MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć za więziennym murem

Redakcja
Wkrótce miną trzy lata od śmierci Claudiu Crulica, Rumuna, który zagłodził się w krakowskim areszcie przy ul. Montelupich. Za więziennym murem już prawie o niej zapomniano. Nikt nie poczuwa się do winy. O swojej niewinności zapewniają również lekarze, których proces toczy się przed sądem.

Historie z paragrafem

33-letni Claudiu Crulic trafił na "Monte" we wrześniu 2007 r. jako podejrzany o kradzież pieniędzy z bankomatu i portfela sędziego. Od razu zapowiedział, że będzie głodował - w proteście przeciw aresztowaniu i oskarżeniu. Żądał kontaktu z konsulem rumuńskim. Dostał jednak tylko list z ambasady, w którym stwierdzono, że ma zaprzestać głodówki i obiecano mu dobrego adwokata. Nie doczekał się go. Z dnia na dzień tracił na wadze.

- Nie jadł, ale mimo to dużo ćwiczył, robił nawet 80 pompek. Miał ołtarzyk wycięty z gazety z Chrystusem w koronie cierniowej i modlił się 8 godzin dziennie. Pisałem mu list do ambasady - zeznawał niedawno w sądzie aresztant, przebywający z nim w jednej celi.

Crulic wielokrotnie był konsultowany przez więziennych lekarzy, ale dopiero 3 stycznia 2008 r., czyli prawie cztery miesiące po rozpoczęciu głodówki, władze aresztu wystąpiły do sądu o zgodę na przymusowe karmienie. Posiedzenie sądu odbyło się na "Monte" po sześciu dniach. Aresztant został na nie przyniesiony na noszach. Pozytywna decyzja zapadła, ale bez klauzuli natychmiastowej wykonalności. Lekarze postanowili na nią czekać, jednak po dwóch dniach stan zdrowia pacjenta pogorszył się tak dramatycznie, że zmielili decyzję i podjęli przymusowe karmienie. Nieskutecznie - przebili mu opłucną. Wreszcie 16 stycznia - na ich wniosek - Crulica zwolniono z aresztu. Trafił do szpitala MSWiA w stanie agonalnym, gdzie po dwóch dniach zmarł, ważąc 40 kg.

O jego dramacie cała Polska dowiedziała się dopiero po upływie 2,5 miesiąca... z "Tygodnika Powszechnego". Nazajutrz na "Monte" pojawili się kontrolerzy z Warszawy, a minister sprawiedliwości i szef więziennictwa zapowiedzieli dokładne wyjaśnienie sprawy i wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych. Kontrola z centrali zakończyła się jednak już po dwóch dniach, nie stwierdzając żadnych uchybień aresztu. Podobnie zakończyło się postępowanie wyjaśniające sądu penitencjarnego.

- Nie mogłem się z tym zgodzić. Uważam, że w takiej sytuacji należało działać jak z samobójcą, którego trzeba ratować i nie dopuścić - nawet siłą - aby się zabił - mówi Zygmunt Lizak, były szef Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Krakowie, kojarzony z tzw. ludzką twarzą służby więziennej. Zapewnia, że o głodówce i śmierci Rumuna - tak jak cała Polska - dowiedział się z prasy.

Sam powołał kolejną komisję, która miała wyjaśnić wszystkie aspekty tej sprawy. Tym razem raport wskazywał winnych wśród funkcjonariuszy więziennych. Główny nacisk położono w nim na brak przepływu informacji pomiędzy wychowawcami, psychologami, lekarzami, ochroną i dyrektorem aresztu. Padły stwierdzenia, że Crulic mimo fatalnego stanu zdrowia częściej przebywał w celi niż w więziennym szpitalu. Na jego postawie Luiza Sałapa, rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej informowała: "Przepisy nie zostały złamane. Ale zabrakło umiejętności przewidywania i przede wszystkim zwykłej ludzkiej wrażliwości. Za późno powiadomiono sąd penitencjarny, za późno podjęto decyzję o dokarmianiu. Spóźnione były decyzje medyczne. Ten człowiek przez cztery miesiące odmawiał posiłków i badań lekarskich, a mimo to, nie było w porę właściwej reakcji".
Paradoksalnie jednak miesiąc później stanowisko stracił Lizak, dzięki któremu krytyczny raport w ogóle powstał. Wniosek o jego odwołanie ze względu na "ważny interes służby" złożył szef więziennictwa, a jego rzeczniczka wyjaśniała: "Został odwołany za całokształt działalności, poniekąd również za brak nadzoru". Posadę stracił wówczas także dyrektor krakowskiego aresztu.

Sprawę głodowej śmierci Claudiu Crulica krakowska prokuratora badała przez ponad rok. Zakończyła ją w połowie 2009 r., sporządzając akt oskarżenia przeciwko trójce lekarzy z więziennego szpitala. Zarzuty niedopełnienie obowiązków i narażenie aresztanta na niebezpieczeństwo utraty życia lub nieumyślne doprowadzenie go do śmierci przedstawiono dyrektorce szpitala, ordynatorowi oddziału wewnętrznego i kierowniczce ambulatorium.

Proces w tej sprawie toczy się już od kilkunastu miesięcy i powoli zbliża do finału. Lekarze nie przyznają się do winy i twierdzą, że nie ponoszą odpowiedzialności za śmierć pacjenta.

- Opinia publiczna wierzy, że lekarze ze szpitala w areszcie beznamiętnie przyglądali się, jak umiera głodujący człowiek. Ale to nieprawda. Pacjent do 14 stycznia był w stanie stabilnym i wszystko wskazywało na to, że to się dobrze zakończy - mówił w czasie jednej z rozpraw oskarżony Piotr S., ordynator oddziału wewnętrznego. Zapewniał, że razem z innymi lekarzami "wydzwaniał po krakowskich szpitalach", szukając dla Crulica pomocy.

W grudniu sąd przesłuchał ostatnich świadków. Lekarz psychiatra, która konsultowała głodującego aresztanta dwa tygodnie przed śmiercią, zeznawała m.in.: "Był w pełni świadomy, zorientowany w sytuacji, protestował przeciwko badaniu. Mówił, że zakończy głodówkę, jeżeli zostaną spełnione jego postulaty: spotkanie z konsulem i przeniesienie do innego aresztu. Nie mówił, że nie chce żyć. Nie stwierdziłam choroby psychicznej".

Zygmunt Lizak, który po odwołaniu ze stanowiska odszedł na emeryturę, po raz kolejny powtórzył w sądzie: "Zawiodły procedury i ludzka wrażliwość".

Wyrok w tej sprawie powinien zapaść w najbliższych miesiącach.

EWA KOPCIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski