Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć w dyskotece

Redakcja
Na pozór zwykli młodzi ludzie, od rówieśników różni ich to, że potrafili zabić. Nie planowali tego. Niewiele też pamiętają z ostatniej weekendowej nocy.

Łukasz wybrał się na zabawę ze starszymi siostrami. Świętowali początek wakacji….

   Wieś mówi o nich: - To nie kryminaliści. Na trzeźwo zawsze zachowywali się poprawnie, złego słowa nie można powiedzieć, ale po pijanemu szukali zaczepki i pretekstu do bijatyki. Nikogo to nie dziwiło, bo młodzi muszą się wyszumieć. Takie awantury - jak w ostatnią niedzielę - podczas zabawy - to norma. Nikomu nie przyszłoby do głowy wzywać policji, gdyby nie śmierć Łukasza K.
   Na dyskotekę w Domu Ludowym przyszli w kilkuosobowej grupie koło północy, kiedy zabawa już trwała. Wcześniej sporo wypili. Z początku nawet tańczyli, potem, nie wiedzieć dlaczego, zaczęli szukać zaczepki, jakby chcieli pokazać, kto tu rządzi. Ubliżali, potrącali tańczących, zachowywali się hałaśliwie.
   - W końcu nastąpiło spięcie. Ktoś próbował ich uciszyć - bez skutku. Doszło do szarpaniny. W pewnym momencie awantura przeniosła się na zewnątrz. Ktoś zapamiętał stojącego na skarpie Łukasza, krzyczącego w stronę napastników. Ktoś inny usłyszał, jak jeden z nich mówił: "Zobaczysz, ja się z tobą rozprawię, zadzwonię po kumpli". Na to Łukasz miał__odpowiedzieć: "A po co ci kumple?!". Przy obydwu stały dziewczyny, próbowały ich uspokoić, rozdzielić. Tamci nie reagowali - mówi nadkom. Marek Korzonek z Komendy Powiatowej Policji w Krakowie. - Naprawdę nikt nie pamięta, od czego się zaczęło i o co poszło.
   W pewnym momencie 20-letni Michał podbiegł do Łukasza i zadał cios nogą. Trafił w splot słoneczny tak nieszczęśliwie, że chłopak przewrócił się i stracił przytomność.
   Pierwsza karetka, wezwana przez uczestników zabawy, przyjechała już po 5 minutach. Lekarze natychmiast przystąpili do reanimacji. Wkrótce nadjechała następna karetka. Mimo trwającej prawie dwie godziny akcji ratunkowej chłopak nie odzyskał przytomności. Lekarze musieli dać za wygraną. Stwierdzili zgon.
   Mieszkańcy wsi

są wstrząśnięci.

   - Siedzieliśmy tam, modliliśmy się i patrzyliśmy, jak Łukasz umiera - mówi młoda dziewczyna z sąsiedztwa. - Nikt nie odchodził, mimo że było już grubo po północy. Zbiegli się ludzie z sąsiednich domów. Ktoś pojechał zawiadomić matkę Łukasza. Czekaliśmy, że stanie się cud. Prawdę mówiąc, wtedy nikt nie spodziewał się, że Łukasz umrze. Takie awantury zdarzają się przecież często.
   Tego wieczoru Łukasz wybrał się na zabawę ze starszymi siostrami. Świętowali początek wakacji. Takie towarzyskie spotkania w Domu Ludowym młodzież ze Szczepanowic urządza sobie często.
   - To lepsze niż picie piwa na przystanku - mówi mieszkający naprzeciwko sąsiad, którego córki także bawiły się wówczas w klubie.
   - Znaliśmy go od dziecka - opowiadają o Łukaszu sąsiadki. - To był spokojny, dobry chłopak. Nie pił, nie palił, dobrze się uczył. Codziennie dojeżdżał pociągiem do szkoły w Krakowie.
   Łukasz był najmłodszy z pięciorga rodzeństwa. Wychowywała ich tylko matka. Nigdy im się nie przelewało, ale wszystkie dzieci uczyły się lub zdobyły już zawód. Cała rodzina jest pogrążona w żałobie. Nic dziwnego, że nie chcą rozmawiać na temat tragedii. Jedynie ciocia, u której mieszka rodzina K., nie umie powstrzymać żalu:
   - To był taki dobry chłopak. We wrześniu skończyłby 18 lat. Uczył się w technikum, miał plany na przyszłość. Był naszą radością i podporą. Nie wiem, jak dalej żyć! Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co czuje matka. Nie mogę dłużej rozmawiać - ociera łzy. - Zapytajcie we wsi. Wszyscy go znali. To był dobry chłopak, nikt nie powie złego słowa.
   Sprawcy tragedii mieszkają w pobliżu, w sąsiedniej wiosce, Polanowicach. Znali Łukasza jeszcze ze szkoły podstawowej. Nigdy nie było między nimi żadnych zatargów, nieporozumień.
   - Taka głupia śmierć. Bez żadnego powodu, właściwie z przypadku - mówi starsza kobieta, mieszkanka Polanowic.
   Szczepanowice to

bardzo spokojna wieś.

   Włamanie do sklepu jest tu już wydarzeniem. W całym minionym roku policja prowadziła zaledwie 3 sprawy. W tym dwie właśnie o włamanie. W trzech sąsiadujących gminach - Słomnikach, Igołomii Wawrzyńczycach i Kocmyrzowie-Luborzycy były w sumie 672 postępowania, z czego tylko 11 dotyczyło pobić.
   - Nic dziwnego, że wieś przeżywa szok. Ta awantura zakończyła się tragicznie - śmiercią młodego chłopaka. Ale przecież podobne zdarzenia towarzyszą wielu wiejskim zabawom, tyle że nikt ich nie zgłasza policji. To specyfika środowisk wiejskich - raz się lubią, raz się kłócą. Wyrównują rachunki we własnym gronie i nie chcą, żeby do tego mieszała się policja - mówi Mariusz Marchut, komendant komisariatu w Słomnikach.
   Tamta noc była dla miejscowej policji feralna. Trzy podległe komisariatowi gminy patrolował tylko jeden radiowóz. A zdarzeń było aż trzy: śmiertelny wypadek na drodze, włamanie do sklepu i zabójstwo. Trzeba było wzywać na pomoc patrol z sąsiedniego komisariatu.
   - Zazwyczaj nie ochraniamy dyskotek. Policja nie ma takiego obowiązku. Częściej patrzymy, czy po zakończeniu zabawy nietrzeźwi nie siadają za kierownicą - tłumaczy komendant Marchut.
   Dzisiaj, na skarpie przez Domem Ludowym, w miejscu, gdzie doszło do tragedii, stoi metalowy krzyż, leżą kwiaty, palą się znicze. Ludzie przystają przed klepsydrą, przyklejoną do tablicy ogłoszeń w środku wsi. Wszyscy wybierają się na pogrzeb w Goszczy. Nie mogą otrząsnąć się po tym, co się stało.
   Trzech mężczyzn, podejrzewanych o śmiertelne pobicie, policja zatrzymała jeszcze tej samej nocy. Jednego pod dyskoteką, dwóch w domu. Zanim doszło do formalnych przesłuchań,

musieli wytrzeźwieć.

   - Ostatecznie, po zebraniu dowodów w tej sprawie, zarzuty przedstawiliśmy dwóm z nich. Obydwaj zostali aresztowani przez sąd na trzy miesiące. Trudno w tym pobiciu dopatrywać się jakiegoś motywu. Ten chłopak zginął bez żadnego powodu. Między mieszkańcami obydwu wiosek nie było żadnych antagonizmów - mówi nadkom. Marek Korzonek z Komendy Powiatowej Policji w Krakowie, która prowadzi śledztwo w tej sprawie.
   Mariusza L., jednego z zatrzymanych, zwolniono w poniedziałek do domu. We wtorek wieczorem pojechał do wojska pod Warszawę. Jego matka zapewnia:
   - Syn nie miał z tym nic wspólnego. Owszem, był na zabawie, ale poszedł sam, nie z tamtymi dwoma. Pewnie, że lubi sobie wypić, ale nie bierze się po wódce do bicia. Nie wiem dokładnie, kiedy wrócił do domu, bo spokojnie położył się spać. Rano przyszła po niego policja. Przestraszyłam się. Nic przecież nie wiedziałam, co tam się zdarzyło. A nawet jak wrócił po 48 godzinach, to też nic nie chciał mówić.
   Żaden z trzech zatrzymanych 20-latków nie był dotychczas notowany przez policję. Żaden też nie przyznaje się do winy. Wszyscy twierdzą, że pracują tylko dorywczo. Rzeczywiście - Mariusza L. nie zastałyśmy w domu, bo w przeddzień wyjazdu do jednostki wojskowej pracował na budowie.
   - Na razie występuje on jako świadek, choć może się zdarzyć, że jego rola w tym postępowaniu się zmieni - mówi nadkom. Korzonek. - Do tej pory przesłuchaliśmy dopiero kilkunastu świadków, ale na zabawie było ok. 30 osób. Zeznania pozostałych mogą zmienić obraz sytuacji.
   Nasi rozmówcy mówią o zatrzymanych chłopakach

bez nienawiści

   Wszyscy są przekonani, że zabójstwo nie było zamierzone i zaplanowane. Że doszło do niego na skutek tragicznego zbiegu okoliczności. Dla nich bijatyki i awantury podczas zabaw to norma.
   Policja to potwierdza:
   - Żaden ze świadków nie był tendencyjny. Opowiadali o podejrzanych obiektywnie, wskazywali zarówno na złe, jak i dobre ich cechy. Widać było, że chcieli pomóc w tym śledztwie. Wszyscy podkreślali, że ta śmierć była wynikiem bezmyślności, braku wyobraźni i alkoholu, a nie premedytacji. Wódka wywołuje agresję. Dlatego awantury na imprezach nikogo nie dziwią.
   - Widziałam, że na sali coś się dzieje, że się szarpią - jak to na zabawie - mówi młoda dziewczyna. - Nie zwracałam na to większej uwagi. Przecież zawsze coś takiego się dzieje, ale nigdy nie kończy się śmiercią.
   - Może gdyby Łukasz był innej postury, większy, masywniejszy, to nawet nie poczułby tego kopnięcia - spekuluje ktoś inny. - On był jednak szczupły, niewysoki. Tak naprawdę wyglądał jak dzieciak.
   Mieszkańcy wsi są zgodni: współczują rodzinie zabitego chłopaka, ale też aresztowanym w tej sprawie mężczyznom. Wyjdą z więzienia po latach z piętnem zabójców. Wypili o jeden kieliszek za dużo. Nie pierwszy raz, ale tym razem drogo za to zapłacą.
   Przedstawiono im zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Grozi im za to do 12 lat więzienia.
ElŻbieta Borek
Ewa Kopcik
   - Nadkom. Dariusz Grzechnik, szef policyjnego zespołu psychologów Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie:
   To zabójstwo było efektem bezmyślności. Jednym kopnięciem młody człowiek skopał sobie całe życie. Na dodatek doszło do tego w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają i nie boją się siebie nawzajem. Dla lokalnej społeczności to musi być wielki szok. Nie ma takiego miejsca, gdzie nie mogłoby dojść do podobnego przestępstwa.
   W ostatnich latach bardzo poważnie wzrósł poziom agresji wśród młodych ludzi. To wynik zarówno przemian społecznych, jak i wpływu mediów, w tym filmów pełnych agresji. Także rywalizacji, która dominuje w społeczeństwach rozwiniętych. Przyczyn jest więcej. Niewątpliwie dzisiaj skala problemu jest większa, niż 20 - 30 lat temu.
   Znaczną rolę w eskalacji agresywnych postaw mają używki, szczególnie alkohol. Niweluje on lęk i mechanizmy oporu. Na nieszczęście picie jest dziś modne, a alkohol dostępny dla młodych ludzi.
   Agresja, to problem społeczny. Dotyczy rodziny, środowiska szkolnego, bloku, podwórka. Młodzież mamy taką, jakie mamy społeczeństwo. Sam psycholog nie rozwiąże tego problemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski