Śmieci burmistrza?

"Śmieci burmistrza", jak określił je mężczyzna dzwoniący do SM, były rozrzucone w okolicach oczyszczalni ścieków nad rzeką Raba (na pograniczu miasta). Na miejsce udała się Straż Miejska z pracownikiem referatu Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Mszana Dolna. Znaleźli tam m.in. kserokopie faktur zakupu wystawionych na zakład fotograficzny żony burmistrza, koperty zleceń wywoływanych zdjęć, ścinki zdjęć, a także zaproszenie dla Tadeusza Filipiaka na sesję Rady Miasta, na której został zaprzysiężony. - Papiery zostały wyrzucone z worka niedawno, bo są jeszcze bardzo czytelne - mówi Tadeusz Żmuda, funkcjonariusz SM, który o śmieciach poinformował burmistrza.
Tadeusz Filipiak zadzwonił więc do Zakładu Gospodarki Komunalnej z prośbą o ich posprzątanie. Wszystko zmieściło się do jednego worka. Fakturę wystawił na zakład żony. Sprzątanie kosztowało 21 zł 40 gr.
Burmistrz, który niedawno włączył się m.in. w akcję czyszczenia brzegów rzek, jest całą sytuacją zniesmaczony:
- Znalezione papiery datowane są na styczeń 2007 roku, czyli zaraz po tym, jak zostałem zaprzysiężony po wyborach, a swoją firmę zlikwidowałem i przekazałem żonie. Według mnie, ktoś wtedy po prostu wziął worek, który znajdował się pośród śmieci wystawianych do wywozu za zakładem mojej żony. Jest to przedziwny zbieg okoliczności. Komuś bardzo zależało, by na mnie coś wówczas znaleźć. Natomiast teraz, prawie po dwóch latach, w momencie gdy walczę ze śmieciami na terenie miasta, wykorzystał je i wyrzucił. Metody te żywo przypominają czasy bezpardonowej, nieuczciwej walki. To próba prowokacji. Zapraszam każdego chętnego do siebie do domu i do firmy żony, by mógł sprawdzić, jak wygląda u nas segregacja śmieci. Ta sytuacja to próba zdyskredytowania mnie w oczach mieszkańców - twierdzi burmistrz. (TOP)