Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślizgawka po przepisach

EWA KOPCIK
Tor saneczkowy na zboczu Uroczyska Jasieńczyk FOT. ARCHIWUM RDOŚ
Tor saneczkowy na zboczu Uroczyska Jasieńczyk FOT. ARCHIWUM RDOŚ
Chcę zainwestować w ten region, ludziom pomóc, dać możliwość pracy. A państwo nasyła na mnie prokuratora! Po co mi to? W każdej chwili mogę przecież wsiąść do samolotu, polecieć na Florydę i korzystać z życia - irytuje się Ryszard Florek, właściciel sądeckiej firmy "Fakro", jeden z najbogatszych Polaków.

Tor saneczkowy na zboczu Uroczyska Jasieńczyk FOT. ARCHIWUM RDOŚ

Przy budowie toru saneczkowego wycięto ponad 5 hektarów lasu, i to na zboczach Uroczyska Jesieńczyk, na obszarze Popradzkiego Parku Krajobrazowego

Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Krakowie nasłała na niego prokuratora, bo twierdzi, że bezprawnie zbudował tor saneczkowy i przy okazji wyciął ponad 5 hektarów lasu. Na zboczach Uroczyska Jasieńczyk, w miejscowości Złockie, czyli na obszarze Popradzkiego Parku Krajobrazowego i Natura 2000. Tor ma być częścią projektowanego kompleksu narciarskiego "Siedem Dolin", którego budowę biznesmen od lat forsuje wraz z władzami Muszyny.

- To samowola budowlana i działanie metodą faktów dokonanych - twierdzą urzędnicy krakowskiej RDOŚ, którzy odkryli "ślizgawkę" w kwietniu ub. roku, w czasie rutynowej lustracji "Ostoi Popradzkiej".

- Najpierw zobaczyliśmy budkę z napisem "regulamin ślizgostrady". To nas zainteresowało, pojechaliśmy dalej - wspomina Piotr Garwol, naczelnik wydziału spraw terenowych w Starym Sączu. - Ujrzeliśmy stosy pociętego drewna, kable elektryczne, jakieś kontenery, mosty, wiadukt i sieć nowych dróg. Pojawiły się bandy zabezpieczające. Okazało się, że właśnie tędy wiedzie trasa zjazdowa. Między grzbietem góry a doliną były duże wylesione powierzchnie, nie tylko związane z tym torem, ale także poza nim. Tak zniszczonego lasu jeszcze nie widziałem. Nie tylko wycięto drzewa, ale też usunięto karpy, splantowano teren, zmieniając jego rzeźbę.

RDOŚ wezwała właściciela lasu, Ryszarda Florka, do przedstawienia zezwoleń na wykonanie tej inwestycji. Bez echa. Wystąpiła więc do nadzoru budowlanego i prokuratury o zbadanie sprawy.

Urzędnicy PINB pojawili się na zboczu Uroczyska Jasieńczyk dwukrotnie. Wprawdzie zobaczyli to samo, co wcześniej kontrolerzy z RDOŚ, ale przekonały ich wyjaśnienia pełnomocnika właściciela lasu, który twierdził, że niczego nowego nie zbudowano. Usłyszeli, że zostały jedynie wyrównane istniejące już drogi, udrożnione przepusty i naprawione wiadukty. Problem pojawił się tylko w przypadku oświetlenia, czyli zamontowania około 40 kilkumetrowych metalowych słupów wraz z osprzętem elektrycznym i halogenowymi lampami. Inwestor wytłumaczył się jednak brakiem wiedzy o konieczności uzyskania pozwolenia na taką budowlę. Poskutkowało. Nowosądecki nadzór budowlany uznał, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania. Tym bardziej że na czas kontroli same lampy zostały zdemontowane, a słupy miały być wykorzystane do powieszenia tablic... edukacyjno-zdrowotnych.

- Ponowiliśmy kontrolę w lutym tego roku. Lampy były na swoim miejscu, czyli na słupach. Oświetlenie działało bez zarzutu. Były ratraki do ubijania śniegu i ciągnik, który woził turystów na szczyt. Znów zawiadomiliśmy nadzór budowlany. Z podobnym skutkiem - opowiadają urzędnicy RDOŚ.

Podobnie zakończyło się postępowanie w sprawie wyrębu 5 ha lasu. Okazało się zresztą, że już trzy lata wcześniej interesowała się tym nowosądecka policja, na wniosek nadleśniczego z Piwnicznej. Policjanci sporządzili wówczas wniosek o ukaranie Ryszarda Florka, ale sąd w Muszynie odmówił wszczęcia przeciwko niemu postępowania. Został jedynie zobowiązany do uzupełnienia usuniętego drzewostanu. Ma na to 5 lat.
W ub. roku - na wniosek RDOŚ - Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Krakowie wróciła do sprawy. Tym razem postępowanie dotyczyło "nielegalnego wyłączenia gruntów z produkcji leśnej". Henryk Żytkowicz, leśnik z Piwnicznej, jeden z członków komisji, zeznawał niedawno w Sądzie Rejonowym w Muszynie w procesie przeciwko Ryszardowi Florkowi - jako... świadek obrony.

- Komisja leśna, chyba 7 osób, przeszła cały teren i nie stwierdziła wylesienia. Dlatego postępowanie administracyjne zostało umorzone - mówił.

- Tor saneczkowy powstał na drodze leśnej. Ta inwestycja nie zmieniła charakteru tego terenu, dlatego skończyło sie na umorzeniu tego postępowania - potwierdza Stanisław Waradzyn z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie.

Biegły powołany przez prokuraturę, dr Wojciech Różański z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, miał inne zdanie. Z jego opinii wynika, że przy budowie toru saneczkowego wycięto ok. 1,6 ha lasu ( bukowego i mieszanego) i ponad 3,5 ha - pod pretekstem standardowej gospodarki leśnej i przebudowy drzewostanów. Ekspert nie miał wątpliwości, że w ten sposób inwestor dodatkowo stworzył sieć narciarskich tras zjazdowych (o długości ok. 4,2 km). "W sposób całkowicie sprzeczny z racjonalną gospodarką leśną i obowiązującym prawem, co doprowadziło do znacznych szkód". Chodzi m.in. o zniszczenie miejsc bytowania drapieżników: rysia, wilka, niedźwiedzia, podlegających ochronie.

W efekcie pod koniec ub. roku prokuratura oskarżyła Ryszarda Florka o "dokonanie znaczących zniszczeń w świecie roślin lub zwierząt".

On sam te zarzuty kwestionuje: - Absurd! Fachowcy z nadzoru budowlanego i z lasów państwowych nie dopatrzyli się złamania prawa, a prokurator to jakimś cudem stwierdził? Opinia biegłego to zwykły materiał PR-owski.

- Żadnego drzewa bezprawnie nie wyciąłem. Prowadzę normalną gospodarkę leśną. To były m.in. cięcia sanitarne, konieczne do odnowienia drzewostanu. Owszem, wybudowałem nowe drogi, żeby zapewnić bezpieczną zwózkę drewna. Na to nie trzeba żadnych zezwoleń - mówi.

Twierdzi, że część drzew wyciął poprzedni właściciel, czyli gmina Mu-szyna, która sprzedała mu działkę pod warunkiem, że wybuduje m.in. tor saneczkowy. Burmistrz Muszyny, Jan Golba, pytany jednak przez sąd o inwestycje na tym terenie, odpowiada, że nie posiada na ten temat informacji...

- Natura 2000 nie chroni drzew, tylko siedliska, czyli miejsce i glebę, na której mogą rosnąć buk i jodła. Gleba, jeśli się jej nie skazi ani nie przykryje, np. betonem, nie zostanie więc zniszczona. Trudno więc mówić o jakimkolwiek zniszczeniu siedliska, skoro większość terenu, gdzie wykonywane były prace drogowe, porosła już lasem - samosiejkami. Niezależnie od tego część obszaru już została przeze mnie obsadzona. Jeśli okaże się, że drzew jest za mało, to i tak jeszcze nie minął termin wyznaczony mi przez nadleśnictwo - dodaje Florek. Podobne argumenty podaje w sądzie. Powtarzają je powołani przez obronę świadkowie, leśnicy z sądeckiego. M.in. Tomasz Szczotka, który uczestniczył w wyznaczaniu obszaru Natura 2000, a kilka lat później na zlecenie biznesmena Florka wykonywał ekspertyzę związaną z wpływem inwestycji sportowo-rekreacyjnych na środowisko.
- Czy tor saneczkowy na drodze leśnej znajduje się na liście przedsięwzięć, które mogą potencjalnie negatywnie oddziaływać na środowisko? Moim zdaniem, jeśli ktoś ma taką chęć, może to zrobić - dowodził Tomasz Szczotka w czasie ostatniej rozprawy.

I najprawdopodobniej skutecznie zasiał wątpliwości. Sąd bowiem postanowił powołać kolejnego biegłego, który ma zweryfikować główne tezy oskarżeń wobec Ryszarda Florka.

On sam nie ogranicza sie do obrony. Atakuje i zarzuca małopolskim urzędnikom przekroczenie uprawnień. W ub. roku wystąpił do mu-szyńskiej prokuratury o zbadanie, czy ich działanie nie naraziło na straty gminy. Sam wyliczył je na... ok. 50 mln zł rocznie.

Chodzi o pomysł budowy w Beskidzie Sądeckim kompleksu narciarskiego, zwanego pod nazwą "Siedem Dolin", na co nie zgadza się Regionalna Dyrekcja Ochrony środowiska w Krakowie. Projekt zakłada powstanie od 9 do 12 nowych wyciągów krzesełkowych orczykowych oraz tras narciarskich łączących dotychczas stacje: Wierchomla, Jaworzyna, Słotwiny z drogą krajową Nowy Sącz - Krynica. Także kilkadziesiąt kilometrów tras narciarstwa biegowego i tory saneczkowe. "Realizacja tego projektu oznaczałaby powstanie największego w Europie Środkowej regionu narciarskiego. (...)Stałby się on zapewne prawdziwą konkurencją dla ośrodków ze Słowacji i małych kurortów z Austrii i Włoch" - czytamy na stronie internetowej "Siedem Dolin". Można tam znaleźć też informację, że inwestycja pozwoli stworzyć 2-3 tysiące nowych miejsc pracy, a więc pozwoli znacznie zmniejszyć bezrobocie.

Projekt popierają samorządowcy gmin i część mieszkańców. Powstał nawet społeczny komitet, który nie poprzestaje na słaniu petycji. Podczas ostatniego Forum Ekonomicznego zwolennicy "Siedmiu Dolin" blokowali ulice w Krynicy, a głównym hasłem było "Stop ekoterrorystom". Wspierają ich niektórzy parlamentarzyści, którzy apelują o pomoc m.in. do premiera. Ministerialni urzędnicy regularnie interweniują, żądają wyjaśnień.

Jerzy Wertz, dyrektor krakowskiej RDOŚ, w listopadzie ub. roku w piśmie do minister Julii Pitery, tak to oceniał: "Zasięg korupcji politycznej związanej z działalnością pana Florka przewyższa swym charakterem tego typu zdarzenia związane z p. Sobiesiakiem , które są oceniane jednoznacznie negatywnie".

- Nie jestem lobbystą ani aferzystą, a tym bardziej nie kieruję się lekceważeniem przepisów prawa - oburza się na to przedsiębiorca Florek.

Obydwaj zapewniają, że nie odpuszczą. Urzędnik twierdzi, że Rospuda to pestka przy "Siedmiu Dolinach". Biznesmen: - Mnie się nie śpieszy. Poczekam. W lasach przecież można realizowac projekty rekreacyjne.

Spór trwa. Niedawno jednak oskarżony biznesmen odebrał ważne odznaczenie państwowe z rąk prezydenta RP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski