Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH
Gdy czytam na "dziennikowych” łamach, po sąsiedzku, teksty kulinarne Ani Starmach i przymierzam do nich to pokoleniowe "ja w twoim wieku...”, ogarnia mnie zakłopotanie. Gotyk od baroku też z grubsza umiałam odróżnić, ale co do kuchni to... Moje drogie rówieśnice, powiedzmy szczerze: wyrosło pokolenie tymi umiejętnościami bijące nas na głowę .
My w wieku okołostudenckim (tuż przed studiami, w trakcie i krócej lub dłużej po studiach) byłyśmy wszystkie wyłącznie do wyższych celów stworzone. Żadnych garów, żadnych pieluch. Nigdy w życiu.
Większość z nas, idąc na studia (czyli poniekąd, wychodząc z domu) nie miała pojęcia o gotowaniu. Nasze zapracowane, zabiegane matki niespecjalnie miały czas i cierpliwość do edukowania nas w tym względzie, a my same najczęściej niespecjalnie się do tego paliłyśmy. Czas mieszkania w akademiku też nie sprzyjał sztuce kulinarnej. A przede wszystkim to było niemodne.
Bez względu na to, czy akademik był duży, czy mały, na każdym piętrze znajdowało się pomieszczenie z kilkoma dwupalnikowymi kuchenkami. Gotowałyśmy na nich głównie wodę. Czajnik był w każdym pokoju, garnki nie. Posiadanie garnka to byłby obciach za duży. Patelnia to ostateczność, za którą nie było już nic.
Co do umiejętności, to niektóre z nas przypalały nawet wodę na herbatę.
Potem dorastałyśmy do prostego stwierdzenia: albo nauczymy się gotować, albo dożywotnio będziemy posilać się w tzw. punktach zbiorowego żywienia. Ta druga perspektywa czyniła życie nieznośnie ponurym.
Niezłomna (co do garów) była moja przyjaciółka, towarzyszka z reporterskich szlaków, Isia R., rewelacyjna fotoreporterka. Isia konsekwentnie, do końca, przypalała wodę na herbatę, a jajko na miękko gotowała godzinę albo lepiej, dziwiąc się, że wciąż twarde. Wiekszość z nas takiego hartu ducha nie miała.
Piękna Danka złamała się już na studiach. Po wcze-snym zamążpójściu i urodzeniu dziecka wzięła urlop dziekański i zaczęła praktykę kulinarną od zupek i kaszek dla malucha. Gotowców wtedy nie było. Listy nadsyłane przez Danusię stawiały włos dęba jej koleżankom: marchewka okazywała się bardziej podstępna niż gramatyka starocerkiewnosłowiańska, a grysiczek stawiał żelazny opór. Dziecko mimo to chowało sie dobrze, dziś ma tytuł naukowy i własne potomstwo.
Zdobywałyśmy umiejętności w czasach kolejnych przejściowych trudności na rynku, umiemy piec ciasto bez jajek, masła, śmietany i wiele innych osobliwości. Jesteśmy w tym dobre – teraz, w tzw. sile wieku.
Rzadko zostawałyśmy spadkobierczyniami rodzinnych sekretow kulinarnych. Mądre babcie wolały zaczekać na prawnuczki. Chyba jednak wiedziały, co robią...
e-mail: [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?