Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skarb Józefa Olszewskiego

ANDRZEJ MUSZYŃSKI
Oglądając filmy Johnny‘ego Deepa nie podejrzewamy, że wśród piratów z Karaibów były setki Polaków FOT. MATERIAŁY DYSTRYBUTORA
Oglądając filmy Johnny‘ego Deepa nie podejrzewamy, że wśród piratów z Karaibów były setki Polaków FOT. MATERIAŁY DYSTRYBUTORA
Młody Józek mieszka jako jeden z dziewięciorga rodzeństwa w zaścianku w departamencie płockim. Rodzice mają ledwie parę morgów ziemi, więc młodzi, jeden za drugim, wyruszają w świat za chlebem.

Oglądając filmy Johnny‘ego Deepa nie podejrzewamy, że wśród piratów z Karaibów były setki Polaków FOT. MATERIAŁY DYSTRYBUTORA

Gdzieś w meksykańskich górach została starannie ukryta fortuna polskiego pirata. Może ciągle czeka na swego odkrywcę...

Nikt z rodzeństwa nie ma jednak takiej fantazji i odwagi jak Józek. Płynie z flisakami prosto do Gdańska, gdzie poznaje holenderskich kupców. Ci wypływają niebawem do Indii Zachodnich, więc Józek nie waha się zapytać, czy może się z nimi zabrać.

Po wielu perypetiach dociera do Ameryki. Wszystko to dzieje się około 1850 roku. Tam podejmuje służbę na okręcie "Salamandra", szmuglującym niewolników z Afryki. To zajęcie dla charakternych ludzi - statki są celem flot państw, które w imię humanitaryzmu walczą z niewolnictwem: w przypadku schwytania niewolnicy zostają uwolnieni, a załogę wiesza się na rejach.

Na przygody nie czeka długo. Tego dnia w pościg za "Salamandrą" rusza brytyjski okręt. Dochodzi do bitwy morskiej. Załoga "Salamandry" tonie w wzburzonym oceanie. Józek ratuje się cudem i wskakuje na szalupę ratunkową. Dostrzega tonącego w pobliżu kapitana statku i rusza mu z pomocą. Ratuje mu życie. W dowód wdzięczności brytyjski korsarz, który na handlu Murzynami dorobił się majątku, kilka lat później zapisuje swój majątek "Józiowi". Właśnie tak Józefa Olszewskiego nazywała piracka, międzynarodowa brać. Józio rozpoczyna nowe życie.

Józef Olszewski był ostatnim znanym polskim piratem z Karaibów. Jego rodacy łupili na egzotycznych wodach już od półwiecza. Bywali w bazie legendarnego pirata Henry Morgana w Port Royal na Jamajce. Gnębili co rusz statki brytyjskie i holenderskie, szmuglowali broń i uwodzili Mulatki, a łupy przepijali w legendarnej oberży Grzywalskiego w Santiago de Cuba. Grzywalski nauczył swoją czarnoskórą żonę i pomocników przyrządzać przysmaki kuchni polskiej, które serwowane były z karaibskimi specjałami. Knajpę odwiedzała cała śmietanka polskich piratów, z których każdy życiorysem mógłby obdarzyć mendel ludzi. Skąd się tam wzięli?

Ojcem polskich piratów z Karaibów był sam Napoleon Bonaparte. W latach 1801-1803 na Santo Domingo dopłynęły okręty żaglowe z 5500 polskimi oficerami i żołnierzami Legionów Dąbrowskiego. Wraz z 35 tysiącami Francuzów mieli tłumić powstanie czarnych niewolników, którzy walczyli w imię tych samych wartości, co Polacy na Starym Kontynencie. Dochodziło do niezwykle krwawych starć. Najeźdźców z Europy dziesiątkowały tropikalne choroby, w szczególności żółta febra. Swoje robił piekielny upał. Część z wykrwawionych oddziałów dostała się do brytyjskiej niewoli, około pół tysiąca polskich Haitańczyków osiedliło się na wyspie, inni zaś zostali czcicielami czarnej flagi z trupią głową i skrzyżowanymi piszczelami. Polscy piraci dodają kolorytu wystarczająco już barwnej galerii polskich awanturników, których na przestrzeni dziejów spotykamy niemal na każdej szerokości geograficznej.

Polscy piraci z Karaibów

Ignacy Blumer, wcześniej szef batalionu na Santo Domingo. Blumer, były legionista, jeden z ocalałych z haitańskiego pogromu, wracał do Europy na francuskim statku z Francuzami i setką wycieńczonych przez febrę Polaków. Niespodziewanie na otwartym morzu statek zaatakował brytyjski okręt "Recoon". Brytyjczycy uprowadzili Francuzów, pozostawiając na pokładzie na wpół żywych Polaków. Wtedy Blumer objawił swoje talenty dowódcze i awanturniczą naturę: oznajmił rodakom, że przejmuje komendę nad statkiem i zarządza odwrót w stronę Karaibów. Razem z setką polskich piratów, których imion już raczej nie poznamy, siał postrach na karaibskich wodach. Dorobił się majątku, po czym wrócił razem ze swoimi podwładnymi do Królestwa Polskiego. Został mianowany generałem. O swoich przygodach na Karaibach opowiadał pewnie aż do Nocy Listopadowej, kiedy został rozstrzelany przez żołnierzy 5. pułku rosyjskiej piechoty.
Kazimierz Lux. Dowodził statkiem "Mosquito" (hiszp. "Komar). Wyróżniał się wyjątkową skutecznością. Łupił brytyjskie statki i ścigał przemytników. Miał na koncie ucieczkę przed wrogą korwetą, blokującą jego statek w porcie Vera Cruz. Ostrzelał amerykański bryg z transportem broni dla Murzynów na Santo Domingo. Załogę wypuszczono, a statek odprowadził do Hawany, gdzie sprzedał go za 20 000 franków. Lux odprowadzał 10 proc. swoich dochodów dla przebywających w niewoli francuskich żołnierzy, wspierał inwalidów wojennych oraz polskich legionistów, z których wielu cierpiało na tropikalne choroby bez środków do życia. Lux pozostawił po sobie wspomnienia, z których część, niestety, zaginęła. W zachowanych dokumentach jawi się jako miłośnik kreolskich kobiet, hulaka i znawca Karaibów. Wymienia 8 typów Mulatów w zależności od odcienia koloru skóry. Pisał: "Nie można tu bezkarnie spędzić obyczajem europejskim bezsennej nocy, czy to w towarzystwie na zabawach, czy w pohulance. Kto z przybyłych do tej wyspy nie hamował się od rozpusty, od tęgich napojów zwłaszcza spirytusowych, a nade wszystko nie unikał sideł piękności Saint Domingo, tak pociągających uroczo i wabnych, ten położył tu kości swoje". Był częstym gościem w szynku Grzywalskiego na Kubie. Po powrocie do Polski służył w Armii Księstwa Warszawskiego. Brał udział w wyprawie na Moskwę w 1812 roku. Po powrocie z Rosji służył jeszcze w wojsku Królestwa Polskiego, po czym objął funkcję komisarza obwodu płockiego i przasnyskiego.

Izydor Borkowski, były powstaniec kościuszkowski i legionista, skończył jako adiutant i generał El Libertadora Simona Bolivara, walczącego o wyzwolenie Kolumbii i Wenezueli spod panowania hiszpańskiego. Dostarczał broń na kontynent południowoamerykański. Długo u Latynosów nie zabawił. Przeniósł się wkrótce do Persji, gdzie szybko dorobił się stopnia wezyra. Dowodził wojskami perskimi w wojnie z Afganami. Zginął w trakcie oblężenia Heratu. Został pochowany w Teheranie jako bohater narodowy.

Byli też inni: Wincenty Kobylański, Aleksander Exqemeling, pół-Polak - pół-Holender, który napisał najbardziej znaną, tłumaczoną na obce języki książkę o piratach: "Bukanierzy amerykańscy. Prawdziwy opis najbadziej pamiętnych gwałtów popełnionych w ostatnich latach na wybrzeżach Indii Zachodnich przez bukanierów Jamajki i Tortugi". Opisał w niej wiele swoich przygód. Po jej publikacji król piratów Henry Morgan oskarżył Exqemelinga o zniesławienie: autor opisuje w niej ucieczkę Morgana z łupem i porzucenie swoich kompanów.

Przez wody Morza Karaibskiego przetoczyły się setki polskch piratów, których imion i życiorysów pewnie już nigdy nie poznamy. Józef Olszewski w połowie XIX wieku był już ostatnim Mohikaninem wśród polskich korsarzy.

Ukryty skarb

Po przejęciu majątku brytyjskiego kapitana, Józio osiedla się w Waszyngtonie, gdzie prowadzi bujne życie towarzyskie. Witany jest jak prawdziwy arystokrata: Polonia nie zna szczegółów jego przeszłości, a Józio nie czuje potrzeby się tłumaczyć ze swojego bogactwa i statusu. Na salonach uwodzi mężczyzn swoimi wdziękami panna Klotylda Mac Gregor, córka Polki, Morantowiczówny. Uczucie Józia nie zostaje odwzajemnione, więc postanawia się zemścić. Odżywa w nim natura pirata: zabija sztyletem Klotyldę i jej ojca. Ucieka, ukrywa się u Indian na zachodzie kontynentu (możemy tylko wyobrazić sobie jego ryzykowną podróż przez kontynent). Przenosi się potem na południe, do Meksyku, gdzie zaszywa się w odległej, ukrytej w górach wiosce. Długo jednak nie wytrzymuje ciszy i spokoju. Organizuje szajkę, kupuje okręt i zabiera się za handel niewolnikami. Zanim wyjedzie, ukrywa swoje skarby w podziemnej, górskiej kryjówce, którą wybrał niezwykle starannie. Wyrusza na morze. Ślad po nim zaginął.
Koniec XIX wieku. Pan J.Ż. (znane tylko inicjały), którego matka była siostrą Olszewskiego, poszukuje rodzinnych dokumentów w trakcie legitymizacji swojego szlachectwa. Na strychu, w worku odnajduje dziwny list. Na kilku arkuszach papieru jego nadawca opisuje swoje barwne przygody i z wielką precyzją określa, w którym miejscu ukrył swój skarb. Jego dziedzicem jest J.Ż.

O sprawie pisze warszawski tygodnik "Wędrowiec". Reporter relacjonuje, iż J.Ż. po konsultacjach z rodziną postanowił wyruszyć do Meksyku w poszukiwaniu złotego runa.

Czy wyjechał do Meksyku? Czy odnalazł fortunę? Czy wrócił? Czy jego potomkowie żyją? Czy znają historię swojej rodziny?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski