Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skoczył na pocztę. Internetową

Redakcja
Czasy się zmieniają, ale nie Adam Małysz. Jak kochał pieniądze, tak nadal kocha. I przedkłada je nawet nad ideę olimpijską. Oczywiście z "wielkim żalem".

Krzysztof Kawa/Cafeteria/

Właśnie poświęcił funkcję attache polskiej ekipy na igrzyska w Soczi, bo zorientował się, że ma zobowiązania reklamowe, które kłócą się z przepisami MKOl. Jako wielokrotny olimpijczyk odkrył ze zdziwieniem, na tydzień przed inauguracją imprezy, jak to hula. Stosowne zawiadomienie przesłał do PKOl. mailem. Kontrakt z Pocztą Polską już dawno wygasł.

Pomysł przerabiania Małysza na działacza nie po raz pierwszy okazał się chybiony. Apoloniusz Tajner chciał ubrać Orła z Wisły w garnitur dyrektora Polskiego Związku Narciarskiego tuż po jego ostatnim skoku w karierze.

Wydawało się, że to świetna propozycja dla kogoś, kto po pierwsze ma bogate doświadczenia we współpracy z kilkoma mądrymi (i mniej mądrymi, co też ma swoją wartość) trenerami, a po drugie osobiście przecierał szlaki w naszym zapyziałym narciarstwie dla działalności wszelkiej maści menedżerów, agentów i speców od marketingu.

Że jak nikt inny pomoże na starcie do wielkiej kariery Łukaszowi Kruczkowi, a jednocześnie będzie wiedział, z kim i jak rozmawiać, by zasilać kasę PZN regularnymi zastrzykami gotówki. Nic z tego. Małysz miał swoje wyobrażenie o życiu po życiu i konsekwentnie je realizuje. Na własne konto. Za kilka lat zapewne wygra Rajd Dakar i w ten sposób przejdzie do historii, co będzie wyczynem wyczynów, bo de facto od kilku lat tkwi w tejże historii na dobre.

Trudno mieć pretensje do Małysza o to, że woli nabijać własną kabzę. Przecież to dzięki jego sukcesom do narciarstwa spłynęły pieniądze, o jakich poprzednicy Tajnera w PZN mogli tylko marzyć. Na jego nazwisku pośrednio skorzystali niemal wszyscy, którzy się z nim zadawali. Czasem dzięki jego woli, rzadziej wbrew niej.

Gdy ktokolwiek spróbował użyć jego nazwiska, by zarobić parę groszy bez chęci podzielenia się z nim zyskami, spotykał się z ostrą reprymendą. Adam Małysz to nie Wojciech Fortuna, czy Józef Łuszczek, wielcy mistrzowie, którzy nie potrafili spieniężyć sławy i dzisiaj klepią biedę. Od czasu, gdy jedna z firm dodała mu skrzyyydeł, czerpie z rynku reklamowego pełnymi garściami.

A że clipy z jego udziałem szturmują szczyty zestawień reklam najgorszych? No cóż, aktorem zawsze był marnym i tak już pewnie zostanie. Najlepiej wypada, gdy jest sobą, nie zaś wtedy, gdy jest obsadzany w obcych mu rolach. O czym poniewczasie dowiedzieli się też scenarzyści z PKOl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski