Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Simeone nie pęka przed możnymi

Hubert Zdankiewicz
Sylwetka. Argentyńczyk sprzątnął sprzed nosa Realowi i Barcelonie mistrzostwo Hiszpanii. Teraz trener Atletico chce wygrać Ligę Mistrzów.

Gdy obejmował Atletico Madryt, znany był przede wszystkim jako były piłkarz tego klubu. Dziś niektórzy widzą w Diego Simeone drugiego Jose Mourinho.

Gdy latem ubiegłego roku Real Madryt i Barcelona wydawały dziesiątki milionów euro na Garetha Bale’a i Neymara, lokalny rywal „Królewskich”, Atletico, rozważał zatrudnienie... Grzegorza Krychowiaka. Przy całym szacunku dla reprezentanta Polski, to najlepiej pokazuje finansową przepaść dzielącą ten klub od dwóch potentatów hiszpańskiej Primera Division. A jednak w tym roku ubogi krewny sprzątnął rywalom sprzed nosa mistrzowski tytuł. Może też pozbawić „Królewskich” wymarzonego, dziesiątego triumfu w Lidze Mistrzów.

–_ Jeszcze nic nie wygraliśmy _– powtarzał jeszcze niedawno jak mantrę Argentyńczyk. Teraz te słowa są już nieaktualne, bo Atletico jest mistrzem Hiszpanii i nawet jeśli jutro w Lizbonie Puchar Europy wzniesie kapitan Realu Iker Casillas, nikt nie będzie kwestionował umiejętności Simeone. W tym sezonie dołączył do elitarnego klubu trenerów celebrytów, takich jak Pep Guardiola, Jurgen Klopp, Carlo Ancelotti czy Jose Mourinho, do którego coraz częściej jest porównywany. Trafnie, bo nieobce są mu pomysły słynnego kolegi. Nie tylko te taktyczne, bo pod jego kierunkiem Atletico nie gra może pięknie, za to piekielnie skutecznie (mieszkający w Hiszpanii były reprezentant Polski Mirosław Trzeciak określa jego grę obronną mianem „chamskiej” i „bezczelnej”), zupełnie jak zespoły prowadzone przez Portugalczyka.

Simeone przypomina „The Special One” również w innej kwestii. – _Nurkowanie jest dla niego charakterystyczne. To aktor, nie piłkarz _– rzucił niedawno pod adresem Neymara. – _Niektórych boli, że jesteśmy tak wysoko i walczymy o tytuł – s_twierdził innym razem, wiadomo pod czyim adresem. Mourinho lepiej by tego nie ujął.

Prowokować lubił już jako piłkarz. Wielu kibiców do niedawna kojarzyło go przede wszystkim z powodu incydentu z Davidem Beckhamem podczas mundialu w 1998 roku. Wschodząca gwiazda reprezentacji Anglii wyleciała wówczas z boiska za kopnięcie Simeone. Tak to przynajmniej zinterpretował sędzia, bo w rzeczywistości najpierw to Argentyńczyk staranował i przewrócił rywala, a ten w odwecie lekko kopnął go w łydkę. Przyszły trener Atletico padł jednak jak rażony piorunem, a osłabieni Anglicy przegrali mecz po rzutach karnych i musieli wracać do domu.

Cały Simeone, tylko go dotkniesz, a __on już robi teatr. „Mamma mia, urwał mi nogę” – śmiał się później jego kolega z Interu Mediolan Gianluca Pagliuca. Beckhamowi jednak do śmiechu nie było, bo po turnieju jego kukły zawisły na latarniach w niemal całej Anglii. Obaj panowie uścisnęli sobie dłonie dopiero cztery lata później, przy okazji meczu Anglia – Argentyna na mundialu w Korei i Japonii. Choć i wtedy Simeone próbował zdekoncentrować szykującego się do wykonania rzutu karnego rywala.

O tym, że potrafił również grać w piłkę, mogli się przekonać za to m.in. kibice Widzewa, który rywalizował przed laty z Atletico w grupie Ligi Mistrzów. Mistrzowie Hiszpanii wygrali wówczas w Łodzi 4:1, a on zdobył dwie bramki. Był wtedy kapitanem i – co ciekawe – drugim strzelcem zespołu z Vicente Calderon. 12 bramek w sezonie to okazały wyczyn jak na piłkarza, którego podstawowym zajęciem była walka w środku pola. Jedna więcej, niż zdobył w 106 spotkaniach reprezentacji, z którą zagrał na trzech mundialach, dwukrotnie wygrał Copa America i wywalczył w 1996 r. srebrny medal olimpijski w Atlancie. Ma też w dorobku m.in. Puchar UEFA z Interem.

Celebrytą od dawna był w rodzinnym kraju. Za sprawą żony, byłej modelki, Caroliny Baldini. W zasadzie już byłej żony, bo została z ich trzema synami w Argentynie, a plotkarskie media coraz częściej wspominają o rozwodzie. Ci dwoje spędzili ze sobą prawie dwie dekady, a dla rodaków byli tym, czym dla Anglików Beckhamowie, a dla Hiszpanów Iker Casillas i Sara Carbonero. „El Cholo” i jego „La Chola” – tak pisały o nich miejscowe bulwarówki.

Gdy w grudniu 2011 roku obejmował Atletico, zespół był na dziesiątym miejscu w lidze, z czterema punktami nad strefą spadkową. Dopiero co odpadł też z Pucharu Króla, po porażce z III-ligowym Albacete. Z Simeone zakończył sezon na piątym miejscu, przebił się też do finału Ligi Europy, w którym pokonał Athletic Bilbao.

Rok później zdobył Puchar Hiszpanii. Tym cenniejszy dla kibiców, że w finale Atletico pokonało Real Mourinho i to na Santiago Bernabeu. Czy uda się to powtórnie jutro w Lizbonie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski