Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć "łabędzia"

Redakcja
Galina Ułanowa debiutowała w "Chopinianach"

     W rzędzie sławnych primabalerin rosyjskich - od Pawłowej do Plisieckiej - jaśniała blaskiem gwiazdy pierwszej wielkości: GALINA UŁANOWA. Jej nazwisko stało się legendą, zrosło się z moskiewską sceną tańca, było niemal synonimem Wielkiego Teatru Opery i Baletu.
     Ale swą wspaniałą karierę rozpoczynała na leningradzkiej scenie im. Kirowa - tam tańczyła w prapremierowych spektaklach "Złotego wieku" Szostakowicza w r. 1930, "Fontanny Bachczyseraju" Asafiewa
w r. 1934 oraz "Romea i Julii" w r. 1940. Tę Szekspirowsko-Prokofiewowską Julię powtarzała potem w sposób niedościgniony w Moskwie, co udało się reż. Arnsztamowi unieśmiertelnić w r. 1955 nagrodzonym w Cannes filmem.
     Była w Teatrze Wielkim m.in. Katarzyną w "Kamiennym kwiecie", Odettą w "Jeziorze łabędzim" i Giselle. Urodzona
w r. 1910, pożegnalny występ dała w r. 1960, do późnego wieku zachowując dziewczęcą sylwetkę. Nie została potem choreografką, jak dzieje się zazwyczaj, ale pedagogiem-korepetytorem, ćwicząc i korygując młodych tancerzy nie tylko w Bolszoj, ale również w Hamburgu i Sztokholmie (gdzie stoi rzeźba pod nazwą "Taniec Ułanowej"). Bardzo popularna była także w Anglii i Ameryce, choć ani sama nie zabiegała o sławę, ani nie żyła w kraju, który umiałby dbać o reklamę artystów. Owszem, miała oficjalny tytuł Bohatera Pracy Socjalistycznej, udzielała się w artystycznej radzie teatru, dużo pracowała społecznie, ale w swojej sztuce spod znaku Terpsychory daleka była od patetyczno-ideologicznych wskazań. Romantyczna i liryczna - taką ją kochano, szanowano, podziwiano. Skłaniała widzów najpierw do skupienia, potem do łez, później do aplauzu.
     Swój taniec pojmowała jednak poważnie. - Balet jest milczącą sztuką - mówiła - choć jednym ruchem ręki potrafi krzyczeć, wyrażać dobro albo zło. Jednocześnie posiada tę przewagę nad innymi rodzajami twórczości, że bez pośrednictwa tłumaczy może być zrozumiały dla człowieka pod każdą szerokością geograficzną. To bardzo ważne w tych złych i niebezpiecznych dla ludzkości czasach. Nagabywana zaś wszędzie o to, czy tradycja rosyjskiej i radzieckiej klasyki nie ogranicza nowoczesnych i nowatorskich możliwości w balecie, odpowiadała spokojnie, iż kanony klasyczne muszą być bazą, na której wszystko, co dobre, się opiera, ale zarazem są tylko ramami, w obrębie których tancerz wyraża treść poprzez swoją indywidualność i uczucie, odkrywa duchowe pobudki, jakie kierują akcją odtwarzanej postaci.
     Debiutowała w "Chopinianach", zwanych też "Sylfidami". I tu ładne wspomnienie Romoli, żony Wacława Niżyńskiego, który niegdyś tańczył w tym balecie z Pawłową. Niżyńska zabrała męża - wtedy człowieka już starszego i nieobecnego psychicznie - na wiedeński występ Ułanowej. Zaobserwowała, że "na każdy ruch tancerki reagował ledwie dostrzegalnym gestem. Przy pierwszych akordach walca Chopina wzleciała w rękach partnera, miękko dotknęła ziemi i znów uniosła się w powietrze sylfida". _Wówczas "chociaż zbyt późno, chociaż na jeden moment, spełnił się cud": nastąpił jakby chwilowy powrót świadomości u chorego geniusza sceny. "Taniec nagle sięgnął duszy tułacza, który całe życie marzył o powrocie do domu. Przypomniał, jak śnieg wiruje nad śpiącymi posągami w Letnim Sadzie, przypomniał przejrzyste powietrze białych nocy, mewę, która przed świtem musnęła skrzydłem fale Newy"._
     Galina Ułanowa płynęła przez "Jezioro łabędzie" na czele zespołu baletnic i solo jako "umierający łabędź". Teraz majestatyczny, piękny w ruchach, biały ptak sceny umarł naprawdę.
(CYB)
Fot. PAP/CAF

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski