Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandalista Kodym

Redakcja
Fot. w archiwum zespołu
Fot. w archiwum zespołu
Myślicie, że Nergal jest najbardziej kontrowersyjnym polskim muzykiem rockowym? Bzdura. Zaproszenie go do telewizji publicznej i dziesiątki wywiadów w wysokonakładowych tygodnikach wskazują, że jego antychrześcijańskie poglądy są wyjątkowo na rękę trzymającym w naszym kraju „rząd dusz” liberalnym mediom.

Fot. w archiwum zespołu

Poznajcie Jędrzeja Kodyma Kodymowskiego – lidera legendarnej grupy Apteka, która wystąpi w najbliższy czwartek 6 października w krakowskim klubie Carpe Diem. To człowiek mający za nic powszechnie obowiązującą w lewicowych środowiskach poprawność polityczną. Wywiadów z nim nie znajdziecie ani we „Wprost”, ani w „Polityce”.

Wychował się w domu, gdzie ceniono niezależność poglądów. Matka była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim, jej ojca zabili Niemcy podczas pacyfikacji stolicy. Drugi dziadek – dostał kulę w tył głowy w Katyniu. Ojciec działał w konspiracji i po wojnie został natychmiast aresztowany przez ubecję. Jego brat nie przeżył jednak więzienia – zmarł zanim ogłoszono amnestię. Mimo antykomunistycznej przeszłości, rodzicom Kodyma udało się zdobyć wyższe wykształcenie – oboje zostali prawnikami. Na przekór totalitarnemu ustrojowi, w którym przyszło im żyć, stworzyli synowi szeroką przestrzeń wolności, w której dorastał, tworząc sobie niezależny od nikogo i niczego światopogląd, którego patronem był wyjątkowo ceniony w domu... Witkacy. Nic więc dziwnego, że już w szkole Kodym wszedł w konflikt z systemem – kończąc trzecią klasę gdyńskiego liceum, udało mu się poprawić osiem dwój, ale jednej – z matematyki – nie. Dlatego musiał powtarzać rok – ale dzięki temu poznał kumpli, z którymi założył zespół Apteka.

Był mroczny rok 1983. Polska powoli podnosiła się po miażdżącym ciosie generała Jaruzelskiego. Jedni młodzi ludzie wybierali konspirację w podziemnej Solidarności, drudzy – punkowy bunt o nihilistycznej postawie. Kodym wybrał to drugie – bo spodobała mu się muzyka, jaką poznał dzięki marynarzom, którzy z dalekich rejsów przywozili do Trójmiasta płyty Sex Pistols. Mało tego – ponieważ miał rodzinę w Anglii, udało mu się wyjechać na wakacje do Londynu i zobaczyć punkową rebelię na własne oczy. Największe wrażenie zrobił na nim koncert grupy The Stranglers w Hyde Parku, podczas którego muzyków wsparły na scenie... roznegliżowane striptizerki.

Ponieważ Kodym nie chciał studiować na komunistycznym uniwersytecie, zaczęło go poszukiwać wojsko. Jak przystało na mieszkańca portowego miasta, dostał zaproszenie do służby na... łodzi podwodnej. Ani w głowie było mu jednak spełnianie patriotycznego obowiązku wobec socjalistycznej ojczyzny. Ukrywał się więc do 24 roku życia. Z tamtego okresu pozostało mu do dziś nieprzyjemne wrażenie na widok marynarskich mundurów.
Apteka grała początkowo mocno punkowo, będąc jakby polskim odpowiednikiem brytyjskiego The Fall. Kodym wyśpiewywał z zespołem swoje ekscentryczne teksty, w których roiło się od zabawnie  rymujących się wulgaryzmów, w przedziwnie przewrotny sposób wyjątkowo trafnie opisujących ówczesną groteskową rzeczywistość rozpadającego się Peerelu. Niełatwo było jednak wytrzymać z takim osobnikiem – dlatego skład zespołu zmieniał się, jak w kalejdoskopie.

- To dlatego, że dobrze się dogaduję z ludźmi, ciągle współpracuję z innymi – śmieje się Kodym. - Czasem jednak popełniam błąd – i trzeba się rozstać. Tak było z Marcinem Ciempielem i Arturem Hajdaszem, z którymi nagrałem poprzedni album Apteki. Nie mogłem pracować z kimś, kto myśli, że jest Michaelem Jacksonem i wypisuje w umowie koncertowej warunki w rodzaju „Dwanaście białych ręczników frotte w różowe kropki, dziesięć butelek wody niegazowanej, trzy plastikowe kubki”. Powiedzmy sobie szczerze – to trochę pretensjonalne.

Na początku lat 90. Kodym zachłysnął się psychodelią – Apteka skręciła w stronę jazgotliwej muzyki w stylu Sonic Youth, a muzycy grupy zaczęli eksperymentować z narkotykami. Na koncertach widzowie pytali, kiedy będą rozdawać tabletki ecstasy. Hymnem imprezowej młodzieży stała się wtedy piosenka Apteki „Chłopcy i dziewczęta” („Wszystko jest przygotowane/ Diler chyba nie da plamy/ Już impreza się zaczyna/ Już sąsiadom rzednie mina”).

Konsekwencją fascynacji Kodyma środkami halucynogennymi był jego wyjazd do Ameryki Południowej. Znajomi zabrali go do indiańskiej wioski, gdzie za 25 dolarów dziennie odbywał narkotyczne sesje, racząc się tamtejszym peyotlem. W końcu organizm się zbuntował – i Kodym poszedł wreszcie po rozum do głowy. Przestał pić i ćpać – dzisiaj zdecydowanie odżegnuje się od rock`n`rollowego trybu życia.

Po powrocie Kodyma do Polski Apteka nabrała nowego wiatru w żagle. Jej teksty stały się jednak niezgodne z liberalną opcją dominującą w kulturze popularnej. W utworach „Tranfescyta i inne cioty” („Tancerz śpiewak z damskim głosem/ Zbok z wciągniętym na łeb erosem”) czy „Murzynek Bambo” („Simona Mola wszyscy tu znamy/ Wszyscy go dobrze też pamiętamy/ Szczególnie inteligentne damy/ Którym HIV został przekazany”) Kodym wyśmiewał się z gejowskich fascynacji młodej polskiej lewicy, w nagraniu „Wiochaowska” („Masa debili, masa baranów/ wykorzystana przez cwanych chamów/ nowa kasta wyzyskiwaczy, dla której człowiek nic nie znaczy”) nie bał się dołożyć rządzącym, a nawet odważył się igrać z natrętnym oskarżaniem Polaków o nastroje antysemickie, typowym dla „Gazety Wyborczej” w „Manifeście politycznym” („Załatwimy to sami/ Posprzątamy nasz świat/ Tak, załatwimy to sami/ Zagonimy to całe ścierwo do pieca/ Do pieca/ Do ognia/ Żeby zdławił to całe zło/ Całe zło”). Na okładce najnowszej płyty Apteki umieścił zdjęcie... księdza Henryka Jankowskiego z wycelowanym w obiektyw pistoletem.
- Poznałem go osobiście przez przyjaciela mojej córki Kseni, który wykonywał popiersie prałata - wyjaśnia. - I okazało się, że prywatnie to zupełnie inny człowiek, niż postać na jaką wykreowały go media. W prasie i telewizji funkcjonował jego negatywny obraz, tymczasem była to pozytywna osoba. Przecież to on położył podwaliny pod to, na czym karierę zrobili tacy ludzie, jak Wałęsa czy Michnik. Ksenia przyniosła mi pewnego razu to jego zdjęcie z pistoletem. I od razu pomyślałem, że można by je wrzucić na okładkę. Prałat wyraził zgodę na wykorzystanie tej fotografii – chciał zrobić małego psikusa, a mnie to pasowało. Całe szczęście zanim zmarł zdążyłem mu podarować dwadzieścia egzemplarzy najnowszej płyty Apteki.

To wszystko oczywiście spowodowało kłopoty zespołu z wytwórniami płytowymi. Najnowszy materiał grupy przeleżał się w szufladzie aż dwa lata. W końcu zespół sam postanowił go opublikować.

- Płytę miał początkowo wydać Universal, zrobiliśmy więc kilka wesołych kawałków - tłumaczy. - Ale kiedy szefowie wytwórni usłyszeli „Manifest polityczny”, powiedzieli mi wyraźnie, że ponieważ kapitał zakładowy ich firmy pochodzi od obywateli Izraela, nie mogą tego opublikować. Dla mnie to był absurd – na albumie nie ma żadnych treści narodowo-socjalistycznych! Dlatego wkurzyłem się i sam wydałem płytę. Nie do końca jestem z niej zadowolony, bo nie wszystko jest na niej takie, jakbym chciał, ale szkoda mi było tego materiału.

W zeszłym roku Apteka świętowała ćwierćwiecze swojego istnienia. Mimo upływu czasu, nadal aktualny jest tekst jednej z najstarszych piosenek zespołu – „Niezależni”: „Wszyscy idziemy/ Ciągle do przodu/ Bo wszystko w koło/ Wiecznie zmienia się/ Ci co zostali/ Nie ma już ich/ Między nami/ My niezależni/ Niezależni”.

Paweł Gzyl

http://www.myspace.com/aptekaband

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski