Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć nad jeziorem

Redakcja
Adam Molenda

- Żona umierała kilkanaście godzin. Moja śmierć cywilna trwa już dwadzieścia miesięcy i być może będzie trwała do końca mojego życia - mówi profesor Jan Stolarek, były kierownik Katedry Fizjologii Roślin Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Kilka dni temu Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej uznał go za winnego śmiertelnego pobicia żony, skazując na karę trzech lat i ośmiu miesięcy więzienia.
   Miejscem tragedii była należąca do małżeństwa dacza, położona w Małej Tresnej nad Jeziorem Żywieckim. Dziś, po dwóch latach, nikt by się nie domyślił, że rozegrał się tu rodzinny dramat. Zatopiony w zieleni i ciszy dom, stojący na stromym zboczu, wygląda jak chatka z bajki. Z lewej strony majaczy bryła zapory, a przy drugim brzegu akwenu kołyszą się jachty cumujące w sporej przystani. Nieco dalej, poniżej drogi, pracują robotnicy, układający dojazd do innego domku letniskowego. Są miejscowi i coś niecoś o sprawie słyszeli.
   - Podobno jakaś szycha zabiła żonę, o tam, u góry... - _mówią. - Profesor czy minister... A dacza chyba jest do sprzedania.
   - _Nieprawda!
- zaprzecza profesor Stolarek. - Byłem tu dziś__pierwszy raz po blisko dwóch latach. Długo musiałem się zmuszać, żeby przekroczyć próg. Kiedy wszedłem, natychmiast miałem przed oczami wydarzenia tamtej nocy i zacząłem płakać. Ale domu nie sprzedam, gdyż to było ulubione miejsce Lucyny i teraz na każdym kroku, co chwila, jakbym ją tutaj widział. Jak gdyby ciągle żyła.

Nasz anioł

   Przed blisko dwoma laty w jednej ze śląskich gazet ukazało się pośmiertne wspomnienie pod tytułem: "Zawsze służyła innym". Dalej można było przeczytać: "4 września 2003 roku, z wielkim żalem i głębokim smutkiem, pożegnaliśmy najukochańszą przyjaciółkę naszej rodziny, wspaniałą doktor Lucynkę. Tak się złożyło, że prawie od zawsze była lekarzem naszej rodziny. Lucynka była bardzo miłą osobą, uczynną, serdeczną, życzliwą. Zawsze służyła dobrą radą i pomocą. Miała czas i dobre słowo dla pacjentów, obojętnie, czy była w Katowicach czy ulubionej Tresnej. A oprócz tych zalet miała anielską cierpliwość i uśmiech. Lucynko! Ty żyjesz, chociaż martwe masz powieki, bo w naszych sercach najmilsza przyjaciółko pozostajesz na wieki. Pogrążeni w smutku: Regina, Józef, Nela, Robert i Zbyszek".
   Kilka dni wcześniej, podczas pogrzebu na cmentarzu dzielnicy Dąb w Katowicach, tłum żałobników manifestował okrzykami wrogość wobec naukowca uczestniczącego w ceremonii. Był to jego ostatni dzień na wolności, po którym 20 miesięcy spędził w areszcie śledczym.
   - Siedziałem w zbiorowej celi, z ludźmi, z których większość miała na sumieniu ludzkie życie - wspomina naukowiec. - Ktoś__kogoś zadźgał nożem, ktoś inny przejechał człowieka autem, mając we krwi 4 promile alkoholu, ktoś zastrzelił kogoś z pistoletu... Mówili: "Kur..., Jasiu, ty już nie jesteś profesor, skoro siedzisz z takimi jak my. Bankowo dostaniesz "ćwiarę" (25 lat więzienia). Już po tobie!
   Na budowę domku w Beskidach Stolarkowie przeznaczali od lat prawie wszystkie swoje oszczędności. Jeszcze w czasach, kiedy dacza nie była ukończona, oboje spędzali tam nie tylko urlopy, ale i weekendy. Byli bezdzietni, lecz mieli rodzinę oraz mnóstwo przyjaciół, których stale gościli nad jeziorem.
   Osiedle Tysiąclecia w Katowicach to niepozbawione swoistego sznytu blokowisko z gierkowskich czasów, na którym, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, kwaterowano obok siebie robotników i inteligencję. Lucyna Stolarek była tu osobą bodaj najbardziej znaną. Nic dziwnego - przez trzy dekady pracowała jako lekarka w tutejszej przychodni.
   - Cudowna kobieta i wspaniały lekarz! - _przekrzykują się__panie zagadnięte przed sklepem. - To obraza boska, żeby tak skończyć! A jego podobno wypuścili! Ktoś widział, że chodzi po osiedlu.
   Profesor Stolarek kiwa głową:
   
- Wszyscy mówili, że Lucyna to był anioł w ludzkiej postaci. Ja sam najlepiej wiem, że tak właśnie było. Wszystko, co w życiu osiągnąłem, udawało się dzięki temu, że była przy mnie._

Czarna noc

   Rankiem 29 sierpnia 2003 roku sąsiad profesorostwa, mieszkający obok daczowiska, został poproszony przez Jana Stolarka o pilne przyjście do jego domu. Naukowiec twierdził, że żona straciła przytomność i prosił o pomoc.
   - Profesor był zmieniony i zdenerwowany. Kiedy wszedłem do domu, pani Lucyna leżała na podłodze i wyglądała na martwą - _zeznał Bogusław W. - Była ułożona na plecach i przykryta wełnianym kocem, a pod głową miała kołdrę.
   Wcześniej właściciel daczy wezwał telefonicznie karetkę pogotowia. Lekarz stwierdził, że na ciele nie ma widocznych obrażeń, natomiast z ucha kobiety ciekła krew. Jan Stolarek domagał się od doktora, by ten reanimował jego żonę, ale było już za późno. Policjanci, dokonujący oględzin miejsca zdarzenia, uznali, iż "istnieje uzasadnione podejrzenie, że nagły zgon może pozostawać w związku z działaniem osób trzecich". Dlatego wszczęto postępowanie wyjaśniające.
   Według naukowca przebieg wydarzeń wyglądał następująco...
   Jego małżonka poprzedniego dnia wieczorem źle się poczuła, ale to zlekceważyła. Około północy oglądający telewizor Jan Stolarek, słysząc hałas, wstał z fotela i zobaczył, że żona leży na podeście schodów. Tętno było wyraźne, więc podjął samodzielne próby reanimacji nieprzytomnej kobiety, stosując masaż serca i sztuczne oddychanie.
   
- Byłem tym, co się stało, przerażony i oszołomiony. Działałem jakby w malignie - wspomina. - Na koniec pamiętam tylko tyle, że zasłabłem, prawdopodobnie na skutek zapaści cukrzycowej albo ataku padaczki, na którą cierpię po przebytym wypadku. Obudziłem się już rano i przestraszyłem, że ona ciągle nie odzyskuje przytomności.
   Tak przedstawione okoliczności zakwestionowali żywieccy prokuratorzy. Ich podejrzenia wzbudziło m.in. to, że zmarła była umyta i przebrana w świeże ubranie, zaś krew ze schodów została niedokładnie starta. Ponieważ Stolarek był ostatnim człowiekiem, który widział żonę żywą, został aresztowany. On sam od początku zaprzecza, jakoby targnął się na życie małżonki.
   
- Nie mam pretensji do wymiaru sprawiedliwości, ale do procesowego kodeksu karnego, który pozwala przetrzymywać podejrzanego bez wyroku przez prawie dwa lata - komentuje__dzisiaj profesor. - Gdybym był kolejarzem albo inną osobą, niezdolną do skutecznej obrony ze względu na brak wykształcenia, byłbym już dzisiaj skazany na co najmniej 15 lat pozbawienia wolności._

Agresywny czy nie?

   Przebywając w areszcie śledczym, profesor zaopatrzył się w książki prawnicze i przy pomocy adwokata zaczął przygotowywać swoją obronę. Prokurator postawił mu najpierw zarzut śmiertelnego pobicia żony, zaś po kilku miesiącach zmienił kwalifikację czynu na zabójstwo, co zagrożone jest o wiele wyższą karą więzienia.
   W trakcie śledztwa ustalono, że w Tresnej małżonkowie utrzymywali kontakty tylko z dwoma sąsiadami, mieszkającymi tam stale. Funkcjonariusze gromadzący informacje usłyszeli, że profesor zaglądał do kieliszka, zaś będąc pod wpływem alkoholu, miewał pretensje do otoczenia, co głośno i ostro artykułował. Wszyscy świadkowie, zarówno z Tresnej, jak Katowic, twierdzą jednak, że nigdy nie zachowywał się agresywnie wobec żony. Koleżanka z pracy Lucyny Stolarek zeznała, że widziała u pani doktor siniaki, ta jednak zaprzeczała, jakoby była bita przez męża. Ktoś słyszał, jakoby Lucyna Stolarek, zmęczona konfliktami w związku małżeńskim, zamierzała sama przenieść się na stałe do Tresnej. Jej mąż stanowczo temu zaprzecza.
   Motyw alkoholu i nagannych zachowań profesora pojawia się również w relacjach najbliższej rodziny Lucyny Stolarek, a także sąsiadów z Osiedla Tysiąclecia, również tych, z którymi rozmawialiśmy my.
   - Nieraz pokrzykiwał, czasami wulgarnie, do dzieci bawiących się pod jego oknami - _mówi kobieta z wózkiem.
   
- Widywałem, że wracał do domu podpity - twierdzi mężczyzna__w roboczym ubraniu.
   Jan Stolarek odrzuca posądzenia, jakoby był alkoholikiem.
   
- Owszem, miałem przed laty okres, kiedy pod wpływem stresu w życiu zawodowym sięgałem po trunki częściej niż powinienem - wspomina. - Nigdy się jednak nie uzależniłem. Mój organizm jest odporny na nałogi, na przykład nie palę tytoniu. Co do konfliktów z sąsiadami w osiedlu, to brały się z powodu hałasów, które przeszkadzały mi w pracy. Kilka razy zwróciłem młodzieży uwagę i już potem nie mogłem nawet otworzyć okna, bo wrzucali przez nie kamienie i petardy. W Tresnej złościłem się na złodziei, bo bez przerwy nam coś ginęło. Ostatnie włamanie spowodowało straty w wysokości 20 tys. złotych!
   W katowickim mieszkaniu naukowca zastaliśmy Janinę Borczyk, która wraz z mężem Franciszkiem od lat przyjaźni się z małżeństwem Stolarków.
   
- Bywaliśmy w Tresnej co weekend - mówi. - Nie wierzę, żeby Janek mógł zrobić Lucynce jakąkolwiek krzywdę. Wielu innych znajomych też ma co do tego wątpliwości._

Eksperci kontra profesor

   Jan Stolarek to erudyta i poliglota. Karierę naukową rozpoczął 45 lat temu w UMCS w Lublinie, potem przeniósł się do Katowic, gdzie tworzył Katedrę Fizjologii Roślin na UŚ, której następnie był wieloletnim kierownikiem. Zajmuje się biologią, fizjologią i biofizyką roślin. Jest absolwentem Akademii Rolniczej w Moskwie, magistrem inżynierem chemii rolnej, doktorem habilitowanym nauk przyrodniczych. Profesurę otrzymał w 1996 r. Odbywał wielokrotnie staże naukowe w Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie i Francji. Jest autorem wielu artykułów i książek, a także cenionym tłumaczem literatury naukowej. Wypromował wielu magistrów, doktorów, doktorów habilitowanych i profesorów. Posiada liczne nagrody i odznaczenia państwowe. Ma 67 lat. Po aresztowaniu został zawieszony w obowiązkach służbowych, który to stan trwa do dziś.
   - Większość mojej energii podczas pobytu w areszcie oraz kilkunastu rozpraw poświęciłem na studiowanie opinii biegłych, konfrontując je z podręcznikami medycyny sądowej - _relacjonuje. - Myślę, że właśnie dzięki własnym staraniom otrzymałem wyrok nie za zabójstwo, a śmiertelne pobicie, choć ten zarzut również odrzucam, gdyż moim zdaniem stoi w sprzeczności ze zgromadzonym materiałem dowodowym. To nieprawda, że pobiłem żonę, że ją dusiłem, wlokłem po schodach, kopałem - jak zarzucono mi w akcie oskarżenia. Nie jestem zwyrodnialcem ani mordercą! Po śmierci żony moje życie straciło sens!
   Podczas sekcji zwłok stwierdzono, że przyczyną zgonu Lucyny Stolarek było: "złamanie kości podstawy czaszki, ze stłuczeniem mózgu, krwiakiem śródczaszkowym oraz w konsekwencji obrzękiem mózgu". Na ciele kobiety ujawniono również, w wielu miejscach, "liczne podbiegnięcia krwawe". Profesor mówi, iż te ostatnie musiały powstać wtedy, kiedy podjął próby reanimacji, gdyż jego żona miała tak delikatną skórę, że mocniejsze dotknięcie powodowało powstawanie siniaków.
   Specjalistyczne ekspertyzy, wykonane przez kilku biegłych, różnią się szczegółami, które trudno laikowi oceniać. Skazany kilkakrotnie cytuje opinię jednego ze specjalistów, brzmiącą następująco: "Obrażenia ciała (...) powstały na skutek licznych uderzeń narzędziem twardym tępokrawędzistym lub też uderzeń o takie narzędzie".
   
- Jestem teraz na wolności i przygotowuję apelację, więc zwróciłem się o pomoc do największych polskich autorytetów w dziedzinie prawa karnego oraz medycyny sądowej - informuje Jan Stolarek. - Wierzę, że potrafią wytknąć wady ekspertyz, które doprowadziły mnie do werdyktu skazującego._

Niepoczytalny?

   Przewodniczący składu sędziowskiego, sędzia Jarosław Sablik, odmawia komentowania wyroku przed sporządzeniem go na piśmie, ale podczas jego ogłaszania stwierdził, iż wina została złagodzona m.in. ograniczoną poczytalnością oskarżonego w chwili popełniania czynu. Na tę okoliczność wskazali biegli podczas półrocznej obserwacji psychiatrycznej, której został poddany Jan Stolarek.
   Parę dni temu naukowiec wrócił do domu, ponieważ zaliczono mu w poczet kary 20 miesięcy spędzonych za kratami oraz uchylono areszt tymczasowy. Wyrok jest nieprawomocny.
   Jego byli koledzy z uczelni są w wypowiedziach nader powściągliwi.
   - Sprawa jest trudna i kontrowersyjna, również z punktu widzenia opinii naszego wydziału. Czekamy na ostateczne rozstrzygnięcia sądowe - _usłyszeliśmy.
   Katowickie mieszkanie profesora jest nobliwie urządzone meblami i przedmiotami w starym stylu. W pokoju, w którym rozmawiamy, królują księgi oraz sterty dokumentów procesowych oraz grube notatniki i maszynopisy, które Jan Stolarek zapisał podczas pobytu w areszcie. Widać i słychać, że wszystkie te materiały zna prawie na pamięć, gdyż w tysiącach stron orientuje się bezbłędnie.
   
- Zdaję sobie sprawę, że wróciłem do domu z opinią bandyty, którego nikt, poza wąskim kręgiem przyjaciół, nie akceptuje - mówi. - Nie mam też nadziei, że z taką renomą zostanę przyjęty z powrotem na uczelnię, choć chyba tylko praca pozwoliłaby mi nie oszaleć po tym, co przeszedłem. Teraz właściwie już na niczym w życiu mi nie zależy. Poza dobrym imieniem, o które walczył będę do końca.
   Z wyroku nie jest zadowolony również oskarżyciel.
   
- Decyzja o złożeniu przez nas apelacji zapadła tuż po ogłoszeniu wyroku, jeszcze na sali sądowej - informujeprokurator Marek Mleczek, rzecznik Prokuratury Okręgowej wBielsku-Białej. - Czekamy tylko na pisemne uzasadnienie. Interesuje nas szczególnie, jakie to powody sprawiły, że sąd zmienił kwalifikację czynu z zabójstwa na zarzut śmiertelnego pobicia. Będziemy starali się przekonać sąd apelacyjny, iż było to jednak morderstwo.
\\\*
   _Nazwisko Jana Stolarka ujawniamy za Jego zgodą

   Redakcja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski