MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Smak zupy wiśniowej

Redakcja
Tomasz Majewski w minionym sezonie występował też w Krakowie Fot. Wacław Klag
Tomasz Majewski w minionym sezonie występował też w Krakowie Fot. Wacław Klag
TOMASZ MAJEWSKI. Nadchodzący rok ma być dla kulomiota w złotych kolorach.

Tomasz Majewski w minionym sezonie występował też w Krakowie Fot. Wacław Klag

Robert Korzeniowski, mistrz olimpijski w chodzie, mówił w czasie swej kariery sportowej, że w trakcie roku tylko raz ma wolne od treningów - to pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Jak wygląda wolny czas u kulomiotów? - zwracamy się do mistrza olimpijskiego i wicemistrza świata w pchnięciu kulą Tomasza Majewskiego.

- U mnie to jest znacznie dłuższy czas (śmiech), bo przez dwa dni świąt nie wychodzę na trening. Jeszcze w wigilię rano będę trenował, z dala od domu, jestem na zgrupowaniu w Spale, potem dołączę na wigilię do najbliższych. 25 i 26 grudnia zapomnę o sporcie. Ale na tym koniec. Nigdy w roku nie robię sobie dłuższego urlopu niż dwa dni, na trzeci dzień sam organizm domaga się ruchu. Zwłaszcza, że już w sylwestra i nowy rok znów będzie okazja do odpoczynku od sali treningowej.

Nadchodzące święta będą szczególne dla Pana, bo spędzi je Pan po raz pierwszy z niedawno poślubioną żoną Anną. Jak będą wyglądały?

- Rzeczywiście, będą inne. Zawsze jeździłem do swego domu. Tym razem wybierzemy się na wigilię do rodziców żony. Daleko nie mamy. Mieszkamy w Warszawie, żona pochodzi z południowego Mazowsza. Też jestem z Mazowsza, ze Słończewa, więc po pierwszej wizycie szybko przemieścimy się na święta do moich rodziców.

Czy mistrz świata w kuli pełni jakąś konkretną funkcję podczas przygotowań do świąt?

- W ostatnich latach już nie, bo z reguły przyjeżdżałem do domu prosto ze zgrupowania, czyli na gotowe. Czasem jeszcze zdążyłem pomóc w ubieraniu choinki, ale nie zawsze. Moja rodzina też jest wysoka i nawet te najwyżej zawieszane bombki na drzewku sama zakładała, nie czekając na mnie.

Ma Pan ulubione danie świąteczne?

- Jak się ma 204 cm wzrostu i ponad 130 kg wagi, to lubi się jeść wszystko. Mnie smakują rozmaite potrawy. Na wigilię u nas w domu mama przyrządza zupę owocową. Nie ma więc barszczu, czy grzybowej, ale zupa z suszu, z wiśni, które zrywamy w swoim ogrodzie, a do zupy nakłada się makaron. Bardzo mi smakuje i zawsze kojarzy się ze świętami. Oczywiście mamy też tradycyjną rybę.

A po paru dniach - sylwester. Państwo Majewscy mają konkretne plany?

- Wie pan, że nie. Tkwię na zgrupowaniu w Spale, żona uczy wychowania fizycznego w szkole (ukończyła w AWF w Warszawie - przyp. red.), nie rozmawialiśmy jeszcze o sylwestrze. Pewnie coś wyniknie w ostatniej chwili, na gorąco, trafi się jakaś okazja. Na pewno będzie to sylwester w kraju, bo dlaczego mam wyjeżdżać, skoro już 3 stycznia będę na lotnisku. Biorę kurs na RPA i miesięczny pobyt w słońcu Afryki.

Jak spędzał Pan dotychczas sylwestry?

- W gronie przyjaciół, w różnych miejscach, przeważnie w Polsce. Kilka lat temu miałem wolny czas, aby na koniec roku pojechać do Rzymu i tam witałem nowy rok. Ten rzymski sylwester wspominam bardzo przyjemnie.

Czas konsumpcji i zabawy minie. Jakie są konkretne plany na nowy sezon lekkoatletyczny?

- Przede wszystkim - nie odpuszczam. Jestem w optymalnym wieku dla sportowca, 28 lat, będę się więc starał wygrać wszystko, co jest do wygrania. Sezon zacznę w hali startem 3 lutego w Duesseldorfie. W przyszłym roku nasze mistrzostwa świata odbędą się właśnie pod dachem, do hali zaprasza w marcu Katar, konkretnie stolica Doha. Chcę tam pojechać i wygrać. Niemal dwa lata temu w Walencji w halowych MŚ byłem trzeci, wypadałoby przywieźć teraz medal z najcenniejszego kruszcu.

Właśnie czytałem wypowiedź mistrza świata z Berlina Amerykanina Cantwella, że już cieszy się i szykuje na pojedynek podczas halowych MŚ z Tomaszem Majewskim. A wasza rywalizacja podczas mistrzostw w sierpniu w stolicy Niemiec uznana została w światowej lekkoatletyce pojedynkiem roku...

- Niech się Cantwell szykuje. Najpierw musi się uporać z rywalami w swym kraju. Tam jest mocna konkurencja, z czterech kandydatów pojedzie do Kataru dwóch. Zobaczymy kto. Jeśli Cantwell, to w Katarze będę miał okazję rewanżu za Berlin, by zamienić srebro na złoto. Ale nawet gdyby nie przyjechał, to każdy z Amerykanów będzie bardzo mocny. Te mistrzostwa mają dla nas dużą rangę. W kuli nie ma różnicy (jak w niektórych konkurencjach), czy startuje się na stadionie czy w hali, tu i tu występują wszyscy najlepsi, a wyniki też są podobne.

Po sezonie halowym przyjdzie letni...

- W nim na czoło wysuwają się w lipcu mistrzostwa Europy. Tytułu najlepszego na Starym Kontynencie w kuli na stadionie jeszcze nie mam (tylko wygraną w halowych ME w tym roku w Turynie). Nie ukrywam, że w Barcelonie powinno być łatwiej niż w Doha, bo moi najgroźniejsi konkurenci to Amerykanie, których w Katalonii nie może być. Aby pojechać na te mistrzostwa, muszę spełnić minimum PZLA, uzyskać wynik bodaj 20,10 m, co przy moich możliwościach nie jest trudne. Drugą ważną imprezą sezonu letniego będzie Diamentowa Liga.

Do jej programu włączono Pana konkurencję i nareszcie nasi kibice będą mieli komu kibicować na wielkich mityngach "królowej sportu", bo zapewne Tomasz Majewski znajdzie się w czołówce konkursów kuli!

- Zamierzam punktować w tych zawodach, wezmę udział w siedmiu mityngach. Kula wróciła do tego cyklu, przed laty znajdowała się w programie Złotej Ligi, ostatnio jej nie było. Złota Liga zmienia się teraz w Diamentową, ma więcej mityngów, co mnie cieszy, bo będzie okazja do ciekawych pojedynków.

Puka Pan do drzwi z napisem: 22 metry.

- Oczwywiście, że chcę przekroczyć tę granicę, do 22 m brakuje mi na razie 5 cm. Rekordy mam więc w planie, choć łatwiej może planować udziały w imprezach niż odległości. Mój plan generalny to oczywiście dotrwać do igrzysk 2012 roku w Londynie, a jeśli zdrowie pozwoli, to jeszcze wystartować w olimpijskim finale w Rio de Janeiro.

Co zrobić, aby okrągły przedmiot o wadze 7,26 kg stawał się w Pana rękach coraz lżejszy?

- Nie pozostaje nic innego niż doskonalenie techniki. Tylko perfekcyjne wykonanie pchnięcia kulą przyniesie efekt. Jeśli nie wygram, to znaczy, że z przygotowaniem technicznym coś było nie w porządku. Nie zrzucę winy na stres, nerwy podczas wielkich zawodów. Po tylu latach startów jestem opanowany podczas najtrudniejszych nawet pojedynków, chyba nic nie może mnie wytrącić z równowagi.

Na zawodach widzimy w kole magistra Tomasza Majewskiego. Chyba coś się mówiło o Pańskim doktoracie?

- Wspominałem kiedyś, bo takie mam ambicje, zamiary, ale jeszcze nie dziś. Na razie na pierwszym planie jest wyczyn, ale do studiowania pewnie jeszcze wrócę.

Tymczasem ukończył Pan politologię na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego. Dlaczego taki kierunek?

- Raczej przypadek, ale dzięki niemu trafiłem w dziesiątkę. Interesuję się bowiem polityką, historią współczesną i te studia bardzo mi odpowiadały. Nie jest to zainteresowanie bierne, bo jeśli są wybory, to zawsze maszeruję głosować.

To po Rio de Janeiro wkroczy Pan na ścieżkę polityki?

- Nie sądzę, abym pracował w wyuczonym zawodzie (śmiech). Pewne zwiążę się w pracy ze sportem.

Mistrz olimpijski, zresztą o tak charakterystycznej figurze, olbrzym z bródką, jest popularny, rozpoznawalny. Czy ma Pan dużo propozycji, aby np. zagrać w filmie, reklamie, wystąpić na estradzie. Tak też potoczyła się droga Pana wielkiego poprzednika, też mistrza olimpijskiego w kuli (Monachium 1972 r.) Władysława Komara...

- Jeśli były jakieś rozmowy, to luźne, nie przykładam do nich wagi. O żadnych takich konkretach nie mogę powiedzieć, koncentruję się bowiem na swych zajęciach i startach. A jeśli chodzi o reklamę, to jestem zadowolony z tej podpisanej z firmą Orlen, która sponsoruje moje przygotowania.

ROZMAWIAŁ: JAN OTAŁĘGA

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski