszczenia światłem jest tu oświetlenie stacji kolejowej w Siankach na Ukrainie - wykonane za pomocą kilku lamp halogenowych świecących powyżej horyzontu. Fot. Marek Prucnal/Pavol Duris

Dziennik Polski

W poszukiwaniu ciemnego nieba Pavol Duriš, miłośnik astronomii i fotograf ze Słowacji, zjeździł pół świata.

Szukał go m.in. w ojczyźnie, w Czechach, Austrii, Niemczech i w Hiszpanii. Dwa razy odwiedził obserwatorium Roque de los Muchachos na wyspie La Palma na Kanarach, gdzie znajduje się największy teleskop na świecie i gdzie są najlepsze warunki do obserwacji nieba nad Europą.

Sporo po świecie podróżował również Stanisław Strzyżewski, pasjonat spoglądania w niebo, twórca portalu Bieszczady.pl. W pamięć zapadły mu szczególnie wizyty za równikiem: w Patagonii w Ameryce Południowej i na Lord Howe, malutkiej wyspie na Morzu Tasmana, u wybrzeży Australii.

- Kilkakrotnie budziłem się tam w nocy z myślą, że nadchodzi świt, ale to nie była łuna wschodzącego słońca, lecz niebo jasne od gwiazd - wspomina Stanisław Strzyżewski.

To było wrażenie, którego trudno doświadczyć w Europie. No chyba, że w Bieszczadach. Dlatego właśnie tam powstał Park Gwiezdnego Nieba. To "dziecko" Pavola Duriša, któremu kilka lat temu wpadła w ręce mapa sztucznej jasności ciemnego nieba autorstwa badaczy z Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego. Zobaczył na niej ciemną plamę, akurat u styku granic Polski, Słowacji i Ukrainy.

Pavol Duriš: - Oczywiście, nasz region Europy nie może konkurować z warunkami astroklimatycznymi panującymi na Wyspach Kanaryjskich czy w Chile. Nie mamy tylu pogodnych nocy, suchego klimatu czy doskonałej widoczności. Ale mamy równie ciemne niebo!

Dlaczego? Bo w Bieszczadach po godzinie dwudziestej trzeciej gasi się oświetlenie we wsiach; autostrad i dróg szybkiego ruchu nie ma wcale, brak też rozświetlonych zakładów przemysłowych.

Park Gwiezdnego Nieba "Bieszczady" to nie instytucja, lecz umowny obszar promocyjny, który obejmuje Bieszczadzki Park Narodowy, Park Krajobrazowy Doliny Sanu, a także Ciśniańsko-Wetliński Park Krajobrazowy. Łącznie 113,8 tys. ha. To drugi pod względem wielkości obszar chronionego nieba w Europie - po Brecon Beacons International Dark Sky Reserve w Wielkiej Brytanii.

Ósmego marca memorandum o jego utworzeniu podpisały samorządy Lutowisk i Komańczy, Bieszczadzki Park Narodowy, Zarząd Karpackich Parków Krajobrazowych, Lasy Państwowe, lokalne fundacje, a także Politechnika Krakowska i Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie. Czyli wszyscy ci, którym zależy, by niebo nad Bieszczadami nadal pozostało "dzikie". A pozostanie, gdy nie będzie zanieczyszczane sztucznym światłem. Ma być przez to taniej dla samorządów, lepiej dla mieszkańców. A raj w parku mają znaleźć astronomowie.

- Co z tego wyjdzie, to się zobaczy. Uczucia mam czasem mieszane, ale wszystko, co ma być dobre, idzie naprzód powoli - uśmiecha się Robert Bury, koordynator PGN "Bieszczady", wcześniej zaangażowany w polsko-słowacki projekt "Karpackie Niebo", astronom z zamiłowania, przewodnik turystyczny z Krosna.

Przez kilka miesięcy zajmowania się Parkiem Gwiezdnego Nieba "Bieszczady" zrozumiał już, że ludziom trzeba mówić: "Zły jest nadmiar sztucznego światła, a nie samo światło". Bo pierwsze komentarze dotyczące inicjatywy były takie: "Znów każą chłopom gasić żarówki w stodołach"...
Bieszczady są naprawdę ciemne. Ciemne jest niebo nawet w okolicach kilkutysięcznego Leska, ale im głębiej w góry, tym lepiej. Zdecydowanie najlepiej w okolicach Bukowca i Tarnawy Niżnej, w "worku" bieszczadzkim, czyli dolinie górnego Sanu. I przy schroniskach: pod Małą Rawką, przy Chatce Puchatka na Połoninie Wetlińskiej. Albo też na przykład na parkingach na Przełęczy Wyżniej i Wyżniańskiej czy na punkcie widokowym nad Lutowiskami.

Ale mekka miłośników astronomii w Bieszczadach to Roztoki Górne. Kiedyś rozległa wieś, teraz niemal zupełnie opustoszała dolina (16 mieszkańców) na południe od Cisnej, przy granicy ze Słowacją. Od 1976 r. do 2003 r. działała tam - kierowana przez dra Macieja Winiarskiego - Bieszczadzka Stacja Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. - To była zwykła szopa obserwacyjna z rozsuwanym dachem zamiast kopuły. Wokół żadnych świateł ani po polskiej, ani po słowackiej stronie, droga dojazdowa, trzy domy na krzyż, strażnica WOP-u zamieniona w schronisko. Ciemność nieba jak na Hawajach, w interiorze Afryki czy na Białorusi lub Ukrainie - opowiada dr Tomasz Ściężor, fizyk z Wydziału Inżynierii Środowiska PK, założyciel klubu "Regulus", kierownik naukowy obozów astronomicznych w Roztokach Górnych.

Głównym teleskopem stacji UJ była tzw. amerykanka, refraktor o średnicy 203 mm, sprowadzony w 1923 r. przez prof. Tadeusza Banachiewicza z Uniwersytetu Harvarda w Stanach Zjednoczonych. Najpierw zamontowano go w Collegium Śniadeckiego w Krakowie, gdzie był wykorzystywany do badania m.in. zakryć gwiazd przez Księżyc. W 1976 r. został przewieziony do Fortu Skała, ale jeszcze w tym samym roku trafił w Bieszczady. Obecnie to eksponat Działu Historii Nauki i Instrumentów Naukowych Muzeum UJ.

Ale zlikwidowanie stacji przed dekadą wcale nie sprawiło, że astronomowie nie odwiedzają Roztok. Odbywają się tam m.in. zloty Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii z Lublina i Krakowa. Na niebie nad Roztokami wychowało się kilka pokoleń obserwatorów. Bo to miejsce ma tylko jedną wadę: dużą wilgotność powietrza. Po kilku chwilach ze sprzętu ścieka woda, a wczesną wiosną i późną jesienią zdrapuje się z niego lód. Ale całe niebo widać stamtąd jak na dłoni... Te wszystkie galaktyki w Andromedzie, galaktyki w Trójkącie czy gromady kuliste w Herkulesie.

Albo taka choćby Droga Mleczna - zwraca uwagę od razu, nawet oko nie musi się zbytnio przyzwyczajać do ciemności. Jasny pas poświaty ciągnący się od horyzontu po horyzont. Pavol Duriš porównuje ją do "olbrzymiej srebrzystej tęczy". I tłumaczy: - To, co najciekawsze w Bieszczadach, to morze gwiazd. W bezksiężycową noc można ich zobaczyć siedem i pół tysiąca! A Wenus i Jowisz są tak jasne, że rzucają cień na ziemię!

Robert Bury ma przekonanie, że w takich chwilach budzą się w człowieku atawizmy: - Wręcz pada na kolana, czuje, że jest piękne. Przecież jego przodkowie widzieli tysiące gwiazd nad sobą przez miliony lat!
Bieszczady to także jedno z niewielu miejsc w Polsce (obok Polesia Lubelskiego, Puszczy Augustowskiej czy może jeszcze Mazur), gdzie nocą po pojawieniu się na niebie chmur robi się ciemniej, a nie jaśniej. Kraków, Warszawa, Gdańsk - wszędzie tam rozświetlają się one światłem miast. W Bieszczadach zobaczyć można też światło zodiakalne (światło słoneczne odbite od cząstek pyłu kosmicznego) czy jego jaśniejszą część zwaną przeciwblaskiem. I znacznie więcej planet niż np. w Krakowie - aż po Urana. Doskonale widać było rój meteorów, który pozostał po ogonie komety Halleya. Obserwowano... zorze polarne, ostatni raz w marcu. Mniej więcej wtedy, kiedy gołym okiem spod Chatki Puchatka można było dostrzec kometę C/2011 L4 PanSTARRS.

Jednak nie wszędzie w Bieszczadach jest aż tak pięknie. Ciemność nocy zakłócają potężne łuny z lampy na wysokich wysięgnikach na stacji kolejowej w Siankach na Ukrainie. Z Halicza widać ponoć światła Lwowa. Świecą też Drohobycz i Truskawiec oraz słynący z rafinerii Borysław. Widać światła Użhorodu, a na Słowacji Humenne i Michalovce. Z naszej strony Lesko, Sanok, może Krosno. Solinę - zwłaszcza świetlówki na zaporze (gołym okiem z odległości 50 km można zauważyć, gdzie zaczyna się Jezioro Solińskie...), oraz Polańczyk. To, jak podkreśla Robert Bury, współczesne "łuny w Bieszczadach" (tak nazywano pożary powstałe podczas powojennych walk z oddziałami UPA). Na szczęście są słabe, a do tego astronomowie nie obserwują nieba nad horyzontem. Nie będą także przeszkadzać badaczom "smogu świetlnego".

Bo dzięki zaangażowaniu PK w Bieszczadach niedługo działać zaczną trzy stacje monitoringu zanieczyszczenia świetlnego - w Stuposianach (lub Lutowiskach), w Tarnawie Niżnej i na Przełęczy Wyżniańskiej. Znajdą się w nich mierniki jasności nieba z kamerami skierowanymi na Gwiazdę Polarną, dzięki czemu zawsze pokażą ten sam fragment nieba. Co kwartał zapisy z tych urządzeń będą trafiały na krakowską uczelnię. Działa tam jedyny w Polsce zespół badający zanieczyszczenie świetlne nieba, którym kieruje dr Tomasz Ściężor. Opracowany zostanie też program badań nocnego nieba w południowo-wschodnim zakątku kraju.

Miłośnicy Bieszczadów przypominają, że deklaracja UNESCO brzmi: "Czyste rozgwieżdżone niebo jest częścią przyrodniczego i kulturowego dziedzictwa ludzkości". Tymczasem połowa Europejczyków żyje pod niebem jasnym jak podczas pełni Księżyca. - Tak ciemne niebo jak obecnie w Bieszczadach, jeszcze w 1993 r. było w Łagiewnikach. Kilka lat później właściwie ze środka Krakowa, z ulicy Królewskiej, dało się sfotografować kometę Hale'a-Boba. Dzisiaj byłoby to niemożliwe - zauważa dr Tomasz Ściężor.

Ale to problem nie tylko dla miłośników patrzenia w niebo. Po pierwsze, źle dobrane lampy (np. zbyt jasne, świecące w niebo zamiast na ziemię) generują koszty: trzeba przekonać samorządy, by montowano je poprawnie i że wymiana oświetlenia na LED-owe zwróci się po kilku latach dzięki oszczędnościom na rachunkach za prąd. Po drugie, negatywnie wpływa na ludzi (może np. powodować bezsenność, a co za tym idzie, m.in. zmęczenie, znużenie, obniżenie czasu reakcji, a wcześniej czy później depresje i nadciśnienie tętnicze) oraz rośliny i zwierzęta (zaburza roczny cykl życia drzew i niekorzystnie wpływa na relacje ofiara - drapieżnik).
Naukowo Park Gwiezdnego Nieba będą wspierać takżeUP w Krakowie, który prowadzi obserwatorium w Gorcach.

Pierwszy tego typu park w Polsce - Izerski Park Ciemnego Nieba - powstał w 2009 r. przy granicy z Czechami, w Sudetach. Na świecie - 10 lat wcześniej w rezerwacie Torrance Barrens w kanadyjskim stanie Ontario. Podobnych parków istnieje na całym globie tylko 30, większość w Kanadzie i USA. Za miedzą, na Słowacji jest Park Ciemnego Nieba "Połoniny".

Oferują szereg atrakcji dla turystów. Np. w Górach Izerskich nie tylko można obserwować gwiazdy, ale też wyruszyć w podróż po odtworzonym w skali Układzie Słonecznym. Są tam gnomon i zegar słoneczny. To szansa na rozwój astroturystyki. Nie musi się ona kojarzyć z lotami w kosmos. I może odbywać się nawet w Bieszczadach: tym samym przedłużając sezon. Również taki cel ma mieć PGN "Bieszczady".

Robert Bury nie ukrywa: - Astronomia ma tylko jedną wadę - jest uzależniona od pogody, jak na przykład paralotniarstwo. Jak deszcz leje się na głowę, nie da się patrzeć w niebo. Ale można siedzieć w gospodarstwie agroturystycznym i oglądać zdjęcia gwiazd i planet albo w sieci prowadzić zdalne obserwacje nieba na Hawajach.

- Zakup sprzętu do obserwacji nieba to naprawdę nie jest już astronomiczny - w przenośni i dosłownie - wydatek. A w Bieszczadach niebo obserwować można nawet gołym okiem albo przy użyciu dobrej lornetki - mówi Stanisław Strzyżewski. Oczywiście, w sprzęt, który pozwala nam zobaczyć pierścienie Saturna lub księżyce Jowisza, czy w tablet, na który wgrywa się specjalną aplikację podpowiadającą nam dzięki współrzędnym z GPS-u, co akurat widzimy na niebie, trzeba trochę zainwestować.

Ale niekoniecznie trzeba teleskopy przywozić ze sobą. Podstawowe urządzenia do obserwacji nieba mają już hotelarze, choć, to prawda, nieliczni. Potem opowiadają między sobą, że ludzie przyjeżdżają do nich, siedzą na tarasie jedną, drugą, trzecią noc i "szczena im opada" - bo spodziewali się kilku gwiazd, Księżyca, a nie feerii świateł nad głowami. Trzeba tylko pamiętać, że śniadanie muszą dostać o dwunastej, a nie o siódmej, żeby przyjezdni mogli się choć trochę wyspać. To mówi się właścicielom bazy noclegowej podczas szkoleń.

Planuje się też ustawienie w gminie Lutowiska pięciu zegarów słonecznych, w których cień rzucał będzie stojący człowiek. Wkrótce też mają się zacząć pokazy, może organizowana będzie jedna impreza cykliczna, np. Astronocka. Ciemnego nieba będzie można doświadczyć na własnej skórze...

Bieszczady mają jeszcze jeden atut - w nocy dzika przyroda na niebie, a w dzień na... ziemi. Tu nietrudno spotkać żubra, rysia, niedźwiedzia i wilka. Niektórzy fotografowie mówią nawet, że nieraz siedzieli w Bieszczadach, czekając na świt i nie zdawali sobie sprawy, że tyle można sfotografować nocą...

- Europa czy Ameryka Północna pozbawione są takich terenów. A ludzie coraz częściej szukają miejsc, w których nie ma hałasu i światła, żeby odpocząć - mówi Stanisław Strzyżewski. Robert Bury uważa, że w Bieszczadach mogłyby powstawać nawet tzw. farmy snu. Tyle że np. uzdrowisko w Polańczyku to obecnie jedno z najbardziej rozświetlonych miejsc w okolicy. - Żona znajomego mówiła, że tam się właściwie nie da spać. Że to niebo prawie miejskie - zwraca uwagę dr Tomasz Ściężor.
Stanisław Strzyżewski przyznaje, że z dużym zainteresowaniem przygląda się powstawaniu Parku Gwiezdnego Nieba "Bieszczady": - Ale jestem umiarkowanym optymistą. Bo jeśli słyszę, że część gmin nie chce nawet się dowiedzieć, czym jest Park Gwiezdnego Nieba, nie mówiąc o zaangażowaniu się w niego, to myślę, że to bardzo zły sygnał. Że wciąż wiele osób alergicznie reaguje na słowa "ochrona przyrody", chociaż w przypadku tego parku nie ma mowy o ingerencji w życie mieszkańców.

Na razie miłośnicy astronomii z Bieszczadów szykują się na obserwowanie komety C/2012 S1 ISON, należącej do tzw. komet muskających Słońce. W listopadzie będzie ją można zobaczyć nad Polską. Oczywiście, z Krakowa samą jej głowę; ale z Roztok, Halicza, Połoniny Wetlińskiej - również warkocz. To będzie niesamowity widok...

Piotr Subik

[email protected]

TYLKO FAKTY

Park Gwiezdnego Nieba "Bieszczady" powołano do istnienia jako obszar rozszerzający na Polskę ochronę ciemnego nieba w Międzynarodowym Rezerwacie Biosfery "Karpaty Wschodnie". Wspólnie z Parkiem Ciemnego Nieba "Połoniny" na Słowacji tworzą największy w Europie spójny obszar ochrony nocnego nieba o łącznej powierzchni 162,4 tys. hektarów. To również obszar o najlepszej jakości nocnego nieba, z najmniejszym zanieczyszczeniem sztucznym światłem.

Gdyby udało się rozszerzyć ochronę nocnego nieba dodatkowo na część ukraińską Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery "Karpaty Wschodnie" to łączny obszar ochrony objąłby 213,2 tys. ha. Byłby nie tylko największy w Europie, ale czwarty pod względem wielkości w świecie.

Celem powołania parku jest propagowanie ochrony środowiska nocnego w zakresie ochrony przed sztucznym, nadmiernym światłem, ochrona przyrody oraz promocja turystyki astronomicznej i ekologicznego rozwoju regionu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski