Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skrzypcom zawdzięcza żonę i pracę

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Tomasz Pawlak,  skrzypek związany od lat z Zespołem Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka”, ale grający też m.in. w Legend of Kazimierz
Tomasz Pawlak, skrzypek związany od lat z Zespołem Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka”, ale grający też m.in. w Legend of Kazimierz Fot. archiwum prywatne
Alfabet. TOMASZ PAWLAK - skrzypek i pasjonat muzyki, kierownik muzyczny Zespołu Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” - opowiada nam o wdzięczności dla rodziców za to, że byli „tyranami”, o folku, który ma we krwi i o dźwiękach, od których cierpnie mu skóra.

A jak akompaniator. W Zespole Pieśni i Tańca „Ziemia Myślenicka” jestem nim od 10 lat. Można powiedzieć, że… tańczą, jak im zagram ;) To moja praca a jednocześnie relaksujące zajęcie. Takie połączenie nie zdarza się często.

B jak Bach. Jan Sebastian. Od niego wszystko się zaczęło i na nim się skończy. Muzyka, tak jak historia, kołem się toczy. Były dziwactwa nowoczesne, muzyka współczesna. I znów wraca wszystko do harmonii funkcyjnej, a mówiąc prościej do ładu i porządku. Tak jak u Bacha.

C jak czas. Jak chyba każdemu w dzisiejszych czasach brakuje mi go. Chciałbym móc więcej czasu poświęcać na różne rzeczy, a wiecznie się gdzieś spieszę i muszę chodzić na kompromis z… czasem.

D jak dźwięk. On mnie otacza, nim żyję. Najbardziej lubię dolne, basowe brzmienia. Kontrabas, wiolonczela… Nie lubię natomiast jak mi coś stuka w aucie. To nic dobrego nie wróży. Na szczęście nie zdarza się to często, ale kiedy się zdarza myślę sobie: „Rany boskie! Znowu coś?!”. Nie lubię też, a raczej drażni mnie, kiedy jestem na czyimś koncercie, a ktoś tupie do rytmu. Nie jestem w stanie się skupić na muzyce. Nic nie słyszę tylko to.

E jak energia. Daje mi ją słońce. Kiedy mocno świeci, chce mi się żyć. Energię daje mi coś jeszcze, ale o tym później…

F jak folk, folklor i... ford. Ford to moja ulubiona marka samochodu. A folklor i folk to coś, co uwielbiam i wokół czego kręci się moje życie. I coś, co chyba krąży mi we krwi. Mój tata jest z Dobrej koło Limanowej, a tam krew aż burzy się od folku. Ponoć ludzie z tamtych rejonów (Łącka, Limanowej) mają w sobie najwięcej tego góralskiego haplotypu, czyli grupy genów. Bo tam migrowali Wołosi.

G jak gitara basowa. Od niedawna uczę się na niej grać, a moim nauczycielem i mentorem jest Maciek Leśniak, którego przy tej okazji - jeśli to czyta - serdecznie pozdrawiam. Grę na gitarze traktuję wyłącznie jako pasję.

H jak Himalaje. Uwielbiam góry. I to nie tyle chodzić po nich, choć nie ukrywam, że marzeniem byłoby stanąć na Mont Evereście. Na razie jednak lubię przede wszystkim czytać o górach i oglądać je na zdjęciach. Aktualnie czytam książkę naszego polskiego himalaisty Adama Bieleckiego, uczestnika pamiętnej wyprawy na Broad Peak, podczas której zginęło dwóch himalaistów. Byli tacy, którzy wytykali jemu i jeszcze jednemu uczestnikowi wyprawy Arturowi Małkowi, którzy przeżyli, że ich zostawili. Myślę, że aby oceniać, trzeba to przeżyć, być tam...

I jak inni ludzie. Ludzie, którzy mnie otaczają. To oni, oprócz słońca, dają mi energię do działania. Dobrze jest też czasem myśleć o innych, a nie tylko o sobie.

J jak ja. Bo czasem warto pomyśleć o sobie i swoich potrzebach, a nie tylko o innych.

K jak Karolina. Żona. Sprowadza mnie na ziemię i pilnuje, żeby woda sodowa nie uderzyła mi do głowy i żebym został sobą. Małżeństwem jesteśmy od ponad trzech lat, a znamy się znacznie dłużej. Poznaliśmy się w „Ziemi Myślenickiej”, jesteśmy więc typowym zespołowym małżeństwem. Na dodatek razem pracujemy w zespole. Ja jako kierownik muzyczny, a Karolina - choreograf i dyrektor artystyczny. Przyznam, że bardzo sobie cenię to, że pracuję właśnie z żoną.

L jak Legend of Kazimierz. Jeden z zespołów, w których gram. Nie licząc „Ziemi Myślenickiej”, chyba najważniejszy. Wspaniali ludzie, świetni muzycy. Gramy muzykę klezmerską. Koncertujemy głównie w Krakowie (i głównie na Kazimierzu), ale nie tylko, bo wyjeżdżamy też na festiwale. Dawno nie graliśmy w Myślenicach. Czekamy na zaproszenie :)

Ł jak łóżko. Jest to najlepszy wynalazek ludzkości. Uwielbiam spać, a zwłaszcza dosypiać rano. Kładę się późno, ale rano trzeba mnie siłą zrywać z łóżka.

M jak Myślenice. Jestem lokalnym patriotą, dlatego kiedy ktoś mnie pyta, czy nie myślałem o wyjeździe na przykład za granicę, zamieszkaniu gdzie indziej, odpowiadam „nie ma mowy”. Uwielbiam to miasto, choć może jest małe, może nawet zapyziałe. Choć wszyscy się tu znają i wszystko o sobie wiedzą. Karolina, moja żona ma tak samo. Najdalej, gdzie mógłbym się stąd przeprowadzić, to do Jawornika. Żebym z okna widział wieżę myślenickiego kościoła. Dalej nie ma szans.

N jak nerwy. Z biegiem lat coraz bardziej dają o sobie znać. Dawniej szedłem „na żywioł”. Teraz, kiedy jestem starszy, mam większą świadomość tego, jak to co robię powinno brzmieć i czuję się bardziej odpowiedzialny za to, żeby wszystko było na najwyższym poziomie.

O jak orkiestra kameralna, a dokładnie Myślenicka Orkiestra Kameralna „Concertino”. Gram w niej od początku jej istnienia. Całe życie uczyłem się muzyki klasycznej i orkiestra jest tym, co trzyma mnie w ryzach. W niej muszę ćwiczyć i orkiestra daje poczucie, jak to ma być. Orkiestra to też dla mnie nauka, bo gram tam ze świetnymi muzykami, jak na przykład maestro Michael Maciaszczyk.

P jak pizza, podróże i piwo. Pizzę uwielbiam, zwłaszcza tą przygotowywaną przez mojego szkolnego kolegę Adriana Wygonę. Zawsze miał dobry smak i lubił „kuchenne klimaty”. Co do podróży, to „od zawsze” podróżowałem z zespołem, a od niedawna w świat wyruszam z żoną. Ostatnio dotarliśmy na Karaiby. Piwo natomiast najlepsze jest po dniu spędzonym nad oceanem albo nad Rabą.

Q jak Queen. Giganci. Uwielbiam. W muzyce tego zespołu i głosie Freddiego Mercury’ego zakochałem się dzięki gramofonowi i płytom winylowym, jakie mieli rodzice. Mój ulubiony utwór Queen to „Somebody to love”. Podobno był to też ulubiony utwór Freddiego.

R jak Rodzice. Dopingowali mnie, abym ćwiczył grę na skrzypcach, kiedy przeżywałem okres buntu przeciwko szkole muzycznej. To wiązało się z popołudniowymi zajęciami w szkole, a potem ćwiczeniami w domu, a ja uważałem, że ciekawsze są piłka i koledzy. Nikt z moich rówieśników z klasy nie grał na skrzypcach ani żadnym innym instrumencie. Nawet kiedy odwiedzał mnie kolega, mama pilnowała, abym godzinę przeznaczył na grę. Kolegę sadzała przed telewizorem, a ja równiutką godzinę musiałem w pokoju obok ćwiczyć. Dziś dziękuję rodzicom, że byli takimi „tyranami”, bo dzięki temu dziś mogę żyć z tego, co kocham robić. Bo potem, kiedy byłem starszy, poczułem, że to coś fajnego i sam chciałem grać. Dziś powtarzam rodzicom moich uczniów, jak ważna jest ich rola i jak wiele zależy od tego, czy będą dopingowali dziecko czy nie.

S jak skrzypce i zespół Siwy Dym. Skrzypce to całe moje życie. Skrzypce i żona, ale żona tak naprawdę jest dzięki skrzypcom. Skrzypcom zawdzięczam także przyjaciół i pracę. Siwy Dym, a dokładnie ich muzyka, to dla mnie inspiracja. A lider tego zespołu - pan Piotr Majerczyk - to nie tylko znakomity ludowy instrumentalista, ale też mój autorytet. Człowiek-legenda.

T jak tradycja. Bez niej nie da się żyć. Może to górnolotnie brzmi, ale tak mam - jestem tradycjonalistą. Uważam, że tradycja nas trzyma. Z „T” kojarzy mi się też tabliczka czekolady, za którą przepadam.

U jak uczniowie. Moi uczniowie. Pracuję w Państwowej Szkole Muzycznej w Myślenicach, a wcześniej uczyłem też m.in. w ognisku muzycznym. Lubię uczyć, zwłaszcza kiedy w klasie mam np. dziewięć osób a nie 20 czy 25. Wtedy jestem w stanie dać im swój czas i serce. Pomyśleć o nich także w domu, a nie tylko „odbębnić” lekcje w szkole. Pozdrawiam moje perełki!

W jak wiara. Nie tylko wiara w Boga, choć jestem katolikiem. Chodzi mi o wiarę w to, że jak się pragnie czegoś dziecięcą wiarą, to to się spełni. Dzieci mają to do siebie, że jak im się coś powie, to wierzą bezwarunkowo. I my - dorośli - powinniśmy tak samo wierzyć w marzenia. Wtedy się spełnią. Jestem tego przykładem. Zawsze marzyłem, żeby grać w zespołach i to taką muzykę, jaką gram teraz.

Z jak „Ziemia Myślenicka”. Moja druga żona. Traktuję ją tak, bo w końcu jestem z nią już osiemnaście lat! I nie wiem, co musiałby się stać, aby ten związek się rozpadł. „Ziemia...” to zresztą nie tylko druga żona, ale też druga rodzina, tu mam przyjaciół. To tutaj spotkałem wspaniałych ludzi, którzy namówili mnie, abym ponownie zdawał do Szkoły Muzycznej II stopnia, kiedy po dwóch tygodniach nauki zbuntowałem się przeciwko dojazdom do Krakowa i rzuciłem naukę w niej. Dzięki nim zdałem jeszcze raz. A potem, będąc w czwartej klasie, dostałem się na Akademię Muzyczną i ją ukończyłem. To w „Ziemi...” na nowo zakochałem się w muzyce. To również w „Ziemi” poznałem swoją przyszłą żonę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski