Wczasach mojego dzieciństwa, podczas wiejskich wakacji nikt już nie sypiał na piecu, nikt też nie sypiał na ślufanku, zwanym także ślabankiem. Ślufanek jednak stał, oparty o malowaną, posażną skrzynię, może babki, może prababki, oparciem zwrócony do okiennej ściany kuchni. Towarzyszył stołowi, miejscu codziennych posiłków, bo świąteczne celebrowano w chłodnej izbie, pod okiem Częstochowskiej. Był jednocześnie ławą, skrzynią i łóżkiem. Niegdysiejszą wersalką. Twardą, bez obicia.
Ślufanki - teraz już znane jako szlabanki lub szlufanki - ciągle żyją. Można o nich przeczytać w internecie, gdzie ktoś oferuje te staroświeckie, rustykalne meble lub chwali się, że właśnie kupił przepyszny szlufanek. Nigdzie jednak - ani w wiejskich domach, ani w internecie - nie natrafi się na żarna. Ba, tu i ówdzie można przeczytać, iż z tego urządzenia korzystano do XIX stulecia. W rzeczywistości jeszcze kilkadziesiąt lat temu w wielu chałupach terkotały najprawdziwsze żarna.
Zostały z nich tylko kamienie, wielkie kręgi tu i ówdzie oparte o ściany nowych domów lub obrastające trawą zasianą w niegdysiejszych warzywnych ogródkach. A przecież kiedyś zajmowały należne im miejsce w komorach.
Komora (pierwsze „o” trochę uciekało i mówiono „kómora”) była obszarem szczególnym. Mrocznym, bo pozbawionym okna, jedynie nad prowadzącymi na podwórze drzwiami malutkie, zakurzone szybki przepuszczały odrobinę światła. Okienko było małe, tak malutkie, aby nikt, żaden złodziej, nie mógł się przez nie przecisnąć. Gęsty mrok komory wypełniała skomplikowana symfonia zapachów. Pachniało starą skórą, bo na wbitych w ściany hakach wisiała uprząż, widocznie jeszcze zbyt dobra, aby ją wyrzucić. Swoją woń roztaczało sadło (zawieszone u powały kule) - wieprzowe pęcherze wypełnione tłuszczem. Kwaskowato pachniały sery ociekające z serwatki. Na starym stole stygły ogromne bochny chleba, pachnąc tak niebywale, że aż chciało się odkroić piętkę. A jeżeli właśnie ciotki upiekły ciasto, do chlebowej woni dołączał się drożdżowy, słodko-serowy aromat. Do tej mieszaniny swoją nutę dorzucały także żarna.
Byliście kiedyś w małym wiejskim młynie? Jeżeli nie, to nie wiecie, jak pachnie rozpylona w powietrzu razowa mąka. Taką woń rozsiewały żarna, a mączny pył docierał wszędzie. Kosmaciły się od niego festony pajęczyn. Szarawa warstwa pokrywała stare naftowe lampy z pięknymi kloszami, gliniane butle po piwie z herbami książąt Sanguszków, rower z kierownicą krętą niczym baranie rogi, wielkie dymiony, w których dojrzewało wino.
Szary pył osiadał także na setkach przedmiotów wypełniających drewnianą skrzynkę. A w tej skrzynce - skarby! A w tej skrzynce - odpadki historii. Metalowe guziki z cesarskim dwugłowym orłem. Kiedyś do czegoś pasowały. Może do munduru stryjka Józka, który, zanim stał się legionistą, ruszył na Wielką Wojnę, aby bronić cesarza. (Nie chwalił się swoją legionową przeszłością, czasami tylko wzdychał: „Gdybym zdążył do Pierwszej Brygady, może zostałbym starostą”).
Leżały w skrzynce liczne monety, numizmatyczny poślad, pamiątka austriackich czasów i międzywojnia. Medaliki - pamiątki z odpustów i misji. Szklane korki od karafek, bo wtedy nie stawiano na stół butelek. Cygarniczka z wiśniowego drewna, mocno pachnąca tytoniowym sokiem. Złamany grajcarek. Zardzewiały korkociąg. Gwoździe, często odmienne od spoczywających w skrzynkach w warsztacie (warstacie - jak się mówiło). Nie przemysłowe, urodzone w fabryce, ale ręcznie wykute przez wiejskiego kowala. Każdy nieco inny, choć wszystkie pokrzywione, tak jak ludzie - wiekiem i pracą.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 18
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?