Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skrawki wolnej Polski

Dawid Golik, historyk, pracuje w Oddziale IPN w Krakowie
Partyzanci podhalańskiej AK podczas marszu na Słowację latem 1944 r.
Partyzanci podhalańskiej AK podczas marszu na Słowację latem 1944 r. Fot. Zbiory IPN
1944. Wobec szybko zbliżającego się frontu Niemcy wycofują jednostki okupacyjne. Tworzącą się próżnię opanowują partyzanci zmobilizowani do akcji „Burza”. Następuje kontrofensywa Wehrmachtu.

Wydając rozkaz uruchamiający „Burzę” komendant Okręgu AK Kraków zakładał szybkie postępy ofensywy sowieckiej oraz błyskawiczną ewakuację wojsk niemieckich. W meldunku z 28 lipca 1944 r. pisał: „Ewakuacja objęła cały okręg łącznie z Krakowem, gdzie agendy zarządu przekazano dr Grabowskiemu, klucze Wawelu Rektorowi – Bohuszowi”. Były to jednak informacje na wyrost i jak się szybko okazało, zmobilizowanym do „Burzy” żołnierzom AK spoza objętego już działaniami frontowymi Podkarpacia przyszło czekać na nadejście frontu aż do stycznia 1945 r.

Republiki partyzanckie
Relatywnie najbliżej oddziałów Armii Czerwonej znalazły się jednostki AK z inspektoratu miechowskiego. Formowano tam 106. Dywizję Piechoty AK oraz Krakowską Brygadę Kawalerii Zmotoryzowanej AK. Kiedy w lipcu 1944 r. oddziały 1. Frontu Ukraińskiego dotarły do linii Wisły, duże przestrzenie powiatów miechowskiego i pińczowskiego zostały oczyszczone z niemieckich jednostek, które pospiesznie wycofywały się na zachód.

W związku z tym, że wkroczenie Sowietów wydawało się kwestią najbliższych dni, siły AK, jak również oddziały Batalionów Chłopskich i współdziałających z Sowietami grup Armii Ludowej, wyszły z konspiracji i zaczęły opanowywać teren. W ten sposób między 24 a 27 lipca 1944 r. powstała tzw. Republika Pińczowska, która stała się dużym zagrożeniem dla Niemców zwłaszcza po zdobyciu przez Armię Czerwoną przyczółka sandomierskiego.

Groźba połączenia obszaru opanowanego przez oddziały podziemia z przyczółkiem była na tyle duża, że już w pierwszych dniach sierpnia Niemcy rozpoczęli likwidację republiki. Szczególnie zacięte walki toczyły się pod Jaksicami, w Skalbmierzu i Kazimierzy Wielkiej, towarzyszyły im też akcje represyjne skierowane przeciwko ludności cywilnej. Niemcom udało się w połowie sierpnia całkowicie spacyfikować teren. Po tych wydarzeniach większość żołnierzy AK powtórnie przeszła do konspiracji a działania partyzanckie w Miechowskiem straciły na intensywności.

Także na południe od Krakowa, na górskich terenach Beskidów, powstały w związku z „Burzą” duże zgrupowania partyzanckie AK, które niekiedy decydowały się na opanowywanie terenu i tworzenie tzw. republik partyzanckich. Najbardziej znanym przykładem takiej działalności jest powstanie w Obwodzie AK Myślenice zgrupowania partyzanckiego „Murawa”, które funkcjonowało już od pierwszych dni lipca 1944 r.

Wraz z rozkazem rozpoczęcia „Burzy” dowódca zgrupowania ppor. Wincenty Horodyń- ski „Kościesza” nie tylko zintensyfikował działalność podległych mu oddziałów, lecz utworzył tzw. Rzeczpospolitą Raciechowicką. 1 sierpnia wydano na terenie gminy Raciechowice odezwę zatytułowaną „Odezwa do ludności miejscowej!”, w której pisano: „Okupant wycofał z terenu własną władzę policyjną i administracyjną. Aby utrzymać porządek oraz bezpieczeństwo publiczne i zabezpieczyć spokojny i bezpieczny byt pracującej ludności, jak również utrzymać nienaruszone prawo własności, Armia Krajowa aż do wy- jaśnienia sytuacji bierze ludność cywilną i teren pod swoją opiekę”.

W ten sposób powstała swoista oaza oddalona o setki kilometrów od linii frontu. Co ciekawe, Niemcy zdecydowali się ją zlikwidować dopiero po próbie nawiązania współpracy z „Kościeszą”, z którym prowadzono rozmowy na temat koegzystencji aparatu okupacyjnego i akowskiego. Gdy nie przyniosły one rezultatów, urządzono obławę połączoną z brutalną pacyfikacją, która trwała od 12 do 18 września 1944 r. Rozproszone w czasie walk zgrupowanie nigdy już nie odzyskało swojej siły bojowej, a Rzeczpospolita Raciecho-wicka przestała istnieć.

„Poburzowe” bitwy
Już 11 września 1944 r. komendant Okręgu AK Kraków wydał rozkaz w poważnym stopniu ograniczający działalność bojową w ramach „Burzy”. Pisał w nim: „Dywersję ograniczyć do polowania na broń. Nie przeprowadzać żadnych akcji taktycznych”. Było to jednak bardzo trudne. W wielu wypadkach zmobilizowanych do walki żołnierzy AK nie można było po prostu wysłać do domów, gdyż byli oni już zdekonspirowani. Z kolei powstałe podczas koncentracji zgrupowania były doskonale znane Niemcom, którzy przygotowywali się do ich likwidacji.

Świadomi tego dowódcy AK nie chcieli więc przed spodziewanymi obławami rozpraszać swoich sił. Tym bardziej nierealny i niemożliwy do wykonania był rozkaz z 2 października 1944 r., który nakazywał ograniczenie oddziałów partyzanckich na terenie okręgu do drobnych, liczących nie więcej niż 25 ludzi grup, składających się jedynie z osób „spalonych”. Cała reszta partyzantów miała zostać urlopowana.

Tym samym akcję „Burza” formalnie ograniczono do minimum, a w przypadku niektórych terenów całkowicie odwołano. W rzeczywistości jednak liczące kilkaset osób oddziały działały na dużych obszarach okręgu krakowskiego aż do końca wojny.

Paradoksalnie właśnie, w tym już zasadniczo „poburzowym” okresie, doszło do najpoważniejszych starć z Niemcami. Kilka dni po niemieckiej operacji w rejonie Myślenic, nastąpiła obława na związany z ziemią tarnowską batalion „Barbara” 16. pułku piechoty AK. Kwaterował on w tym czasie w otoczonej lasami miejscowości Jamna, gdzie zaatakowały go oddziały policji niemieckiej. W dniach 24–25 września 1944 r. partyzantom dowodzonym przez kpt. Eugeniusza Borowskiego „Leliwę” udało się utrzymać obóz, a następnie wyrwać z okrążenia. Okupione to jednak zostało stratami i spaleniem kilkudziesięciu domostw.

Operacje przeciwko wciąż silnym oddziałom AK były kontynuowane w kolejnych miesiącach. W ten sposób doszło do jednego z najbardziej znanych starć partyzanckich w Małopolsce, czyli do trzydniowej bitwy ochotnickiej (18–20 października 1944 r.), podczas której połączone oddziały 1. pułku strzelców podhalańskich AK oraz sowieckiego zgrupowania Zołotara stawiały czoła jednostkom Wehrmachtu, SS i policji. Inicjatywa leżała na początku po stronie partyzantów, którzy urządzili serię zasadzek na oddziały niemieckie. Dopiero po dwóch dniach okupanci odzyskali inicjatywę i zmusili partyzantów do wycofania się w góry. Nie zdołali zadać im jednak poważnych strat.

Do kolejnej bitwy doszło miesiąc później w masywie Kotonia, gdzie 29 listopada niemiecka obława otoczyła połączone oddziały krakowskiego „Żelbetu” oraz pozostałości zgrupowania „Murawa”. I tym razem udało się uniknąć całkowitego rozbicia i rozproszone grupki akowców przeniosły się po walce na inny teren.

Do ostatnich starć, które można uznać za pokłosie małopolskiej „Burzy”, doszło w styczniu 1945 r. Wówczas walczyły równocześnie z Niemcami oddziały por. Gerarda Woźnicy „Hardego” w lasach nieopodal Harbutowic oraz 1. pułku strzelców podhalańskich AK w Szczawie. I tym razem operacje te nie zakończyły się dla Niemców sukcesem i przerwano je z uwagi na zbliżający się front.

Niezbrojne zwycięstwa
Trudno w chwili obecnej oszacować, na ile funkcjonowanie tzw. republik partyzanckich oraz prowadzenie przez siły AK kilkudniowych starć z Niemcami miało sens. Wiadomo bowiem, że opanowywanie terenu mogło przynieść skutek jedynie w przypadku szybkiego nadejścia frontu i wycofania się sił okupacyjnych. W przeciwnym razie partyzanckie enklawy prędzej czy później musiałyby upaść.

Także prowadzenie „bitew partyzanckich” nie do końca odzwierciedlało to, co zakładano wydając rozkaz do „Burzy”. W opracowanych jeszcze w 1943 r. instrukcjach dla oddziałów AK pisano jasno: „Oddz[iały] p[artyzanckie] nie są w stanie prowadzić obrony w znaczeniu takim, jak oddziały wojska regularnego. Nie można dopuścić, aby walka trwała dłużej niż tego wymaga zadanie”.

Biorąc pod uwagę powyższe kwestie wydaje się, że znaczenie partyzanckich starć i tworzenia „wolnych republik” nie miało jedynie charakteru militarnego. Świadomie lub nieświadomie osiągnięto bowiem doniosły cel propagandowy – unaoczniano społeczeństwu wysiłek zbrojny Polskiego Państwa Podziemnego i wytrącano komunistom argument mówiący o tym, że żołnierze AK stoją bezczynnie „z bronią u nogi”. I nawet jeśli działania partyzanckie nie przyczyniły się do znacznego osłabienia niemieckiego aparatu okupacyjnego, to dzięki nim właśnie przetrwał po 1945 r. etos Armii Krajowej, na którym przez długie dziesięciolecia budowano marzenia o niepodległej Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski