Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skoro mąż wytrzymał, to i ja sobie poradzę

Rozmawiał Jan Otałęga
Rozmowa z Wiolettą Frankiewicz, 37-letnią biegaczką AZS AWF Kraków, dwukrotną olimpijką, medalistką mistrzostw Europy.

– Dłuższy czas nie było widać Pani na bieżni…

– Miał bowiem miejsce bardzo ważny moment w moim życiu, na świat przyszła córka. Teraz Blanka ma już 11 miesięcy, zaczęła się samodzielnie poruszać, czas więc na mamę, by wróciła na stadiony. Nie lubię siedzieć z założonymi rękami.

– Chciałaby Pani, aby córka w przyszłości też wybrała karierę sportową?

– Na pewno tak. Sport to wspaniała przygoda, daje możliwości zobaczenia świata, ponadto uczy samodzielności, radzenia sobie w życiu.

– Nie sugeruje się Pani własną metryką, by po wielu latach biegania dać sobie spokój z wysiłkiem?

– Nie, bo nie czuję się w sporcie wyeksploatowana. Są inne zawodniczki, także sporo po trzydziestce, startujące na stadionach, więc nie widzę powodu, by kończyć karierę. Jednak z moim trenerem Zbigniewem Królem postanowiliśmy dokonać zmiany.

Żegnam się z moją koronną konkurencją, czyli biegiem na 3000 metrów z przeszkodami. Kosztuje on wiele wysiłku, moje kolana już nie wytrzymują takiego obciążenia. Przechodzę więc na dystanse płaskie, na 5000 i 10 000 metrów, a w przyszłości na maraton. Dawniej wielokrotnie biegałam dystanse długie, byłam na nich mistrzynią Polski. Natomiast maraton będzie dla mnie nowością, do czego przygotować się trzeba nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

– Nigdy nie próbowała Pani w nim swych sił, nawet w biegu rekreacyjnym?

– Nie miałam okazji, natomiast niedawno po raz pierwszy maraton przebiegł mój mąż Paweł, czym dał mi dobry przykład (śmiech). Skoro wytrzymał, to i ja dam radę. Mąż pomoże w wychowaniu córki, abym mogła trenować, spon­sorsko wspomagają mnie Justyna Góralik i Edward Bodzioch.

– Zaczęła już Pani startować?

– Pobiegłam ostatnio na 1500 m i 5000 m, czasy są – jak na dwa lata przerwy – obiecujące. Moim celem na ten rok są mistrzostwa Polski, które odbędą się z końcem lipca. Wystartuję na 5000 m. Chcę stopniowo dołączać do czołówki, i to nie tylko krajowej. Mam zamiar wrócić do zagranicznych mityngów w biegach długich, a moim marzeniem są igrzyska olimpijskie w 2016 roku w Rio de Janeiro.

Na razie z mężem oglądamy w telewizji piłkarski mundial w Brazylii, a za dwa lata chcę tam być osobiście jako olimpijka. Nie pojechałam na ostatnie igrzyska w Londynie, bo długo wracałam do zdrowia po ciężkiej kontuzji kolana na mityngu w Sztokholmie w 2010 roku.

Walczyłam o minimum olimpijskie na przeszkodach, nie udało się. Teraz oceniam, że wtedy już ze względu na stan kolan powinnam była odpuścić przeszkody i przejść do biegów płaskich. Właśnie tak czynię. Oby tylko zdrowie dopisywało, pech opuścił.

– Próbuje Pani też sił jako szkoleniowiec…

– W Krzeszowicach założyłam Akademię Lekkoatletyczną Wioletty Frankiewicz. Mam pod opieką kilkanaście dzieciaków. Trenują, startują, może wyłoni się z nich mistrzyni lub mistrz. Mam satysfakcję z tej działalności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski