Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślady, dawny szum czarnej płyty

Wacław Krupiński
Kulturałki. W „Polityce” artykuł „Szum nowej płyty” o modzie na winyle i o tym, że ich jedyna polska tłocznia, zgoła chałupnicza i niemal w chałupie ulokowana, znajduje się w środku wsi Pogorzelec... A kiedyś mieliśmy zakłady Pronit w Pionkach, tyle że jakieś pionki sprawiły, że i je szlag trafił. Choć podobno znów ruszają...

Czarne, długogrające płyty - ależ to był skok po latach słuchania pocztówek dźwiękowych. Pamiętam dawny, wściekle niebieski adapter Bambino, a po latach gramofon Daniel, z sensorami, których dotyk sprawiał, że ramię delikatnie najeżdżało na płytę. Już nie było tego drżenia ręki, by kładąc ramię na kręcący się czarny krążek, nie zarysować igłą płyty…

Nazbierałem tych płyt niemal tysiąc. Czekało się na nie, polowało w księgarniach, gdzie znajome panie wyjmowały co niektóre cacka spod lady. Pamiętam też kolejkę, w jakiej stałem po pierwszy czy drugi longplay Perfectu. Oczekiwali, nieraz latami, na swą płytę również wykonawcy. Dziś - wydać każdy może… O ileż inny to był świat. Mieć wówczas płytę z Zachodu? Marzenie. Albo wydatek demolujący budżet. Pamiętam, jak poszalałem, by mieć Herbie Hancocka, wcale nie nowy, „Thrust”. Albo niesamowitą radość, gdy przyjaciele ze Stanów przysłali wydane tamże płyty Michała Urbaniaka. To był prezent! I te okładki owinięte w delikatną folię.

Okładki to temat sam w sobie. Kwadrat o bokach 31 cm, graficznie nieraz wysmakowany przez takich twórców jak Jan Sawka czy Rafał Olbiński; obaj potem zrobili karierę za oceanem. Jak wcześniej Stanisław Zagórski i Rosław Szaybo, zatrudniany przez lata w CBS Records, którzy projektowali okładki płyt winylowych dla największych gwiazd świata jazzu i rocka XX wieku. Takie okładki, nieraz dodatkowo rozkładane, dawały pole do popisu. A ileż było miejsca na wpisanie dedykacji. Nie to co na mikrych kompaktach, że już o mp3 lub innych pendrive’ach, choćby nie wiem o jakiej pamięci, nie wspomnę.

Szaybo projektował też okładki naszej wspaniałej serii „Polish Jazz”, dokumentującej dokonania naszych jazzmanów. A jakież to były nakłady?! Krakowskie Laboratorium swój longplay „Modern pentathlon” sprzedało w liczbie 115 tysięcy! Swoją drogą, jakże dziwnie brzmi słowo longplay, skoro mieściła taka płyta na obu stronach jakieś 40 minut muzyki.

Znakomite płyty jazzowe przywoziło się też z NRD - tamtejsza Amiga wydawała niemal całą klasykę. Wszystkich największych. Tak Amiga, radziecka Miełodia, bułgarski Bałkanton czy Supraphon sąsiadów z południa znaczaco powiększały nasze fonoteki.

I oto zostało mi blisko tysiąc takich płyt, muzyczno-sentymentalnych śladów z niemal całego życia. I co z tym zrobić? Sprzedać - gdzie? Komu? Rozdać - gdzie? Komu? A może nabyć dobry gramofon i cieszyć się szumem czarnej płyty? Wszak właśnie minęło mi 40 lat wykonywania dziennikarskiego fachu, emerytura czai się za winklem, zatem będzie może czas na czarne płyty, na powroty w przeszłość...

Dopóki nie pojawi się płyta ostateczna. A z nią cisza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski