Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słowa uznania dla Marcina Rempały

BD
Ze względu na rozgrywany na torach Wielkiej Brytanii Drużynowy Puchar Świata, w kraju pauzują rozgrywki żużlowe. To nie znaczy, że brakowało emocji podczas weekendu. Dotyczy to przede wszystkim Tarnowa, gdzie odbył się finał Brązowego Kasku. Są to zawody przeznaczone dla zawodników do lat 19.

Szczepan Bukowski:

   W niedzielę na torze w Mościcach rywalizowało 16 zawodników, wyłonionych z półfinałów w Lesznie i Toruniu. Wśród nich był Marcin Rempała. Zawodnik Unii wystartował po raz pierwszy po przerwie, spowodowanej kontuzją. 10 dni wcześniej podczas treningu zderzył się z Robertem Kużdżałem i w efekcie doznał pęknięcia kości śródręcza.
   Mimo bólu, podopieczny trenera Mariana Wardzały wystartował przed własną publicznością, która zresztą bardzo ciepło przyjęła go na prezentacji. Widzowie, którzy przyszli oglądać zawody na pewno na brak emocji nie mogli narzekać. Szkoda tylko, że Marcin po czterech znakomitych biegach w swoim ostatnim starcie nie dotarł do mety. Gdyby dojechał nawet na trzeciej pozycji w 19 biegu, znalazłby się na podium. Niestety boląca ręka dała o sobie znać i upadek w tym wyścigu oraz w barażu pozbawiły szans najmłodszego z klanu Rempałów.
   Po zawodach o komentarz turnieju poprosiliśmy prezesa Sportowej Spółki Akcyjnej Unia Tarnów, Szczepana Bukowskiego: - Jak zawsze zawody młodzieżowe przyniosły sporo emocji. Do tego należy dodać, że mimo młodego wieku, każdy z zawodników prezentował wysoką klasę. Wygranie biegu nie było przypadkiem. Jeżeli ktoś dojeżdżał do mety pierwszy, to naprawdę musiał być dobry. Zawody były bardzo wyrównane, o czym może świadczyć fakt, że pierwszy zawodnik zgromadził 13 punktów, a ten który był 6 miał ich 10. Nie można sobie chyba lepiej wymarzyć, żeby rozstrzygnięcia następowały w 19 i 20 biegu, a jakby tego było mało, jeszcze jest wyścig barażowy. Szkoda, że Marcinowi Rempale nie udało się zająć wyższej pozycji. Mógł nawet wygrać. Kto wie, jak zakończyłby się turniej, gdyby w swoim czwartym starcie, kiedy prowadził upadek Roberta Miśkowiaka nie doprowadził do przerwania biegu. W powtórce, mocno już osłabiony musiał uznać wyższość Marka Cieślewicza. Należy wziąć także pod uwagę, że Marcin jeszcze w kwietniu poruszał się o kulach po bardzo poważnej kontuzji biodra. To spowodowało, że nie przepracował zimy pod względem siłowym. I tak należą mu się słowa uznania. (BD)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski