Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służba w świątek, piątek...

Redakcja
Piotr Latocha w straży pracuje od blisko dwudziestu lat. Dyspozytorem na stanowisku kierowania PSP jest od 13 lat. FOT.PAWEŁ CHWAŁ
Piotr Latocha w straży pracuje od blisko dwudziestu lat. Dyspozytorem na stanowisku kierowania PSP jest od 13 lat. FOT.PAWEŁ CHWAŁ
Święta Bożego Narodzenia, Sylwester i Nowy Rok należą do rekordowych pod względem liczby zgłoszeń, które odbierają dyżurni dyspozytorzy straży pożarnej, pogotowia i policji. Telefony na ich biurkach zaczynają dzwonić non-stop już w wieczór wigilijny.

Piotr Latocha w straży pracuje od blisko dwudziestu lat. Dyspozytorem na stanowisku kierowania PSP jest od 13 lat. FOT.PAWEŁ CHWAŁ

TARNÓW. Dyspozytorzy straży, pogotowia, policji siedzą przy telefonie każdego dnia, 24 godziny na dobę. To oni podejmują najważniejsze decyzje, kiedy trzeba ratować

W święta dochodzi do większej niż zwykle liczby awantur i konfliktów rodzinnych. Ich pretekstem jest najczęściej alkohol pity po wigilii. - Ci, którzy najpierw łamali się opłatkiem, po kilku godzinach wspólnego biesiadowania, zaczynają wylewać wzajemne, chowane latami w sercu żale. Nierzadko dochodzi do rękoczynów - opowiada Marcin Gancarz, oficer dyżurny komisariatu Tarnów-Centrum, któremu służba już wiele razy wypadała w Boże Narodzenie.

Dyspozytorom pogotowia ludzie skarżą się na kłopoty żołądkowe, inni na to, że komuś utknęła ość z karpia w gardle. Na straż dzwonią po to, aby wezwać pomoc do palącej się choinki czy kuchenki, która nagle stanęła wpłomieniach.

Sylwester obfituje z kolei głównie w zgłoszenia dotyczące zakłócania ciszy nocnej przez osoby, które zbyt głośno witają Nowy Rok lub odpalają fajerwerki, narażając na niebezpieczeństwo innych.

Marcin Gancarz ze swojej 13-letniej pracy oficera dyżurnego policji zapamiętał jednak także komiczne zdarzenie związane ze świętami.

- Już świtało, gdy ulicą Narutowicza, przed komisariatem przebiegły dwa osły. Przecierałem oczy ze zdziwienia i pytałem kolegę, czy ja dobrze widzę. Okazało się, że zwierzęta po pasterce uciekły z żywej szopki przy klasztorze bernardynów - opowiada.

- Dyspozytor musi umieć słuchać i podejmować szybko ważne decyzje, od których zależy niejednokrotnie ludzkie życie, a w naszym przypadku także to, czy uda się ująć sprawców i zabezpieczyć na miejscu ślady przestępstwa - mówi Marcin Gancarz

Dyspozytorzy pełnią dyżury 12-godzinne, przeważnie od 7 lub 7.30 do 19 lub 19.30. - Zanim pójdę do domu muszę jeszcze po skończonej służbie zdać komendantowi szczegółowy raport z tego, co się działo - zdradza szczegóły swojej pracy Piotr Latocha, od 13 lat dyżurny tarnowskiej straży pożarnej.

O ile oficerowie dyżurni policji i straży głównie koordynują zdalnie działaniami ratowniczymi, to dyspozytorzy pogotowia już nieraz, przez telefon, podpowiadali, jak należy prowadzić prawidłowo reanimację, sztuczne oddychanie czy pomóc dziecku, które udławiło się posiłkiem, zanim na miejsce dotrze karetka pogotowia.

- Koleżanka odebrała niedawno nawet przez telefon... poród, bo ten rozpoczął się tak nagle, że nie było już czasu na to, aby dojechać do szpitala - opowiada z kolei Marek Kobierski, pracujący w dyspozytorni pogotowia.

Przy telefonach dyżuruje tam bez przerwy pięć osób. W straży i policji po dwie. Jeżeli dzwonimy na numery 997 (policja), 998 (straż), 999 (pogotowie) dodzwaniamy się bezpośrednio do dyżurnych w Tarnowie. Jeśli wykręcamy 112, telefon odbiera od nas najpierw operator CPR-u w Krakowie i przekierowuje do odpowiednich służb, które mogą nam pomóc.

- Kiedyś te wszystkie telefony odbieraliśmy w straży. Roboty było kilkukrotnie więcej, bo ludzie dzwonili w najróżniejszych sprawach, niekoniecznie po ratunek. Raz nawet jedna kobieta wykręciła 112 po to, aby pochwalić się bardzo dobrym przepisem na zupę pomidorową - mówi Piotr Latocha.
Dzisiaj "głupich" i głuchych telefonów jest zdecydowanie mniej. Spowodowane jest to m.in. tym, że numery osób, które dzwonią na straż, pogotowie czy policję są automatycznie identyfikowane.

- Z chwilą, kiedy odbieram telefon z prośbą o interwencję biorę odpowiedzialność za to, co w danej sprawie dalej się dzieje. To ja decyduję o tym, ile w danym momencie patroli wysłać, czy wezwać techników kryminalistyki lub wydziału dochodzeniowego oraz czy powiadomić inne służby: pogotowie, straż pożarną, miejską czy graniczną - mówi Marcin Gancarz.

- Zdarzało się, że prowadziłem dwie, a nawet trzy akcje ratunkowe w tym samym czasie, bo akurat sytuacja tego wymagała. Trzeba mieć dobrą organizację pracy, a przede wszystkim podzielność uwagi - ocenia Marek Kobierski. Po zmianach w systemie ratownictwa medycznego w Małopolsce wysyła karetki nie tylko do mieszkańców Tarnowa i powiatu, ale również do Nowego Sącza, Krynicy czy Limanowej. - Każde zgłoszenie trzeba traktować indywidualnie. Czasem poważne z pozoru sprawy okazują się błahymi i odwrotnie - zgłoszenia, które wydawały się błahe przeradzają się w akcje ratujące życie - zauważa.

Ile osób on pośrednio uratował? Nie jest w stanie zliczyć.

- Najwięcej emocji wywołują we mnie zawsze zdarzenia z udziałem dzieci. Nieraz, po przyjściu do domu, mimo całodziennego dyżuru, jeszcze długo nie byłem w stanie zmrużyć oczu, bo rozpamiętywałem to, co się wydarzyło - opowiada Kobierski.

Służba często wypada w nocy. Co robić, aby nie zasnąć i nie przegapić ważnego telefonu?

- Mnie na nogi zawsze stawia mocna kawa - mówi Piotr Latocha. Jak dodaje, 12 godzin wbrew pozorom mijają szybko i zazwyczaj nie ma zbyt wiele czasu na to, aby myśleć o śnie.

- Technika poszła mocno do przodu. Dzięki tak zwanemu wywoływaniu selektywnemu mogę uruchomić zdalnie syrenę na remizie nawet w odległej od Tarnowa miejscowości, klikając odpowiednie okienko na ekranie komputera. Miejscowi strażacy mogą niemal od razu rozpocząć akcję ratunkową, zanim z odsieczą przybędą im strażacy zawodowi - wyjaśnia.

Z nowych możliwości korzystają także ratownicy medyczni. Dzięki zamontowanym w karetkach nadajnikom GPS, dyspozytorzy widzą na wirtualnej mapie, gdzie w danym momencie znajduje się ambulans i za ile minut może dotrzeć na miejsce wezwania.

- Technika bardzo pomaga, ale w tej pracy liczy się przede wszystkim doświadczenie. Im większe, tym lepiej - mówi Marek Kobierski. On sam dyspozytorem jest od pięciu lat. Wcześniej, przez ponad dwadzieścia jeździł, jako pielęgniarz, w karetce.

Podobną drogę przeszli zresztą wszyscy, którzy pracują na stanowiskach kierowania w straży i policji czy w dyspozytornii pogotowia.

- Trudno wysyłać kogoś na akcję i doradzać mu, co ma robić, jeśli się samemu przez to kiedyś nie przeszło - podkreśla Piotr Latocha.

Paweł Chwał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski