Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostry Annę i Teresę pozornie dzieli wszystko. Ale serca mają podobne. Pełne miłości do człowieka

Grażyna Starzak
Uważa, że aby zobaczyć potrzeby człowieka, trzeba się na niego otworzyć, poznać go. Nie przez Facebooka, tylko twarzą w twarz. Dlatego TERESA PAWLAK, laureatka naszego plebiscytu na najlepszą siostrę zakonną Małopolski, opiekuje się m.in. więźniami.
Uważa, że aby zobaczyć potrzeby człowieka, trzeba się na niego otworzyć, poznać go. Nie przez Facebooka, tylko twarzą w twarz. Dlatego TERESA PAWLAK, laureatka naszego plebiscytu na najlepszą siostrę zakonną Małopolski, opiekuje się m.in. więźniami. Fot. ANDRZEJ BANAŚ
Siostry Annę i Teresę z pozoru wszystko różni. Jedna starsza, już na emeryturze. Średniej urody. W szarym habicie. Druga młoda. Buzia jak malowana. W czarnej szacie. Wystarczy jednak porozmawiać i z jedną, i z drugą, żeby przekonać się, że mają wiele wspólnego. Pogodę ducha, szeroki uśmiech, ale przede wszystkim piękne wnętrze. I jedna, i druga pracuje na „okrągły zegar”.

Pomagają chorym, pocieszają samotnych, dodają otuchy strapionym. Potrafią poruszyć sumienia młodych i starych. Są powiernikami skazanych i skrzywdzonych. Siostry Anna Beata Woźniak i Teresa Pawlak głosami Czytelników „Dziennika Polskiego” zostały laureatkami plebiscytu na najlepszą siostrę zakonną Małopolski.

Siostra Anna nie lubi mówić o sobie. Dlaczego? - Mój życiorys nie jest zbyt ciekawy - tłumaczy. Po dłuższej chwili kontynuuje. - Pochodzę z podkrakowskiej wsi Bieńkowice. Wychowałam się w bardzo religijnej rodzinie. Mając 15 lat wstąpiłam do zakonu. Nazywają nas szarytkami. Mnie, osobiście, „siostrą Beatą”, chociaż na chrzcie otrzymałam imię Anna.

Jest zaskoczona, że ktoś zainteresował się jej osobą. - Nie czuję się godna takiego wyróżnienia. Pracuję jak każda inna siostra - mówi skromnie. Gdyby musiała napisać swoje zakonne CV, to pewnie wyszłaby z tego książka.

Przez 50 lat swojej posługi - w ubiegłym roku obchodziła „złoty jubileusz” - kilkanaście razy zmieniała miejsce pobytu. Przez te 50 lat zajmowała się dziećmi i dorosłymi, chorymi i opóźnionymi w rozwoju. Przez dwa lata w Bobrku koło Oświęcimia. Pracowała też w Moszczanach, jako pielęgniarka oddziałowa. Opiekowała się umysłowo chorymi kobietami.

Potem był Przeworsk. Dom Pomocy Społecznej dla kobiet przewlekle chorych. I jeszcze rok pracy na Ukrainie. W 1996 r. wróciła do Bobrka, gdzie zajmowała się dziećmi, prowadząc równocześnie dział charytatywny w tamtejszej parafii. Pomagała ludziom w różnym wieku. Również rodzinom wielodzietnym, w których matki i ojcowie nie radzili sobie z wychowaniem potomstwa. Obecnie jest na emeryturze, ale w domu jej macierzystego Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo w Krakowie bardzo trudno ją zastać.

- Wychodzi stamtąd rano, a wraca po 9 wieczorem - mówi ks. Bogdan Markowski ze Zgromadzeniu Księży Misjonarzy, wikariusz w parafii NMP z Lourdes. To właśnie tutaj s. Anna Beata Woźniak postanowiła „spędzać” swoją emeryturę. Często powtarza, że jest wdzięczna księżom misjonarzom, że ją „przygarnęli na starość”. - Protestuję - śmieje się ks. Markowski. - To my jesteśmy jej wdzięczni za to, że z takim oddaniem, mimo wieku, pomaga potrzebującym.

Parafię NMP z Lourdes, której prowadzenie powierzono Zgromadzeniu Księży Misjonarzy, utworzył w styczniu 1923 r. abp Adam Stefan Sapieha. „Złotym okresem” w jej historii były lata 60. i 70. ubiegłego stulecia, kiedy na jej terenie budowano nowe osiedla mieszkaniowe oraz gmachy wyższych uczelni i miasteczko akademickie. Proboszczem był tu wówczas późniejszy biskup krakowski Albin Małysiak, twórca Duszpasterstwa Akademickiego „Na Miasteczku”. Lata jego pracy w tej krakowskiej parafii przeszły do legendy.

Zmarły w 2011 r. biskup Małysiak ma godnych siebie następców. Księża z tej parafii i wspierająca ich s. Beata Woźniak potrafią znaleźć wspólny język i ze starszymi, i z młodzieżą. Chociaż, jak mówi ks. Markowski, obecnie mieszka tu więcej starszych niż młodszych. - Dlatego m.in. pomoc siostry Beatki jest bezcenna - dodaje.

Siostra Beata prowadzi Klub Seniora. Starsze panie, rzadziej panowie, spotykają się codziennie po godz. 14 na herbatce. Omawiają codzienne sprawy, radzą się siebie nawzajem, w bardziej skomplikowanych kwestiach proszą o pomoc siostrę Beatkę. Zakonnica jest znana i lubiana w wielu instytucjach, od których zależy egzystencja starszych osób, np. w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. - Jej promienny uśmiech otwiera wiele zamkniętych dla nas drzwi - mówi pani Lidia, seniorka z klubu.

Siostra Beata jest też znana studentom z Duszpasterstwa Akademickiego. Współpracuje z grupą wolontariuszy. - Załatwia sprawy urzędowe, finansowe. Zawsze pogodna, uśmiechnięta. Energiczna i temperamentna, w dobrym tego słowa znaczeniu - ocenia Paweł Różak, tegoroczny absolwent AGH, który wraz ze swoją dziewczyną pomaga w codziennych czynnościach osobom starszym, ale też młodym, np. niepełnosprawnemu przyjacielowi.

Pomoc potrzebującym to „specjalność” sióstr zakonnych. Niezależnie od tego, jakiego koloru habit noszą. Szary, jak s. Beata Woźniak, czy czarny, jak s. Teresa Pawlak, albertynka. Ta ostatnia, młodsza o prawie 40 lat od siostry Beaty, góralka z Zubrzycy Górnej, też może się pochwalić piękną zakonną kartą. Wypełnioną uczynkami miłosierdzia, o których tak pięknie mówiła w czasie Światowych Dni Młodzieży, dając przykład patrona swojego zgromadzenia - św. Brata Alberta.

- On kapitalnie pokazuje, co to znaczy być dobrym jak chleb. Uczy, że aby zobaczyć potrzeby drugiego człowieka, trzeba się na niego otworzyć, poznać go. Nie przez Facebooka, tylko twarzą w twarz - mówi siostra Teresa Pawlak. Miłosierdzie według niej znaczy nie tylko „nagich przyodziać”, lecz także polega na „stworzeniu bezpiecznej atmosfery”, żeby ktoś przy nas chciał być sobą i powiedzieć nam o swoich najgłębszych potrzebach i pragnieniach.

Siostra Teresa jest mistrzynią w stwarzaniu „bezpiecznej atmosfery”. Toteż otwierają się przed nią ludzie w różnym wieku i w różnej sytuacji życiowej. Ta drobna, niewielkiego wzrostu kobieta potrafi zachęcić do rozmowy i refleksji nawet osoby oskarżone o ciężkie zbrodnie! Jako bodaj jedna z niewielu zakonnic regularnie, w charakterze wolontariuszki, odwiedza osadzonych w krakowskim areszcie śledczym przy ulicy Montelupich. Ta nietypowa posługa jest jej własnym wyborem. - Gdy ktoś mnie o to pyta, odpowiadam słowami pieśni maryjnej: „Nie z przymusu, lecz z ochoty”. Taka jest prawda. Oczywiście nie jest to sposób na zabicie wolnego czasu czy zaspokojenia ciekawości. Ja po prostu lubię spotykać człowieka i spotykać się z człowiekiem. Jest też ewangeliczna motywacja: „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.

Niektóre spotkania z więźniami zapadają jej głęboko w pamięć. Np. spotkanie osadzonych z rodzinami. Jedno z nich odbyło się na początku grudnia dla dzieci więźniów. Był św. Mikołaj, były aniołki, paczki i możliwość spotkania z bliską osobą. Przed bramą aresztu czekały dzieci. W różnym wieku, z mamami, babciami. W sali za więziennym murem czekali ojcowie. Dzieci w napięciu. Szczególnie jedna z dziewczynek. Po jej tatusiu tego nie było widać. Jego oblicze zmieniło się w chwili, gdy ta mała dziewczynka, pokonawszy kraty, drzwi, zamki, schody i inne ograniczenia, wypatrzyła swojego tatę wśród 30 innych więźniów i z radością biegła w jego ramiona.

- Wtedy w oczach ojca zobaczyłam miłość - opowiada s. Teresa. - Okazuje się, że jeśli ktoś jest dla nas ważny i bliski, jeśli darzymy go miłością, jesteśmy w stanie zrobić wiele. W czasie wspomnianego spotkania mikołajkowego osadzeni to udowodnili. Myślę, że z miłości do swoich dzieci, narażając się być może na kpiny i komentarze kolegów, przygotowali kukiełki i przedstawienie dla swoich pociech. Wyglądało to i śmiesznie, i zabawnie, i trochę dziwnie. Taki był mój odbiór. Dzieci siedziały cichutko. Nieporównywalnie ciszej niż wtedy, gdy Mikołaj wręczał paczki. Wszyscy byli wpatrzeni w prowizoryczną scenę i każdy słuchał, kiedy „mój tata” będzie czytał swoją kwestię. Przeżywali to mocno wytatuowani osadzeni, z całym zaangażowaniem wcielający się w postaci z bajek, wychowawcy, opiekunowie, przybyli goście i dzieci. Wtedy, po raz kolejny, przekonałam się, że miłość ma moc skruszenia najtwardszej skały, przebicia najgrubszego muru, pokonania największej obojętności. W czasie moich rozmów z osadzonymi staram się im to tłumaczyć…

Siostra Teresa odwiedza areszt śledczy niejako po godzinach. W zakonie pełniła wiele różnych funkcji. Przez wiele lat pomagała skrzywdzonym przez los kobietom w przytulisku Brata Alberta w Krakowie. Obecnie jest „referentką powołaniową”. To z nią spotykają się dziewczęta, które chcą wstąpić do zakonu. Przyznaje, że gdyby nie została zakonnicą, pewnie pracowałaby w branży „marketing i reklama”.

Ale to jest tylko gdybanie, bo powołanie odkryła u siebie tuż po maturze, 17 lat temu. Nie, nie z powodu zawiedzionej miłości, chociaż miała chłopaka. Wtedy, przyznaje, nie była zanadto religijna. To się zmieniło po nagłej śmierci jej taty. - Zostałyśmy same. Pięć bab, bo mam jeszcze cztery siostry. Najmłodsza miała wtedy 1, 5 roku. Nie było nam łatwo. Mnie pomogła odkryta na nowo wiara i spotkanie się z Bogiem, który ma plan na moje życie - wyznaje siostra Teresa.

***

Jan Paweł II mówił o siostrach zakonnych, że są „skarbem Kościoła”. Chociaż stanowią mniej niż promil wierzących, ich wkład w życie społeczne, religijne jest ogromny. Prowadzą przedszkola i szkoły. Opiekują się bezdomnymi w przytuliskach. Pomagają samotnym matkom, dziewczętom uzależnionym od narkotyków i alkoholu, osobom starszym i niedołężnym. Są „promykiem nadziei” dla terminalnie chorych w hospicjach. Zakonnice prowadzą w Polsce 33 szpitale, 244 ambulatoria, 267 domów starców oraz ponad 500 sierocińców. Pracują również w placówkach samorządowych, chociaż z roku na rok jest ich tam coraz mniej. Według kościelnych statystyk od 1990 r. aż o 70 procent spadła liczba nowych powołań wśród zakonnic. Liczba sióstr w klasztorach zmniejszyła się w tym okresie z 25 tys. do 18,5 tys. w 2015 r. To tendencja ogólnoświatowa. Klasztory pustoszeją pomimo tego, że zgromadzenia zakonne coraz powszechniej korzystają z najnowszych metod dotarcia do ludzi. Większość ma np. strony internetowe, organizuje różnego rodzaju akcje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski