MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sława, panie Ibrahimie!

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Jak wiadomo, w Krakowie najlepiej udają się pogrzeby i jubileusze. Wydawać by się mogło, że najoryginalniejszym pretekstem do takiej fety była w roku 1700 tysięczna rocznica zabicia przez Kraka Smoka Wawelskiego.

Bił Zygmunt, byli w komplecie Panowie Rada, było i piło Bractwo Kurkowe, biskup w kościele Mariackim machał kropidłem. Teraz jednak mamy jubileusz naprawdę niecodzienny, a do tej pory nieobchodzony przez nikogo: mija oto równe 1050 lat od chwili pojawienia się w europejskich serwisach informacyjnych dumnej nazwy KRAKÓW. Ściślej „Karako”, ale to na jedno wychodzi.

Wiadomość o istnieniu na mapie świata ukochanego miasta Franciszka Józefa I wyszła ze stolicy Ziem Korony św. Wacława. Z Pragi. Tam właśnie dotarł w 965 roku około 35-letni arabski kupiec i podróżnik Ibrahim ibn Jakub (ściślej: Abraham ben Jakub, tak naprawdę pan Ibrahim był Żydem). Kupiec robił geszefty w Hiszpanii, ale w roku 965 uczestniczył – zapewne na zlecenie kalifa Al-Hakama – jako lekarz lub tłumacz – w poselstwie na dwór cesarza Ottona I w Magdeburgu. A że z Magdeburga było o rzut oszczepem do Pragi – po zakończeniu misji wybrał się z karawaną handlową nad Wełtawę.

Można przypuszczać, że w celu nabycia niewolników, bo tam wybór był największy. Zapewne któregoś wieczora na zarezerwowanym dla biznesmenów ogrodzonym placyku za dzisiejszym Tyńskim Chramem pan Ibrahim usłyszał od któregoś z kupców, że za górami, za lasami, trzy tygodnie jazdy na wschód od Pragi (Faragi), w państwie księcia Bolesława z rodu Przemyślidów znajduje się miasto „przecudnej urody, wielkie, bogate, o wielu ulicach i placach, otoczone wzgórzami, gdzie krzewi się winorośl”. Nazywa się Karako i stamtąd właśnie kupcy „ruscy i słowiańscy” dowożą pod Hradczany najpiękniejsze dziewice, dobre do żniw, niezrównane w pościeli, tam jest wielki ośrodek polityczno-handlowy związany z państwem czeskim...

Ibrahim ibn Jakub kazał natychmiast zaprzęgać konie, przejechał od zachodu na wschód cały kraj rządzony wtedy twardą ręką przez księcia Bolesława I Srogiego (zwanego również Okrutnym) i po trzech tygodniach stanął na rynku w mieście Karako (ów rynek możemy oglądać i dziś, wystarczy zejść pod Sukiennicami do dziury, co to ją kazał wykopać pan prezydent Jacek Majchrowski). Tyle że... No cóż, w swym raporcie dla Kalifa napisał obrazowo, że „karawana zatrzymała się... itd.”), ale tak naprawdę – niech mu i Jahwe i Allach wybaczą – nigdy do Krakowa nie dotarł!... Uwierzył swoim informatorom na słowo...

Podróżował „dołem” przez Ołomuniec, Opawę, Ostrawę, Cieszyn? Ha, być może. A może „górą” przez Wrocław, Opole? Też możliwe. Pomylił nas z kimś? Niemożliwe. Przecież pisał wyraźnie o pięknym, zadbanym, tętniącym życiem mieście, gdzie towarów wielka obfitość (no, może nie tyle co w Pradze, ale zawsze). Jego relacja trafiła do XI-wiecznego dzieła geografa arabskiego Al-Bekriego „Księgi dróg i krajów”.

Nie wiadomo, czy fakt, że Kraków był już od kilkudziesięciu lat uczciwie ochrzczony, zwiększył sympatię Ibrahima do mieszkańców podwawelskich bagien, czy wprost przeciwnie. Najważniejsze, że napisał o nas uczciwie i obiektywnie. Dowód: w swej relacji stwierdził, że prowadzące do Karako drogi są – słuchajcie, słuchajcie! – dobre !

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski