Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słodka gorączka

Redakcja
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
W latach siedemdziesiątych kraj obiegła wieść, że w pewnym mieście zerwał się balkon w starej kamienicy, a gdzie indziej strop w drewnianej szopie, ponieważ nie wytrzymały pod naporem zmagazynowanego przez kogoś cukru. Ekipa Edwarda Gierka, która już od połowy lat 70. miała coraz większe problemy z zaopatrzeniem, gromiła obywateli gromadzących w gorączce różne dobra. Ilekroć w kraju lub na świecie wybuchały niepokoje, ludzie biegli do sklepów po słodki towar, szybko wykupując zapasy.

Fot. Ingimage

Drogi cukier

- Notowania cukru w okresie napięć społecznych lub politycznych były wysokie, podobnie jak innych towarów, na przykład mąki. Zapamiętałem jako dziecko, jak ludzie podczas kryzysu kubańskiego w 1962 roku masowo wykupywali mąkę - opowiada prof. Wojciech Morawski z SGH w Warszawie, historyk gospodarki.

Za czasów Gierka prowadzone przez Milicję Obywatelską kontrole ujawniały w niektórych mieszkaniach zapasy cukru od 50 do 1600 kilogramów...

Nikt nie podejrzewał, że dzieje niedoborów w Polsce zostaną dopisane przez III Rzeczpospolitą. I znowu poszło o cukier. W ostatnich tygodniach sieci handlowe w różnych miastach w kraju ustalały limity sprzedaży tego towaru, ponieważ zaczęło go brakować w hurtowniach. Niepokój wywoływali klienci, którzy chcieli nabyć jednorazowo nawet 30 kilo cukru. W części placówek handlowych, w Przemyślu na przykład, na pewien czas całkowicie wyczerpano zapasy. Historia zatoczyła krąg.

- Takie sytuacje wydarzały się w kraju, który przez długie okresy był potentatem w produkcji cukru - podkreśla prof. Morawski. - Cukrową potęgą byliśmy już w XIX wieku, a w czasach II Rzeczypospolitej eksportowaliśmy ten towar w dużych ilościach choćby do Anglii. Anglicy mieli udziały w poznańskim Banku Cukrownictwa S.A. W latach 30. cukier obok węgla był naszym towarem eksportowym, w stosunku do którego stosowaliśmy ceny dumpingowe. Dopłacając wtedy do droższego cukru w sklepach spełniało się obywatelski, patriotyczny obowiązek popierania polskiego eksportu.

W PRL-u również byliśmy słodką potęgą. A jednak cukru zabrakło. Dwa lata temu Michał Matys nakręcił film dokumentalny "Dlaczego w PRL brakowało cukru?", w którym próbował wyjaśnić zagadkę tego braku w minionym ustroju. Z różnych ust usłyszeć można różne wyjaśnienia. Również takie, że popełniano błędy planistyczne i że słynne kampanie buraczane, o których rozpisywała się prasa, były fatalnie prowadzone. W niektórych rejonach kończyły się w styczniu, a nawet w lutym, gdy połowa buraków cukrowych straciła już cenną biologiczną zawartość; surowiec ulegał degradacji i z punktu widzenia technologicznego nie powinien być przerabiany.

Szturm na sklep

Dlaczego spożycie cukru na jednego mieszkańca sięgało aż 40 kg rocznie i jakie czynniki miały na to istotny wpływ? Wyjaśnienia można było szukać w wielu ówczesnych filmach, między innymi w znakomitej komedii Stanisława Barei "Poszukiwany, poszukiwana". To tam bimbrownik udający naukowca bada "ile cukru jest w cukrze"...

- Władza ludowa miała twardy orzech do zgryzienia - mówi prof. Morawski. - Zamierzając podwyższyć ceny wódki, zastanawiała się, co zrobić z cukrem. Brak równoczesnej zwyżki ceny na drugi towar jeszcze bardziej mógł napędzić i tak aktywne bimbrownictwo. Tymczasem monopolistyczny Polmos dawał około 10 proc. wpływów do budżetu państwa.

Szacowano wówczas, iż na krajowym rynku alkoholu bimber stanowi 30-50 proc. Nie mogło więc dziwić, że cukier - prócz mięsa - był towarem także politycznym.
Społeczeństwo traktowało go jako zamiennik słabej waluty. Świetnie nadawał się do magazynowania, byle tylko miejsce było suche i... strop dostatecznie mocny. Co innego mąka. Po pewnym czasie mogło zalęgnąć się w niej robactwo. A cukier? Nie tracił nawet na słodkości.

- W latach 70., czy w jeszcze późniejszych, starsze roczniki dobrze pamiętały trudne wojenne czasy i to, że cukier, jako produkt wysokoenergetyczny, jest dobrym zabezpieczeniem - dodaje profesor. - Dlatego w PRL-u pojawiał się w społeczeństwie strach przed jego niedostatkami, co prowadziło do masowego wykupywania.

Panika cukrowa rozprzestrzeniała się błyskawicznie. W komedii Barei klientka widząc, że mężczyzna z kolejki (główny bohater filmu) bez wahania kupuje pięć kilo, natychmiast decyduje się na zakup sześciu kilogramów. W dokumencie Michała Matysa cytuje się raport sklepowej z dużego miasta, która zapisała, że po przeprowadzeniu przez klientów szturmu na sklep od godziny 14 do 18 sprzedała 4 tony cukru.

Cukier rozpoczął w powojennej Polsce epokę kartkową. Po raz pierwszy w kwietniu 1952 roku, po raz drugi w sierpniu 1976 (2 kg na osobę). Owszem, można wtedy było kupić cukier niereglamentowany, ale nie za 10,50, lecz za 26 zł.

Przez znaczny okres Polski Ludowej królował system reglamentacji; na kartki były: mięso, masło, mąka, ryż, kasza, alkohol, artykuły przemysłowe, paliwo. Nawet papieru toaletowego nie było dość. Ludzie gromadzili wszystko, co im wpadło w sklepach w ręce. Wiesław Kot w książce "PRL - jak cudnie się żyło", pisze: "Stanisław M., mieszkaniec Radomia, przechowywał, jak wykazała kontrola, m.in. w piwnicy i na strychu, 200 kg płatków mydlanych, 60 kg proszku do prania w beczce, 200 kg mydła i 50 pudełek pasty bhp. Wędkarze wyłowili z Warty dwa szczelne pojemniki, w których było 50 kg cukru".

- W 1976 roku, gdy wprowadzono nowy system zaopatrzenia, postanowiłem przestać słodzić herbatę, zamiast tego - kolekcjonować kartki na cukier. Nie słodzę do dzisiaj - wspomina prof. Morawski.

Dlatego profesor nie rozumie Zbigniewa Messnera, premiera PRL w latach 1985-88, który w 1985 r. zniósł kartki na słodki towar, mówiącego w filmie Matysa, że "ludzie bez cukru nie umieją żyć".

Unia w burakach

Coś w tym jednak jest. Kilo cukru albo pół litra bimbru były cenniejsze od ich złotówkowej równowartości. Często płaciło się alkoholem różnym "złotym rączkom". Jan Ziobroń, prezes Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Radomyskiej, wspominał niegdyś, że gdy remontował gospodarskim sumptem stojący na rynku w Radomyślu Wielkim zabytkowy samolocik, mechanicy nie chcieli zapłaty w gotówce, ale pewną ilość słynnego bimberku z okolic Dulczy...

Pewne zwyczaje przetrwały jeszcze do dziś, głównie na prowincji. Zwyczaj gromadzenia zapasów cukru pozostał. Chyba mało kto się spodziewał, że teraz - w epoce, wydawałoby się, towarowego dostatku - ponownie odżyje. Rosnące z dnia na dzień ceny, osiągające kwotę ponad 5 zł za kilogram, pobudziły do działania. Jak kiedyś. Cukier znowu się rozsypał...
Zaskoczeni są nawet znawcy rynku, choć mogli przypuszczać, że unijna polityka któregoś dnia może zabrnąć w buraki. Reforma rynku przeprowadzona przez Unię w 2006 r. miała na celu dostosowanie się do popytu na cukier w krajach UE, utrzymanie dochodów plantatorów buraka na odpowiednim poziomie i przygotowanie europejskiego cukrownictwa do konkurencji z tańszym cukrem trzcinowym. W rezultacie, w Polsce, w której branżę przejął zagraniczny kapitał, zamknięto 20 cukrowni. Polska, dawny eksporter cukru, dziś odczuwa deficyt na poziomie 300 tys. ton. Wydawało się, że w każdej chwili do nas, ale także do innych unijnych krajów, będzie można go sprowadzić z Ameryki Południowej, Australii lub Azji. Jednak w tym roku fatalne warunki pogodowe na innych kontynentach uderzyły w zbiory i pokrzyżowały plany.

- W ostatnich latach w całej Europie zamknięto 80 cukrowni, zapasy, które wcześniej wynosiły do 3,5 mln ton rocznie, skończyły się. Ostrzegaliśmy, że reforma rynku obróci się przeciwko konsumentom i plantatorom - mówi Kazimierz Kobza, dyrektor biura ZG Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego. - Z tego powodu, że gdzieś w Polsce kilo cukru kosztuje 5 zł, my, plantatorzy, nic nie mamy. Przy niskiej cenie surowca krocie zarabiają teraz koncerny cukrownicze. Liczymy na to, że w przyszłości podzielą się z nami nadwyżką zysku, zgodnie z wcześniejszymi zapisami.

Słodki instynkt

- Obcy kapitał zbija wielki majątek - uważa Maciej Marczakiewicz, szef przeworskiego związku plantatorów. - Sytuacja zapewne się ustabilizuje, ale niech nikt się nie łudzi, że cena cukru wróci do dawnego poziomu. Będzie niższa, ale nigdy po dwa złote z groszami.

Może dlatego konsumenci stracili zimną krew.

- Obudziły się w nich odruchy z dawniejszych czasów - mówi prof. Morawski.

- Gwałtowny wzrost zakupu cukru jest nieracjonalny, odezwał się w nas instynkt stadny z przeszłości. To podbija cenę - uważa Andrzej Dziadek, wiceszef plantatorów buraka z Przeworska.

- Cena ceną, lecz chodzi głównie o to, że cukru brakuje - oznajmia dyrektor Kobza. - Brakuje w całej Europie i Polacy wykupujący towar nie są wyjątkiem. Cukier wykupili Węgrzy i niektórzy, ze strefy przygranicznej, wybrali się na zakupy do Austrii. Niedostatek odnotowano w Portugalii.

Spożycie cukru od 1989 roku w Polsce znacznie spadło z 30-40 kg na jednego mieszkańca do 14,5 kg.

- Spożycie obrało inny kierunek - zaznacza dyrektor Kobza. - Kiedyś 80 proc. wykorzystywały gospodarstwa domowe, obecnie 60-70 proc. bierze już przemysł, a my częściej korzystamy z produktów przetworzonych. Konfitur też robimy mniej niż w przeszłości.

I - o czym nie wspomina dyrektor Kobza - nie robimy już tyle domowej wódki; bimbrownictwo wykończył tani, przemycany ze Wschodu, alkohol.

Zdaniem Macieja Marczakiewicza na rynku cukru trwają działania spekulacyjne. Mówi o funduszach inwestycyjnych, które znalazły okazję do zgromadzenia towaru, na którym można dobrze zarobić. Wielu w naszym kraju nie wierzy w nagły brak cukru. Podobnie było w Polsce Ludowej. Ale wtedy cukru nie było naprawdę, teraz - zdaniem niektórych - nie ma go prawdopodobnie.

 

Wiesław Ziobro

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski