Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sklepy, które miały duszę

Andrzej Kozioł
Rok 1913. Wejście do sklepu Antoniego Hawełki. Fotografia Ignacego Kriegera
Rok 1913. Wejście do sklepu Antoniego Hawełki. Fotografia Ignacego Kriegera fot. Wikipedia
Handel. Małe sklepiki wygrały bitwę o handel. Jak pan Mol stał się kupcem. U Antoniego Hawełki można było kupić wszystko. Brzuchate, dzwoniące kasy znikają

Przetrwały tak zwaną „bitwę o handel” wypowiedzianą kupcom przez komunistów, przetrwały poprzedni ustrój, aby zniknąć z pejzażu miasta po powrocie kapitalizmu. I mało kto je pamięta, tylko tacy jak my staruszkowie, którzy z „Piątki”, z „Sobka”, z „Nowodworka” podczas wielkiej pauzy wyskakiwali, aby kupić butelkę krachli, torebkę ślazowych cukierków, tubkę dropsów. Tylko my czule nosimy w pamięci zapachy i smaki dawnych małych sklepików. Tylko my wspominamy kiszone ogórki pływające w dębowych beczkach, powidła w kamionkowych wielkich garach, cukierki nabierane ze słojów.

Było ich mnóstwo. Sklepik Skwirtniańskiego przy Lelewela. Dzieci Marii przy Kraszewskiego. Staśkiewicza przy Karmelickiej, chyba najbogatszy ze wszystkich krakowskich sklepików, gdzie („Jak przed wojną – wzdychali dorośli. – Jak przed wojną”) wisiały wianki suszonych fig, na półkach stały puszki bananowej mączki i prawdziwego, ciemnego jak afrykańska noc, holenderskiego kakao. Pan Galganek, właściciel pobliskiej cukierni, wysyłał po nie syna, bo przecież trudno było upiec porządne ciastka z dodatkiem szarego proszku uchodzącego za kakao, a dostępnego w tak zwanym uspołecznionym handlu.

I jeszcze sklepik przy Batorego, gdzie przedwojennym zwyczajem sprzedawano „na zeszyt”. I sklep pana Jacka, jedyny chyba w Krakowie, który kontynuował tradycję lokali śniadankowych – można było w nim dostać specjał nad specjały, wędzoną, gorącą pasztetówkę.

I jeszcze sklepik przy Zwierzynieckiej, nieopodal knajpy „Lajkonik”. I na Smoleńsk, gdzie w dzieciństwie dziwowałem się ogromnym ogórkom zakiszonym w butelce, nie mogąc zrozumieć, jak je przepchano przez wąską butelkową szyjkę. I sklep pana Gnutka przy Wielopolu, zwany „Józefówką”. I sklep przy św. Jana. I jeszcze sklepik przy Rajskiej, który przetrwał dziejowe zawieruchy. I wiele innych, wśród których szczególnie wyróżniał się sklep pana Mola przy niegdysiejszym placu Hanki Sawickiej.

Wyróżniał się nie dlatego, że w jednej ze swych powieści uwiecznił go Adam Augustyn, ale ze względu na właściciela. Pan Mol był kupcem z powołania, kupcem z dalekiej przeszłości, kupcem idealnym. Kłaniał się, przechylał głowę i mówił szeptem, z namaszczeniem, z najwyższym szacunkiem: „Polecam szanownej pani serek. Rozpływa się w ustach, po prostu delicje”, „Jajeczka, proszę szanownego pana, świeżutkie, prosto od kurek”. I ser, i jajka miały pochodzić z gospodarstw przy plebaniach, tak jakby księżowskie krowy i kury gwarantowały najwyższą jakość nabiału.

Pan Mol opowiedział mi kiedyś o swojej praktyce w wiedeńskim sklepie, oczywiście w czasach, kiedy trwał jeszcze stary europejski ład i panował dobrotliwy cesarz z siwymi bokobrodami. Kiedyś nie chciało mu się sięgnąć po towar na najwyższej półce, skłonił się więc przed klientem i powiedział coś, czego żaden subiekt mówić nie powinien: „Nie ma”. Kiedy klient wyszedł, nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się właściciel. Trzasnął w policzek, po chwili drugi. Od tej chwili pan Mol stał się wzorowym subiektem, z czasem wzorowym kupcem.

W sklepiku pana Mola każdy towar, wszystko, co było do sprzedania, ozdabiały karteczki z informacjami: „Świeżutkie”, „Wyśmienite”, „Znakomite”. Tylko pan Broda prowadzący sklep we wspaniałej kamienicy Talowskiego „Pod Pająkiem” na rogu Karmelickiej i Batorego mógł iść w paragon z panem Molem w tej kwestii. Na jego wystawie małe szyldziki polecały „krajacze jajeczne” i „pojemniki na niedopałki”. Jednak, jak widać, pan Broda prowadził zgoła inny sklepik, a my mówimy o sklepach takich jak z „Kwiatów polskich” Tuwima: __

Siedziało się wśród z mąką,
Tęczowe brało się landrynki
Z wysokiej cylindrycznej
puszki,

Która się trudno otwierała,
Gryzło się „pestki” i „okruszki”,
Chleb świętojański zajadało,
A po szufladach – jak
u dziadka:

Inny aromat co szufladka,
Suszone śliwki i migdałki,
Muszkatołowe ciemne gałki,
Angielskie ziele, pieprz,
cynamon,

Tłuste pręciki waniliowe.
I czarne, suche i z łebkami
Goździki...

Powojenne sklepiki były echem sklepów niegdysiejszych, dziewiętnastowiecznych i międzywojennych, sklepów, jak się dzisiaj mówi, wypasionych, eleganckich, bogatych, przede wszystkim z atmosferą, z duszą. Nie znaczy to, że sklepiki mojego dzieciństwa nie miały duszy, ale jak się przeczyta o niegdysiejszym Hawełce...
Mój Boże, gdybym chciał wymienić wszystko, co Hawełka, a raczej jego następca, pan Macharski (cesarsko-królewski dostawca!), polecał w reklamie sklepu „Pod Palmą”, musiałbym ciągnąć nieskończony spis smakowitości. Najszlachetniejsze alkohole, słodycze wszelakie, kawior astrachański, wędliny, ryby, ostrygi, homary. Do tego różne kawy i herbaty. Wszystko to w sklepie w Krzysz-toforach, na rogu Szczepańskiej. I do tego jeszcze „obszerny lokal do śniadań”, krakowska specjalność, w którym szumiało, pieniło się piwo i można było smakowicie przekąsić, między innymi wielopiętrowe kanapki, specjalność zakładu. Do dobrego tonu należało przechadzanie się po Rynku, po linii A-B z zakupami od Hawełki. Jak pisał Władysław Krygowski:

Towar pakowano gustownie, w pętelkę sznurka wplątywano drewniany kołeczek, ułatwiający noszenie pakunku przez eleganckiego klienta.

Drewniane kołeczki i kolorowe sznurki przetrwały ostatnią wojnę i jeszcze na początku lat 50. można było zobaczyć w niedzielę stojących na A-B starszych panów z paczkami ciastek od Wintera, zawieszonymi na brzuchu – wspomniany kołeczek wsadzało się w dziurkę na guziki płaszcza lub marynarki – taki był krakowski sznyt...

We wspomnieniach naszych dziadków i pradziadków pozostał sklep Rothego przy Sławkowskiej. Jeszcze i ja go pamiętam, przetrwał długo, ale można było w nim kupić już tylko świece. Kiedyś, zgodnie ze starym zwyczajem, pan Rothe oferował jeszcze pierniki i piernikowe Mikołaje. Mało tego – dzieci przepadały za słynnymi czekoladowymi cygarami od Ro-thego i czekoladą zwaną korą.

Po kawę chodzono nie tylko do Hawełki, ale także do Meinla na linię C-D, gdzie kupowało się dwa gatunki; costarica i mocca, razem zmielone, uchodziły za szczyt mocy i wonności. Herbatę kupowano u Grossego, w lewej części dzisiejszych delikatesów. Grosse słynął też z win pochodzących z jego winnic na Węgrzech. Po kawę i herbatę można było też wpaść do Jawornickiego na A-B. W sklepie wypolerowane miedzią błyszczały pojemniki na kawę. Szkoda ich, podobnie jak brzuchatych, podzwaniających kas. Jeszcze tu i ówdzie – w dawnym sklepie Suskiego u zbiegu placu Dominikańskiego i Grodzkiej, u Szarskiego w Szarej Kamienicy na rogu Rynku i Siennej – zachowały się do lat 60., może 70. Później wszechwładnie zapanowały plastik i tandeta...

I jeszcze odwiedzano licznie sklep kolonialny Dutkiewicza na A-B, sklepy, też kolonialne (zapomniana nazwa, bo już przecież od dawna nie ma kolonii) Olszowskiego na rogu Szpitalnej i Małego Rynku, Barberowskiego na Małym Rynku, preferowany przez przekupki, Fritscha, również na Małym Rynku, Ogorzałego na Szczepańskiej, w dzisiejszym Muzeum Szołayskich, Allerhanda na placu Szczepańskim.

To tylko kilka sklepów z duszą, z samego serca Krakowa. A przecież były jeszcze inne, poza Plantami, jeszcze pachniały czosnkiem i dymem wędliniarnie, jeszcze w masarniach czekały na klientów stosy mięsa i wielkie pnie, na których z zegarmistrzowską precyzją rzeźnicy operowali toporami.

To już jednak inny świat, inne nazwiska, inne zapachy, inne smaki. O nich za tydzień.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski