MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siła twardego elektoratu

Redakcja
Mobilizacja własnego elektoratu, frekwencja wyborcza, postawa wyborców ze wsi, dużych miast, młodych osób, debaty przedwyborcze, wezwania polityków i znanych osób, by oddać głos na wskazanego przez nich kandydata, czy głosowania poza granicami kraju, to tylko niektóre czynniki, które zadecydują o tym, kto zostanie prezydentem Polski.

WYBORY. - Dla obu kandydatów zdecydowanie najważniejsze jest zmobilizowanie wiernych im wyborców - mówi prof. Antoni Dudek

- Dla obu kandydatów zdecydowanie najważniejsze jest zmobilizowanie wiernych im wyborców i osób, które ewentualny wybór ich konkurenta na prezydenta Polski uważają za nieszczęście dla siebie i kraju - mówi prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor "Historii politycznej Polski 1989-2005" prognozuje, że ostatnie godziny przed ciszą wyborczą będą miały niewielki wpływ na ostateczny rezultat wyborów.

Prof. Dudek zwraca uwagę, że jeżeli prezydentem zostanie Jarosław Kaczyński, to środowa debata telewizyjna zostanie zapewne uznana za moment przełomowy w walce o prezydenturę. Jeśli natomiast wygra Bronisław Komorowski, wtedy zostanie zaliczona za jedną z wielu w dziejach III RP.

Paweł Grzelak z Pracowni Badań Wyborczych w Instytucie Studiów Politycznych PAN ocenia, że po środowej debacie zyskać może Jarosław Kaczyński. Istotniejsze znaczenie niż debata - zdaniem Grzelaka - mieć będzie jednak postawa wyborców wielkomiejskich. W I turze mieszkańcy miast wyraźnie opowiedzieli się za Komorowskim. W miastach do 20 tys. mieszkańców wygrał on w stosunku 42 proc. do 34,6 proc., w liczących od 101 tys. do 500 tys. - 43 do 32, a w powyżej półmilionowych - 51 do 29 proc. (takich miast jest pięć: Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław i Poznań).

Paweł Grzelak podkreśla jednak, że w kilkunastu największych polskich miastach frekwencja 20 czerwca była sporo niższa niż w wyborach do Sejmu w 2007 r. Na przykład w Warszawie 20 czerwca głosowało 69 proc. osób, a w 2007 r. - 73,5 proc. Dodajmy, że niecałe dwa tygodnie temu liczniej niż 3 lata temu głosowali za to mieszkańcy wsi, a ci preferowali Kaczyńskiego (44 do 31 proc.).

Prof. Antoni Dudek twierdzi, że przy niskiej frekwencji w znacznie lepszej sytuacji będzie kandydat PiS, ponieważ ma on mocno zdeklarowany i zdyscyplinowany elektorat. Przy bardzo wysokiej absencji przy urnach o wygranej Kaczyńskiego przesądzić mogą jego tzw. twardzi wyborcy.

- Na rzecz Komorowskiego gra frekwencja. Im będzie wyższa, tym większe szanse na odniesienie sukcesu będzie miał marszałek Sejmu - mówi politolog z UJ. Przypomina, że po raz pierwszy wybory odbywać się będą w okresie wakacyjnym. W praktyce oznacza to, że duży wpływ na rezultat wyborów mieć będzie pogoda i coś, co można określić wakacyjną bezczynnością, lenistwem.

Prof. Dudek przyznaje, że jak na polskie realia w I turze była stosunkowo duża obecność przy urnach (54,4 proc.). Zwraca przy tym uwagę, że w czasie II tury wyborów prezydenckich w roku 1995 i 2005, więcej osób poszło do urn niż dwa tygodnie wcześniej, w I turze.

- Taka reguła w wyborach jest nie tylko w Polsce, ale niemal na całym świecie. Przewiduję jednakże, że 4 lipca, ze względu na wakacje, mniej osób pójdzie głosować niż 20 czerwca, gdy jeszcze trwał rok szkolny - prognozuje prof. Dudek. Jednocześnie ocenia, że Jarosławowi Kaczyńskiemu trudniej będzie wygrać niż Lechowi Kaczyńskiemu 5 lat temu. Przypomina, że wtedy Andrzej Lepper w I turze uzyskał ponad 15-procentowe poparcie, a Lech Kaczyński bez większego problemu pozyskał zdecydowaną większość głosów od osób, które poparły Leppera.
Prof. Antoni Dudek podkreśla znaczenie polskiej wsi na wynik wyborów. W I turze 44 proc. osób mieszkających na wsi oddało głos na kandydata PiS. 31 proc. - wsparło jego konkurenta z PO. - Jeżeli wyborcy ze wsi dopiszą przy urnach, a odpuszczą "mieszczuchy", to polska wieś odegra decydującą rolę w batalii o prezydenturę, a konkretnie - przesądzi o wygranej Kaczyńskiego - przewiduje politolog z UJ.

Znani politycy, byli i obecni, wezwali do głosowania na wskazanego przez siebie kandydata. Niemal wyłącznie poparli Komorowskiego. Tak zrobił m.in. Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Buzek czy Andrzej Olechowski. Paweł Grzelak uważa jednak, że poparcie ze strony takich osób nie będzie miało istotnego znacznie na końcowy wynik.

Szacuje on, że mniej więcej połowa wyborców Napieralskiego i Olechowskiego - a razem zebrali 16 proc. głosów - pójdzie do urn. Około 75 proc. z tej grupy odda głos na Komorowskiego. Oznacza to, że kandydat PO może liczyć "z tej puli" na około 1 mln głosów, a Kaczyński na 300-350 tysięcy.

Paweł Grzelak uważa, że głosy rodaków przebywających poza granicami Polski oraz najmłodszych wyborców nie odegrają większego znaczenia na finałowy wynik. - Głosujących poza Polską będzie co najwyżej 200 tys. - podkreśla naukowiec PAN. Można być pewnym, że większość Polaków przebywających w Europie poprze Komorowskiego, a odmienna sytuacja będzie miała miejsce w USA. Kandydat PO może od Polaków przebywających 4 lipca na obczyźnie w sumie dostać nieco więcej głosów niż jego rywal. Młodzi Polacy, liczący nie więcej niż 22 lata - w ocenie Pawła Grzelaka - w znakomitej większości "machną ręką" na wybory.

Z danych OBOP z pierwszej tury wynika, że w grupie osób liczących od 18 do 22 lat, blisko jedna piąta poparła Napieralskiego, ponad 34 proc. - Komorowskiego, a 28 proc. - Kaczyńskiego. - Najmłodsi wyborcy z różnych powodów nie pójdą do lokali wyborczych. Głównym powodem jest to, że ani Kaczyński, ani Komorowski większości z nich ani ziębi, ani grzeje - głosi Grzelak.

WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski